Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ryzykowna polityka

Treść

Z dr. hab. Włodzimierzem Marciniakiem z Instytutu Studiów Politycznych PAN rozmawia Anna Wiejak

Czy popieranie dążeń separatystycznych kosowskich Albańczyków leży w interesie Europy?
- Widać, że w tej sprawie jest istotna różnica zdań między poszczególnymi państwami, ponieważ część krajów europejskich obawia się niepodległości Kosowa jako pewnego precedensu uzasadniającego dążenia niepodległościowe np. prowincji w Hiszpanii, natomiast inne kraje europejskie widzą niepodległość Kosowa jako sposób uregulowania konfliktu na Bałkanach, tzn. zakończenia pewnej serii konfliktów narodowościowych, które wybuchły po rozpadzie Federacji Jugosłowiańskiej.

Czy konsekwencją tej secesji może być "efekt domina", np. w Bośni i Hercegowinie?
- Pewności co do tego nie ma, ale istnieje bardzo wiele obaw. Proszę zwrócić uwagę, że dotychczas polityka krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych Ameryki była jednak taka, żeby zachować jedność terytorialną i polityczną Bośni i Hercegowiny i żadnej części tej republiki nie przyłączać ani do Chorwacji, ani do Serbii. Nastąpiła zatem wyraźna zmiana, która niestety jest ryzykowna, ale też przełomowa. Do tej pory polityka państw europejskich i generalnie społeczności międzynarodowej wobec nowo powstających państw była taka, żeby nie zmieniać dotychczasowych granic politycznych bądź utrwalonych granic administracyjnych jak np. republik jugosłowiańskich czy republik postsowieckich. Obawa, że nastąpi "efekt domina", jest uzasadniona.

Dlaczego niektóre kraje popierają dążenia Kosowa do niepodległości?
- Tu mogą wchodzić w grę antyserbskie resentymenty.

To znaczy?
- Został wykreowany obraz Serbii jako złej strony konfliktów na terenie Bałkanów oraz różnorodnych wcześniejszych wojen. Po drugie, może tu wchodzić w grę chęć zadośćuczynienia ambicjom niepodległościowego ruchu wśród ludności muzułmańskiej z nadzieją na powstanie w przyszłości demokratycznego państwa islamskiego i w ten sposób, poprzez przykład Kosowa, pozytywnego oddziaływania na świat islamu.

A czy Kosowo nie może stać się przyczółkiem dla wojującego islamu?
- Jak najbardziej może. Ja raczej podzielam tego typu obawy. Moim zdaniem, jest to bardzo ryzykowna polityka po pierwsze dlatego, że może uruchomić "efekt domina", bo jeśli Kosowo ma prawo oderwać się od Serbii, to w zasadzie kraj Basków może się oderwać od Hiszpanii i tak dalej. Można by te przykłady mnożyć. Po drugie - uznanie niepodległości Kosowa byłoby nagrodą dla ruchu nacjonalistycznego, jednak w jakimś sensie fundamentalistycznego i terrorystycznego. W końcu obecny premier Kosowa jest byłym terrorystą. Taka polityka stanowi nagrodę za radykalne i terrorystyczne metody działania.

Jakby Pan ocenił deklarację polskiego rządu, że Polska będzie jednym z pierwszych krajów, które uzna niepodległość Kosowa? Jaki Polska może mieć w tym interes?
- Żadnego. Wydaje mi się, że jest to kolejna zapowiedź decyzji w zakresie polityki zagranicznej, którą trudno racjonalnie uzasadnić, a już na pewno nie jest to możliwe na gruncie polskich interesów. Jest to chyba jedynie chęć przypodobania się dominującej w Unii Europejskiej tendencji oraz demonstrowanie europejskiej gorliwości.

Ale przecież w Polsce również są separatystyczne ruchy, np. na Śląsku... Gdzie tu zatem logika?
- To pytanie tłumaczy podstawową wątpliwość, jeśli chodzi o uznanie niepodległości Kosowa, to znaczy, jak daleko można uzasadniać prawo do samodzielności różnego rodzaju grup narodowych i etnicznych, gdyż w zasadzie proces wyodrębniania i dzielenia się takich grup można by wyobrazić sobie jako nieskończony i to mogłoby doprowadzić do dzielenia chyba wszystkich krajów europejskich, wyodrębniania jednostek bądź to autonomicznych, bądź też niepodległych, co by przeczyło ukształtowanemu w kulturze europejskiej sposobowi pojmowania państwa jako dużej jednostki politycznej. Przykład Ślązaków byłby tu jednym z wielu. Myślę, że w każdym kraju europejskim można znaleźć podobne przykłady.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-02-18

Autor: wa