Przejdź do treści
Przejdź do stopki

RPO niepokoi się o pacjentów

Treść

W strajkujących placówkach lekarze pracują jak na ostrym dyżurze, przyjmują pacjentów jedynie w stanie zagrożenia życia. Również wczoraj lekarze wystąpili z wnioskiem do ministra sprawiedliwości o wszczęcie śledztwa w sprawie "wyzysku w służbie zdrowia". Tymczasem strajki stają się coraz bardziej dokuczliwe dla pacjentów. W ich obronie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich, który zwrócił się do Rzecznika Odpowiedzialności Lekarskiej o wyjaśnienie całej sytuacji i zajęcie w tej sprawie stanowiska.
Bezterminową akcję strajkową rozpoczęli wczoraj lekarze w 16 szpitalach i dwóch zespołach poradni specjalistycznych w regionie świętokrzyskim. W strajku uczestniczy większość szpitali w województwie. Akcja nie objęła jedynie Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach oraz szpitali w Pińczowie, Busku-Zdroju, Kazimierzy Wielkiej i Chmielniku. - Za kilka dni do protestu dołączy lecznica w Sandomierzu, gdzie trwają konieczne procedury. W dwóch szpitalach lekarze tworzą związek zawodowy - powiedział wczoraj szef okręgowego ZZL Jerzy Błasiak. Lekarze pracują jak na ostrym dyżurze: na oddziale jest ordynator i jego zastępca. Tam, gdzie jest to konieczne, np. ze względu na liczbę pacjentów, pracuje lekarz dyżurny. Zarząd OZZL w regionie postanowił wyłączyć ze strajku oddziały i poradnie onkologiczne, specjalistyczne poradnie dla dzieci oraz poradnie sprawujące opiekę nad kobietami oczekującymi narodzin dziecka.
Wczoraj, po strajku trwającym od połowy maja, do normalnej pracy wrócił Dziecięcy Szpital Kliniczny w Lublinie oraz szpital w Białej Podlaskiej. Komitety protestacyjne podpisały w nich porozumienia z dyrektorami o 30-procentowych podwyżkach płac. Do strajku przyłączył się natomiast kolejny szpital - im. Jana Pawła II w Zamościu. Od dzisiaj strajk ma rozpocząć się także w szpitalu w Puławach.
Protest rozszerza się także w województwie śląskim i w łódzkim. Przystąpili do niego lekarze ze szpitala wojewódzkiego Najświętszej Marii Panny w Częstochowie oraz szpitala powiatowego w Pyskowicach, a także dwóch łódzkich placówek: szpitala im. Kopernika w Łodzi, największego w regionie centrum onkologicznego, oraz ze Szpitala Dziecięcego im. Korczaka. Wczoraj w Katowicach odbyły się trzy demonstracje pracowników ochrony zdrowia. Pikietowane były śląskie urzędy - marszałkowski i wojewódzki - oraz katowicki magistrat. W demonstracjach wzięli udział lekarze z placówek już strajkujących oraz przygotowujących się do podjęcia protestu. Pikietujący domagali się przekazania przez odpowiednie szczeble władz samorządowych pieniędzy na działanie szpitali, których samorządy są właścicielami. Przed urzędem wojewódzkim apelowali do rządzących o podjęcie bezpośrednich rozmów z przedstawicielami Krajowego Komitetu Strajkowego Lekarzy, protestowali także przeciw "przedstawianiu ogółu lekarzy jako zarabiających krocie i straszenia strajkujących lekarzy prokuraturą".

Będą strajkować do skutku
W Łodzi natomiast trwały wczoraj pertraktacje z protestującymi w podległym MSWiA szpitalu. Lekarze deklarują, podobnie jak w wielu innych szpitalach w całej Polsce, zawieszenie strajku do października w przypadku dokonania przez dyrektora placówki natychmiastowej podwyżki płacy zasadniczej o 30 proc. Chcą również zwiększenia do co najmniej 6 proc. PKB nakładów na ochronę zdrowia. Tymczasem w Łodzi wydaje się to niemożliwe - szpital jest zadłużony na ponad 40 mln zł, a sam strajk generuje kolejne straty. Druga placówka, w której trwa strajk okupacyjny, zadecydowała wczoraj o jego kontynuacji. - Szpital okupują pielęgniarki, które domagają się natychmiastowych podwyżek - powiedział nam Zdzisław Bujas, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Łodzi i wiceprzewodniczący zarządu krajowego. - I będą strajkować do skutku - dodał.
W ubiegłym tygodniu prasa poinformowała o możliwości inspiracji strajku przez firmy farmaceutyczne. - Wydawało mi się to wtedy rzeczą prawdopodobną, dlatego złożyłam doniesienie do prokuratury w tej sprawie - wyjaśnia Jolanta Szczypińska, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia. - To mnie bardzo zaniepokoiło, byłoby to bulwersujące i skandaliczne, gdyby słuszne protesty wykorzystywane były przez firmy farmaceutyczne - dodaje. Jak wyjaśniła nam posłanka, już teraz można zaobserwować silny lobbing koncernów farmaceutycznych. Koncernom zależy na zwiększeniu funduszy z budżetu państwa przeznaczonych na refundację leków. W ten sposób spółki mogłyby więcej zarobić na ich produkcji lub dystrybucji. Według jednego z protestujących, same przygotowania do niego trwały długo i na to szły olbrzymie nakłady finansowe - m.in. z izby lekarskiej, a także z firm farmaceutycznych. To ulotki, olbrzymie billboardy, na których widnieją hasła typu "pielęgniarki, wyjeżdżajcie z Polski" czy wynajęcie autokarów na przyjazd przed Sejm na pikietę.
Wczoraj protestujący lekarze zwrócili się do ministra sprawiedliwości z wnioskiem o wszczęcie śledztwa w sprawie wyzysku w służbie zdrowia. Protestujący napisali m.in.: "jest wiele symptomów, iż działa zaplanowana machina niemal niewolniczej pracy, a prawa człowieka są nieważne. Jednym z tych symptomów jest fakt, iż wysokiej klasy specjalista, który w innych działach gospodarki otrzymuje wynagrodzenie od kilku do nawet kilkunastu średnich krajowych, w "przedsiębiorstwie państwowym służba zdrowia osiąga płacę w wysokości od 1/2 do 3/4 średniego wynagrodzenia w kraju" - czytamy w liście. Lekarze podkreślają także, że "biali niewolnicy zmuszani są do świadczenia pracy nawet przez 55 godzin bez przerwy i 300, niekiedy 400 godzin miesięcznie albo spycha się ich do szarej strefy". Strajkujący w piśmie do ministra Ziobry zwracają się z prośbą, by zlecił śledztwo, "kto odpowiada za taki stan rzeczy w polskiej służbie zdrowia".

RPO pyta
Tymczasem rozszerzającym się strajkiem w szpitalach i przychodniach zaniepokojony jest Rzecznik Praw Obywatelskich dr Janusz Kochanowski. Szczególną obawę rzecznika budzi odmowa udzielania świadczeń zdrowotnych dzieciom w szpitalach pediatrycznych. RPO zwrócił się już kilka dni temu z prośbą do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy Jolanty Orłowskiej-Heitzman, aby przedstawiła swoje stanowisko w tej sprawie, gdyż, według niego, nasilają się sytuacje w szpitalach, w których zagrożone są podstawowe prawa pacjentów. Rzecznik przypomniał, że zgodnie z przepisami Kodeksu Etyki Lekarskiej, powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego, zapobieganie chorobom, leczenie chorych oraz niesienie ulgi w cierpieniu. Według Kodeksu Etyki Lekarskiej lekarz, decydujący się na uczestniczenie w zorganizowanej formie protestu, nie jest zwolniony z obowiązku udzielania pomocy lekarskiej, jeżeli nieudzielenie tej pomocy może narazić pacjenta na utratę życia lub pogorszenie stanu zdrowia.
Anna Skopinska



Jolanta Szczypińska, PiS, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia:
Rozumiem postulaty lekarzy, ale dalsze strajki są niepokojące. Rząd przedstawił realne propozycje zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia i 30-procentowych podwyżek. Nie ma w tej chwili, w tych warunkach budżetowych, możliwości zagwarantowania 100-procentowego wzrostu płac, tak jak chcą tego protestujący. Jesteśmy odpowiedzialni za słowa. Największe centrale związkowe działające w służbie zdrowia przyjęły rządowy program naprawy służby zdrowia. Eskalacja strajków niczemu nie służy. W przypadku zamykania przed pacjentami szpitali dziecięcych pojawiają się pytania - gdzie etyka lekarska, gdzie moralność? Dlaczego protest lekarzy musi się odbijać na zdrowiu pacjentów? Można spytać także, komu służą strajki i przez kogo są inspirowane. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że są one sterowane politycznie. Jeśli chce się rozwiązać ważne sprawy, to trzeba współpracować. Jeśli lekarze mają jakieś realne propozycje, niech je podadzą. Pracownicy ochrony zdrowia powinni zacząć patrzeć realnie, a nie tylko podkładać rządowi kłody pod nogi. Trudna sytuacja w służbie zdrowia jest nie od dzisiaj, ale nie pamiętam, by za poprzednich rządów odbywały się tak wielkie protesty i strajki.
not. AS

"Nasz Dziennik" 2006-05-30

Autor: ab