Rybaków bardziej interesują limity
Treść
Wtorkowy protest rybaków na drogach w rejonie Słupska i Koszalina okazał się o tyle skuteczny, że ministerstwo rolnictwa obiecało im wypłacenie do końca roku rekompensat za przerwanie połowów dorszy. Przyspieszone zostały także prace w Sejmie nad ustawą o organizacji handlu rybami, która ma wejść w życie już w przyszłym roku. Związki rybackie przypominają, że chodzi im nie tylko o rekompensaty, o wiele ważniejsze są dla nich limity połowowe na dorsza. Wiceminister rolnictwa Kazimierz Plocke zadeklarował w Sejmie, że rekompensaty za ten rok zostaną wypłacone rybakom najpóźniej do 31 grudnia. Zdaniem wiceministra, będzie to duży sukces, bo do tej pory pieniądze trafiały do zainteresowanych z wielomiesięcznym opóźnieniem. Trzeba zresztą przyznać, że tak samo dzieje się w innych krajach unijnych. Dlatego Plocke podkreślał, że "nikt w Europie jeszcze takiego wyczynu nie dokonał". Pieniądze będzie wypłacać armatorom kutrów Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zarządzająca funduszami na program wspierania rybołówstwa. Najpierw ARiMR powoła Komitet Monitorujący, którego zadaniem będzie zatwierdzenie procedur naliczania i wypłaty rekompensat. - Apeluję do organizacji rybackich o szybkie wytypowanie swoich kandydatów do Komitetu Monitorującego - mówił minister Plocke. Związki i stowarzyszenia rybackie mają swoich kandydatów wybrać do 12 listopada, czyli do najbliższej środy. I choć czasu jest niewiele, to nie powinno być z tym żadnych problemów, ponieważ rybacy są doskonale zorganizowani. Kazimierz Plocke poinformował posłów, że na rekompensaty przeznaczone zostało w tym roku 56 mln zł. Dodał, iż ogólne zasady wypłacania pieniędzy określają dwie metody wyliczania funduszy na konkretny kuter. Pierwsza będzie stosowana wobec statków łowiących w zachodniej części Bałtyku, a druga będzie dotyczyć tych kutrów, które nie łowiły ryb "przez co najmniej 60 dni od 1 października do końca grudnia tego roku". W pierwszym przypadku rekompensata wyniesie od 23 tys. 675 zł do 32 tys. 125 zł na jeden kuter (w zależności od jego długości), a ponadto Agencja będzie płacić po 3425 zł za każdego rybaka zatrudnionego na danej jednostce. W drugim przypadku, rekompensaty będą wyższe: od 56 tys. 820 zł do 77 tys.100 zł na jeden statek (też w zależności od jego długości) i 8220 zł za każdego rybaka pracującego na danej jednostce. Resort rolnictwa wyjaśnia, że w pierwszej kolejności będą wypłacane rekompensaty właśnie według tej drugiej metody, ale armatorzy kutrów będą się mogli starać o pieniądze także z pierwszej puli, oczywiście pod warunkiem, że spełnią warunki zapisane w programie pomocowym (czyli łowili ryby na Zachodnim Bałtyku). Związki rybackie bez emocji podeszły do deklaracji wiceministra Plockego, bo jak twierdzą, już nieraz składano im podobne obietnice, dlatego poczekają na ich urzeczywistnienie się. Jednocześnie rybacy przypominają, że chodzi im nie tylko o rekompensaty, o wiele ważniejsze są dla nich limity połowowe na dorsza. Tymczasem w 2009 roku one praktycznie nie będą większe, gdyż całe 15 proc. zabierze Komisja Europejska, która odliczy nam 2400 ton ryb jako karę za rzekome przełowienia dorszy w 2007 roku. Ale protesty mają i ten pozytywny skutek, że przyspieszone zostały w sejmowej komisji rolnictwa prace nad projektem ustawy o organizacji rynku rybnego. Przewiduje on, że dorsze i inne ryby będzie można sprzedawać tylko w wyznaczonych w portach - w centrach pierwszej sprzedaży ryb. Będą one zlokalizowane w Darłowie, Helu, Kołobrzegu, Ustce i Władysławowie. To ma zapewnić kontrolę nad ilością ryb, które trafią na rynek z polskich - ale nie tylko - kutrów. Tym samym zostanie, w zamyśle rządu, ukrócona szara strefa. Ale choć idea wydaje się słuszna (nasi rybacy narzekają, że np. w Polsce dorsze sprzedają Finowie, którzy nie przejmują się swoimi limitami, gdyż nikt nie kontroluje wielkości ich połowów), to jednak wzbudza szereg wątpliwości prawnych. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów obawia się, że centra mogą doprowadzić do monopolizacji rynku rybnego. Część rybaków uważa zaś, że może dojść do naruszania zasady wolności gospodarczej, skoro będzie się ich zmuszać do zbywania ryb w określonym z góry miejscu. Resort rolnictwa tłumaczy, że centra mają służyć tylko ewidencji połowów, a to, do kogo ostatecznie trafią ryby, będzie zależało tylko do samych rybaków. Projekt ustawy ma być gotowy za dwa tygodnie. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-11-06
Autor: wa