Rynek tęskni za spokojem
Treść
Obniżenie wiarygodności kredytowej Stanów Zjednoczonych nie wywołało na razie poważniejszych skutków na polskim rynku finansowym. Giełda po początkowym spadku indeksów zaczęła się piąć. W dalszym ciągu utrzymuje się jednak wysoki kurs franka szwajcarskiego, który wczoraj pobił kolejny rekord. To oznacza wzrost kosztów spłaty walutowych kredytów hipotecznych. Europejskie rynki finansowe czekają jednak na to, co będzie się działo w USA, a to wzmaga nerwowość.
Teoretycznie ekonomiści i inwestorzy finansowi przyjęli spokojnie piątkową decyzję agencji Standard and Poor´s o obniżeniu ratingu wiarygodności kredytowej rządu USA z maksymalnego poziomu AAA do AA+. Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, mówi, że w USA "nic się nie stało", to była po prostu reakcja na politykę gospodarczą prowadzoną przez obecny rząd. Prezydent Barack Obama jest krytykowany za to, że jedyną receptę widzi w drukowaniu pustych dolarów. - To ostrzeżenie, że ta polityka będzie skutkowała odebraniem kolejnych pozycji wiarygodności kredytowej - mówi Sadowski. - To decyzja mówiąca, że agencje ratingowe widzą, że w USA, tak jak na całym świecie, narastają problemy i one mogą inwestorów w jakiś sposób uderzyć - stwierdza z kolei prof. Witold Orłowski z Rady Gospodarczej przy premierze.
Jednak o ile łatwiej jest zachować spokój ekspertom, o tyle fundusze inwestycyjne czy globalni spekulanci finansowi reagują bardzo nerwowo i w weekend na największych giełdach w krajach muzułmańskich najważniejsze indeksy spadły, w ślad za tym, co w piątek działo się w USA. Na Dalekim Wschodzie i w Europie dzień na giełdach zaczął się wczoraj od spadków, choć potem wartość akcji zaczęła nieco rosnąć. Tak samo było w Warszawie, gdzie WIG 20 na otwarciu stracił aż 1,5 proc., ale potem szybko ten trend się odwrócił i indeks zaczął zyskiwać ponad 1 procent.
Po kilku godzinach wzrostów kursy akcji w Warszawie zaczęły znowu spadać, najbardziej małych i średnich firm, bo ich indeksy obniżyły się o prawie 6 proc., a główny indeks WIG 20 obniżył się o prawie 2,5 proc. To był skutek złych wieści z giełdy nowojorskiej.
Kłopoty USA spowodowały, że osłabło zaufanie do amerykańskiej waluty i zamiast niej nadwyżki finansowe są lokowane np. w złocie, którego cena pobiła rekord i wyniosła blisko 1720 dolarów za uncję - w tym roku złoto zdrożało już o ponad 20 procent. Nadwyżki są lokowane także w bardziej bezpiecznych walutach, u nas głównie we franku szwajcarskim. Nadal jest on bardzo drogi. Wczoraj rano po godzinie 8.00 pobił kolejny rekord - trzeba było za niego zapłacić 3,76 złotego. Potem kurs spadł o trzy grosze, by znowu podskoczyć do 3,75 złotego. Po południu frank nadal gwałtownie drożał. Około godz. 18.00 trzeba było za niego płacić już 3,83 złotego. Złotówka traciła niestety także do innych walut. W efekcie rosną przede wszystkim raty kredytów hipotecznych zaciąganych w szwajcarskiej walucie, ale także drożeje wiele towarów z importu.
W niepewności
Czy Polaków powinno interesować to, co dzieje się w USA. Profesor Witold Orłowski podkreśla, że Stany Zjednoczone stanowią co najmniej 40 proc. światowego rynku finansowego, więc jeśli tam dojdzie do spadku indeksów giełdowych i wybuchu poważnego kryzysu finansowego, to i w Europie, i w Polsce będą odczuwalne tego skutki. Dlatego, jego zdaniem, trzeba czekać na to, co będzie się działo na giełdzie w Nowym Jorku, która otwiera swoje podwoje wtedy, gdy w Europie handel papierami wartościowymi już się zamyka. Doktor Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową jest zdania, że teraz będziemy mieli fazę niepewności na rynkach finansowych i nie wiadomo, jak długo ona potrwa, a rynki "nie lubią niepewności". To bowiem wywołuje nerwowe zachowania, a nawet panikę.
Nasz rząd na razie uspokaja, że Polsce nic nie grozi, a nawet, że obniżenie ratingu USA może mieć dla nas pozytywny skutek. Dlaczego? Jak wyjaśnia wiceminister finansów Dominik Radziwiłł, inwestorzy finansowi szukają teraz gospodarek, gdzie mogliby ulokować swoje pieniądze, a muszą to być rynki, gdzie jest niski dług publiczny i deficyt, a jednocześnie odnotowywany wzrost gospodarczy. Minister Radziwiłł wskazuje, że takie warunki spełnia właśnie polska gospodarka. Jego zdaniem, dowodem na to jest fakt, że resort finansów nie miał choćby problemów ze sprzedaniem obligacji państwowych na ostatnich aukcjach. Czyli nasze papiery są traktowane jako wiarygodne, a inwestorzy spodziewają się, iż Polska bez kłopotów będzie w stanie spłacić swój dług, gdy upłynie termin wykupu obligacji. Takiej pewności nie mają zaś fundusze w przypadku choćby papierów emitowanych przez niektóre kraje strefy euro.
Ale Andrzej Sadowski przestrzega przed nadmiernym optymizmem, bo w razie wybuchu paniki w USA będziemy mieli do czynienia co najmniej z takim samym kryzysem jak w 2008 roku. Wtedy inwestorzy finansowi, a zwłaszcza spekulanci, będą wszystko wyprzedawać i nie będzie dla nich miało znaczenia, jaki rating ma Polska. Gdybyśmy nawet mieli najwyższy rating - potrójne A - to i tak by to nam nic nie pomogło: panika opanowałaby giełdę, mielibyśmy także ogromne wahania na rynku walutowym. - Musimy uważnie patrzeć na to, co będzie się działo w USA. Dla Polski kryzys finansowy oznaczałby wyhamowanie wzrostu gospodarczego, zerwanie więzów kooperacyjnych z zagranicznymi kontrahentami, wzrost bezrobocia, podrożenie wielu towarów, a przez to obniżenie poziomu życia rodzin, zwłaszcza tych, które nie mają żadnych oszczędności - wyjaśnia Sadowski. I ten niepokój już widać, bo jak podał wczoraj IBnGR, w lipcu pogorszyły się nastroje wśród przedsiębiorców w porównaniu z czerwcem.
Ekonomiści są zgodni, że dopóki nie poprawi się sytuacja gospodarcza w USA, cały świat będzie w niepewności. A z Waszyngtonu nie napływają dobre informacje, bo prezydent Barack Obama nie ma pomysłu, jak wyprowadzić swój kraj ze spirali zadłużenia i jednocześnie wprowadzić gospodarkę na ścieżkę wzrostu. Amerykanie mają coraz mniej zaufania do swojego prezydenta w kwestiach ekonomicznych, co przekłada się także na spadek zaufania ze strony przedsiębiorstw i kapitału finansowego, głównie spekulacyjnego.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2011-08-09
Autor: jc