Rura i tak pozostanie w tym samym miejscu
Treść
Pomimo zapewnień o powołaniu specjalnej grupy roboczej przez zespół polskich portów i konsorcjum Nord Stream, której celem będzie określenie parametrów i procesów, jakie będą wymagane do położenia Gazociągu Północnego głębiej, to i tak na razie jedna nitka gazociągu pozostanie tam, gdzie ją położono w poprzednim roku. Druga w tym samym miejscu zostanie ułożona w tym roku. Strona niemiecka deklaruje, że o przesunięciu rur będzie dyskutować dopiero wtedy, gdy otrzyma polskie plany rozwoju polskich portów.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Ulrich Lissek, dyrektor konsorcjum Nord Stream ds. komunikacji, potwierdził, że na spotkaniu 10 stycznia doszło do porozumienia w kwestii powołania grupy roboczej. Jej zadaniem jest przygotowanie ram do ewentualnego głębszego położenia rur gazociągu na dnie Bałtyku w miejscu, w którym krzyżuje się on z drogami podejściowymi do polskich portów.
- O pogłębieniu zaczniemy rozmawiać dopiero wtedy, gdy polska strona przedstawi konkretne plany zagospodarowania tego terenu, czyli m.in. pogłębienia nadbrzeży i północnego podejścia do portów Szczecin i Świnoujście - zaznaczył w rozmowie z nami dyrektor konsorcjum Nord Stream. - Podczas spotkania ustaliliśmy dwa punkty, z którymi obydwie strony się zgadzają. Jeden to kwestia tego, że dzisiaj nasz leżący na dnie gazociąg w żaden sposób nie przeszkadza pracy polskich portów, a drugi punkt to gotowość do ewentualnych rozmów o możliwości takiego przesunięcia rur w głąb, aby mogły przepływać nad nimi statki o zanurzeniu do 15 metrów - powiedział Lissek, ale zaraz zaznaczył, że to ewentualnie może nastąpić dopiero po przedłożeniu przez Polskę konkretnych planów rozbudowy portów.
- To muszą być naprawdę konkretne plany: z kosztorysami, harmonogramem prac, pozwoleniami budowlanymi i tak dalej, a nie jakieś tam plany ogólnego strategicznego rozwoju - powiedział nam Ulrich Lissek i dodał, że muszą to być takie same pozwolenia administracyjne, jakie obowiązują przy niemieckich budowach tego typu, które w konsekwencji zostałyby pozytywnie rozpatrzone w Niemczech. Jak twierdzi przedstawiciel Nord Stream, na razie mówimy tylko o rozmowach, a nie o konkretnych rozwiązaniach z kilku powodów. - Po pierwsze, nie wiemy, jakie technologie będą obowiązywać za pięć lub dziesięć lat, a po drugie, kiedy będą gotowe takie plany - stwierdził Lissek.
Rzeczywistość wygląda następująco: Nord Stream godzi się rozmawiać, ale chce dokładnie poznać polskie plany, które zamierza cenzurować. Polski rząd zapewne już teraz ogłosi następny sukces, a prawda jest taka, że jedna rura gazociągu w miejscu, w którym krzyżuje się on z drogami podejściowymi do polskich portów, już leży na głębokości około 17-17,5 metra, co pozwala na przejście statków o zanurzeniu do 13,5 metra, a - co potwierdził nam także dyrektor konsorcjum Nord Stream - druga rura gazociągu zostanie położona w tym samym miejscu jeszcze w tym roku. Lissek przyznał w rozmowie z nami, że nie rozmawiano o żadnych technicznych sprawach związanych z pracami dotyczącymi ewentualnego przesunięcia rur, ponieważ teraz nie mamy pojęcia, z jakich technologii możemy w przyszłości skorzystać. Poza tym Lissek zaznaczył, że nawet drobne przesunięcie rur jest obwarowane wieloma administracyjnymi posunięciami i będzie bardzo trudne.
Potwierdziliśmy w Federalnym Urzędzie Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu, że jakiekolwiek nowe próby przesunięcia przez Nord Stream gazociągu wiążą się z ponownym złożeniem wszystkich wniosków od początku o wydanie pozwolenia na taką budowę. Urzędnicy hamburscy mniej lub bardziej oficjalnie przyznają, że wydanie nowej zgody jest bardzo mało prawdopodobne. Nikt o zdrowych zmysłach raczej nie ma złudzeń, że niemiecka strona poważnie myśli o przesunięciu gazociągu... który kilka miesięcy temu dopiero położyła i który za kilka miesięcy znów ułoży w tym samym miejscu.
Gazociąg Północny mają tworzyć dwie nitki położone na dnie Bałtyku o długości 1220 km i przepustowości po 27,5 mld m sześc. gazu rocznie. Rury mają się zaczynać w okolicy rosyjskiego Wyborga, a kończyć w pobliżu niemieckiego Greiswaldu. Według planów pierwsza nitka powinna być oddana do eksploatacji w końcu 2011 roku, a druga w 2012 roku. Koszt projektu jest szacowany na prawie 7,5 mld euro. Akcjonariuszami budującego rurę konsorcjum Nord Stream są: rosyjski Gazprom (51 proc.), niemieckie E.ON-Ruhrgas i BASF-Wintershall (po 20 proc.) oraz holenderski Gasunie (9 proc.).
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2011-01-28
Autor: au