Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ryzyko made in Russia

Treść

Zdjęcie: G.Garanich/ Reuters

Z Michaiłem Krutichinem, rosyjskim ekspertem rynku energetycznego, rozmawia Piotr Falkowski

Jak można wytłumaczyć nagłe, znaczące zmniejszenie dostaw gazu dla Polski i sąsiednich krajów przez Gazprom?

– Na razie nie widziałem oficjalnych oświadczeń Gazpromu, co jest nietypowe i czyni tę sprawę jeszcze bardziej niejasną. Nie wiadomo, o ile dokładnie zmniejszyły się dostawy, ponieważ mamy tylko oddzielne komunikaty poszczególnych krajów, poza Polską także Niemiec, Słowacji i Węgier. Na pewno jest to znaczna zmiana, gdyż kraje te już złożyły skargi do spółki Gazprom Export. Wyjaśnienia, że chodzi o napełnianie rosyjskich zbiorników, są mało przekonujące – o czymś takim odbiorcy zostaliby odpowiednio uprzedzeni. Takie wyjaśnienia Gazpromu po fakcie są bardzo często nieprawdziwe. Natomiast słyszałem prezydenta Rosji Władimira Putina grożącego wstrzymaniem dopływu gazu tym krajom, które reeksportują go na Ukrainę. Można założyć, że jeśli te groźby są prawdziwe, to Rosja zaczęła je realizować. Można z tego wnosić, że rosyjskie kierownictwo państwa zdecydowało się polecić Gazpromowi złamać postanowienia kontraktów z powodów politycznych. Może się to komuś wydawać nierealne, ale skoro prezydent Rosji tak powiedział, to nie jest to niemożliwe. Chyba nie muszę tłumaczyć, że Gazprom to nie jest przedsięwzięcie wyłącznie komercyjne.

Teraz rosyjski gaz trafia do Europy trzema drogami: przez Ukrainę, przez Białoruś (Gazociąg Jamalski) i po dnie Bałtyku (Gazociąg Północny). Czy Rosja może manipulować tymi kierunkami, żeby uniemożliwić przesyłanie go na Ukrainę? Teraz na przykład Gazprom twierdzi, że wprawdzie zmniejszył dostawy dla Europy Środkowej, ale zwiększył dla Turcji.

– Niezupełnie. Kontrakty pozwalają tylko na pewną elastyczność wolumenową. Można mianowicie w pewnych granicach zmniejszyć ilość pompowanego gazu i potem to zrekompensować. Natomiast punkty odbioru są określone sztywno i przypisano im określoną objętość gazu, który musi zostać dostarczony. Na przykład kilka firm ma zapisany jako punkt odbioru Greifswald, bo tam kończy się Nord Stream. A Węgrzy mają punkt odbioru gdzieś na Węgrzech. Nie może być tak, że Gazprom raptem powie Węgrom, że mają sobie zabrać gaz z Greifswaldu. Wymagałoby to rozmów i wprowadzenia zmian do umów. Są też inne przyczyny. Chociaż Gazociąg Północny jest wykorzystywany tylko w 60 proc., to niewiele można tam zmienić. Odbiorcy na tym kierunku są bardzo wymagający i często zmieniają kontrakty. Chodzi na przykład o firmy z Belgii i Francji. Tak więc obecnie połowa gazu płynącego przez ten rurociąg to kontrakty długoterminowe, a resztę Gazprom sprzedaje na rynku spotowym. Trudno byłoby coś tu zmienić.

Może właśnie dlatego Gazprom wymusił na niektórych krajach zakaz reeksportu. To jest teraz przedmiotem sporu między Rosją a Unią Europejską.

– Stanowisko Europy jest tu zupełnie zrozumiałe. Z ekonomicznego punktu widzenia coś takiego jak reeksport nie istnieje. Gaz zakupiony przez Polskę, Słowację czy Węgry należy do odpowiedniej spółki polskiej, słowackiej lub węgierskiej i ona może zrobić z nim to, co chce, choćby ponapełniać świąteczne baloniki albo sprzedać Ukrainie. To nie jest żaden reeksport, tylko odsprzedaż, wewnętrzna sprawa tych spółek. Wiadomo, że gaz rosyjski miesza się z gazem z innych źródeł. Przecież Polska kupuje gaz nie tylko w Rosji, ale ma własną produkcję, importuje gaz z Niemiec, z Czech. Gaz nie ma naklejki „Made in Russia”. Ale to teoretyczny punkt widzenia. W praktyce rosyjskie kierownictwo zdaje sobie sprawę, że większość gazu w Europie Środkowej pochodzi z Rosji i chce to wykorzystać do ukarania Ukrainy. Wkrótce zobaczymy, jak daleko gotowe jest w tym się posunąć.

Czym ryzykuje Putin, jeśli Gazprom złamie zapisy kontraktowe?

– Naraża Gazprom na ogromne kary i dalsze sankcje. Wszystko to zostało zapisane w kontraktach. Myślę, że bez względu na to, co będzie mówić Gazprom, Europa uzna, że winna jest Rosja, ponieważ Ukraina wypełnia swoje zobowiązania związane z tranzytem. Umowy przewidują, że najpierw prowadzone są rozmowy w sprawie uregulowania sporu. Zapewne po stronie państw europejskich włączy się w nie także Komisja Europejska. Jeśli nie będzie porozumienia w ciągu trzech miesięcy, to każda strona może zwrócić się do arbitrażu. W różnych umowach wskazywane są różne trybunały arbitrażowe: Sztokholm, Wiedeń i inne. Jest oczywiste, że Gazprom będzie musiał zapłacić przewidziane w umowach kary za niewywiązywanie się z zobowiązań. Uchylanie się od nich oznacza bardzo poważne konsekwencje dla tej spółki i w ogóle Rosji.

Na skutek takich sytuacji Europa coraz mniej ufa Rosji, dąży do dywersyfikacji źródeł gazu. A co robi Rosja, żeby nie utracić niezbędnych dochodów z eksportu?

– Działania długofalowe wiążą się z planem politycznym. Chodzi oczywiście o zmianę podstawowego wektora eksportowego na kierunek azjatycki, czyli Chiny i region Oceanu Spokojnego. Niestety nie da się w ten sposób zastąpić eksportu do Europy. W 2013 roku Rosja wyeksportowała 196,4 mld m sześc. gazu, z czego 138 mld przypada na odbiorców z Europy, a 58,4 mld na państwa WNP. Ostatnio zawarty kontrakt z Chinami to zarówno pod względem objętości gazu, jak i jego ceny interes poniżej jednej trzeciej wartości eksportu do Europy. Tak więc ma on przede wszystkim znaczenie demonstracji politycznej.

Ostatnio Rosja próbuje też szukać jakichś możliwości w Iranie

– To także na razie raczej deklaracje. Rosja ogłosiła, że może kupować irańską ropę naftową, dostarczając w zamian elementy elektrowni. To nie jest wygodne dla Rosji, bo przecież my sami eksportujemy ropę. Ale od 2016 roku wydobycie ropy w Rosji będzie się zmniejszać i stąd także będzie spadał eksport. Więc Rosja będzie kupować ropę w Iranie i sprzedawać jako własną. W przypadku gazu żaden tego rodzaju kontrakt nigdy nie dojdzie do skutku, bo na tym rynku Rosja i Iran są konkurencją. Iran chce sprzedawać gaz tam, gdzie i Rosja, czyli do Europy, a ponadto do pobliskich krajów Azji.

Widzi Pan szanse na przywrócenie dostaw rosyjskiego gazu na Ukrainę?

– Chociaż sytuacja polityczna jest bardzo poważna, to widzę tu powody do optymizmu. Otóż Gazprom jest w dość ciężkim położeniu. Wbrew pozorom w samej Rosji nie ma wielu dużych zbiorników. Były plany wynajmu takich magazynów w Europie, ale nie osiągnęło to wystarczającej skali. Jeśli zimą nie będzie w stanie dostarczyć Europie tyle gazu, ile ona zamówi w szczytowym okresie, naruszy kontrakty i pojawią się kary w arbitrażu. Natomiast Gazprom nie może wypełnić tych zobowiązań bez korzystania z zapasów ukraińskich podziemnych zbiorników. To są gigantyczne zbiorniki o pojemności 32 mld m sześc. (na przykład cała Polska zużywa tyle w ciągu dwóch lat). Z tego 19 mld to zapas na zimę. Bez tej rezerwy Gazpromowi nie wystarczy gazu dla Europy na okres największych mrozów. To jest gaz ukraiński i Ukraina, która nie dostaje od czerwca gazu z Rosji, będzie zabierać ten gaz na swoje własne potrzeby. Jedyny sposób rozwiązania tego problemu jest taki, że Gazprom dogada się z Ukrainą, zacznie jej dostarczać gaz, a zapasy będzie można zużyć na eksport do Europy.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik, 15 września 2014

Autor: mj