Rusza kolejny sezon NBA
Treść
Orlando Magic z Marcinem Gortatem w składzie są w gronie faworytów rozpoczynającego się dziś kolejnego sezonu najlepszej koszykarskiej ligi świata. Jedyny Polak w NBA musi pogodzić się z rolą rezerwowego lub liczyć na słabszą formę/problemy/urazy Dwighta Howarda, z którym rywalizuje o miejsce w składzie. Tytułu bronią Los Angeles Lakers, którzy w finale minionych rozgrywek okazali się lepsi od "Magików".
Gortat ma już za oceanem wyrobioną markę i status zawodnika utalentowanego, niezawodzącego, gdy wymaga tego sytuacja. W poprzednim sezonie pokazał się z bardzo dobrej strony, w kilku meczach godnie zastępując borykającego się z różnymi kłopotami Howarda. Nigdy jednak nie wygryzł go ze składu, bo to niewykonalne. Amerykanin ma nie tylko fantastyczne umiejętności, ale i bezwarunkowe poparcie trenera Stana Van Gundy'ego, który nie zwykł ryzykować i sadzać swego lidera na ławce rezerwowych. Gortat, który często podkreślał, że chce grać jak najwięcej i ciągle doskonalić swe umiejętności, latem był bliski zmiany barw klubowych. Wygasł kontrakt wiążący go z dotychczasowym pracodawcą i już chwilę po otwarciu okienka transferowego po Polaka zgłosił się prezes Houston Rockets. Gortat był pod wrażeniem, ale po kilkunastu dniach podpisał wstępną umowę z Dallas Mavericks. Nasz jedynak w NBA był zachwycony, bo Mavericks gwarantowali mu miejsce w piątce i bardzo ważną rolę w drużynie. Po tygodniu Magic skorzystali jednak ze swojego prawa i wyrównali ofertę ekipy z Dallas, co oznaczało, że Gortat z Orlando się nie ruszy. Przez pięć lat zarobi 34 miliony dolarów, lecz skaże się na ławkę rezerwowych. Chyba że... w połowie grudnia szefowie Magic postanowią użyć Polaka jako kartę przetargową w wymianie z jakimś innym klubem. Tego Gortat się obawia, bo bez swojej woli mógłby trafić do drużyny przeciętnej, słabej, nie walczącej o nic. - Myślę jednak, że mierząc w tytuł, Magic nie będą chcieli pozbyć się zabezpieczenia dla Howarda. Raczej więc zostanę w Orlando do końca sezonu, ale co będzie potem, nie wiem - przyznał nasz reprezentant.
W przedsezonowych meczach towarzyskich Magic potwierdzili wysoką formę i aspiracje. Odnieśli siedem zwycięstw, ani raz nie przegrali. Gortat grał sporo, najczęściej wychodził na parkiet z ławki, ale zdarzyło się, że i w podstawowej piątce. Przeciw Rockets rzucił 14 punktów i zebrał tyle samo piłek z tablic, przeciw Indianie Pacers rzucił punkt więcej. Sam nie ma jednak wątpliwości, że sezon rozpocznie jako rezerwowy. Howard jest poza zasięgiem, a poza tym prezentuje wyborną formę. Podobnie jak nowy nabytek - słynny Vince Carter. Ośmiokrotny uczestnik Meczu Gwiazd został pozyskany z New Jersey Nets, by dopomóc w walce o tytuł. Z drugiej strony Magic doznali też sporego osłabienia, tracąc Turka Hedo Turkoglu, a jakby tego było mało, na początku sezonu zagrają bez zawieszonego za doping Rasharda Lewisa.
Aspiracje Howarda, Gortata i spółki sięgają wysoko, ale konkurencja też nie spała. Lakers ani myślą oddawać swych pozycji, Kobe Bryant i Pau Gasol posmakowali mistrzostwa i chcą sięgnąć po nie po raz kolejny. Pozyskali świetnego Rona Artesta, są jeszcze mocniejsi niż w zeszłym sezonie. O tytule marzą także - a może przede wszystkim - Cleveland Cavaliers. Dla nich miejsce na najwyższym stopniu podium jest kwestią "być albo nie być", a mówiąc inaczej, jedynym argumentem, który może skłonić do pozostania w zespole LeBrona Jamesa. Gwiazdor "Kawalerzystów" ma kontrakt ważny tylko do końca rozgrywek i już teraz spekuluje się gdzie trafi w kolejnym. Szefowie Cleveland wciąż mają nadzieję, że nigdzie się nie ruszy, a by walkę o tytuł uczynić łatwiejszą, zaryzykowali, sprowadzając Shaquille'a O'Neala. Weteran NBA najlepsze lata ma za sobą, ale wciąż potrafi zagrać genialnie i jest głodny sukcesów. Na to Cavaliers liczą.
Liga rusza i to z najlepszymi arbitrami. To istotna wiadomość, bo jeszcze kilka dni temu istniało ryzyko, że mecze mogą prowadzić zastępczy sędziowie. Dotychczasowi długo nie potrafili porozumieć się z szefami NBA w kwestii nowych warunków płacowych, szczęśliwie rozmowy zakończyły się porozumieniem. Szczęśliwie, bo praca "tymczasowych" arbitrów w spotkaniach przedsezonowych wywołała lawinę krytyki i... kar. Stan Van Gundy, prowadzący Magic (i nie tylko on), za zbyt ekspresyjne wypominanie sędziowskich błędów musiał zapłacić solidną grzywnę finansową.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-10-27
Autor: wa