Rozważania nad ,,Regułą" św. Benedykta / część 17
Treść
Intuicja benedyktyńska podpowiada, że w prawdziwej rozmowie konieczne jest też milczenie, jest kwestią fundamentalną. Stąd troska św. Benedykta o to, żeby mowie zapewnić właściwą higienę komunikacji.
Przeczytajmy i rozważmy dzisiaj kolejny fragment czwartego rozdziału: „Jakie są narzędzia dobrych uczynków”, od wiersza 51 do wiersza 55.
Strzec ust swoich od złej i przewrotnej mowy.
Nie mieć upodobania w wielomówstwie.
Nie wypowiadać słów czczych lub pobudzających do śmiechu.
Nie lubować się w nadmiernym lub głośnym śmiechu.
Słuchać chętnie czytania duchownego.
Zacznijmy od przypomnienia, że św. Benedykt bardzo często mówi nam w Regule z wielkim naciskiem o konieczności zachowywania przykazań. Jest to wątek, który pojawia się kilka razy w Prologu, ale także powraca w innych miejscach. Wydaje się, że sposób rozumienia przykazań przez św. Benedykta był nieco inny niż ten którym posługujemy się dzisiaj. Obecnie mówiąc o przykazaniach, mamy na myśli przede wszystkim dekalog oraz ewentualnie dwa przykazania miłości – miłości Boga i miłości bliźniego. Kiedy św. Benedykt mówi o przykazaniach, to w zależności od kontekstu, możemy uważać, że mówi o dwu rzeczywistościach.
Pierwszą są właśnie przykazania miłości, podobnie jak w najstarszych tekstach patrystycznych, gdzie słowo „przykazanie”, odnosi się właśnie do nakazu miłości. Tak jest też w Ewangelii św. Jana, w której czytamy: Przykazanie nowe daję wam (J 13,34). Jezus nie mówi w tym momencie o Dekalogu, nie mówi o innych przykazaniach, których Żydzi mieli 613.
Zwróćmy uwagę na to, że przykazania miłości Boga i bliźniego, w wersji Janowej są jednym przykazaniem, a nie dwoma. Mówiąc o obydwu, nie twierdzimy, że pierwszym, ważniejszym jest kochać Boga, a drugim mniej ważnym kochać bliźniego. Intuicja Ojców w tamtym czasie była taka, że nie można rozdzielić tych dwóch przykazań. Jak ktoś kocha Boga, to musi kochać bliźniego i odwrotnie. Jest to warta rozważenia intuicja, szczególnie wtedy, kiedy czasem próbuje się rozdzielić miłość Boga od miłości bliźniego, twierdząc, że można kochać bliźniego w sposób pełny bez miłości Boga. To właśnie miłość Boga prowadzi do uporządkowania serca człowieka i do wyzwolenia go od egoizmu. W konsekwencji prowadzi do miłości bliźniego.
Druga rzeczywistość, którą opisuje św. Benedykt, mówiąc o przykazaniach, to narzędzia dobrych uczynków. Jest to może śmiała hipoteza, ale myślę, że warto się nad nią zastanowić. Nazwanie narzędzi dobrych uczynków „przykazaniami” może trochę pomniejsza pewną szlachetność związaną z naszym rozumieniem przykazań z Dekalogu. Trochę rezonuje to z tym, że są one dane przez Boga. Mamy przecież na uwadze to, co zostawił nam sam Chrystus Pan podczas Ostatniej Wieczerzy, czyli w momencie, kiedy najpełniej odsłonił przed uczniami swoje serce, najpełniej pokazał im kim jest, a przez to dopuścił ich najbliżej do siebie, bo dał im do spożywania swoje ciało i krew. Wszedł więc z nimi w bardzo głęboką intymność. U św. Jana mamy jeszcze umywanie nóg, naukę o tajemnicy Ducha Świętego, obietnicę, że każdy z nas otrzyma mieszkanie w niebie, mamy modlitwę arcykapłańską U niego więc to dopuszczenie do Jezusowego serca jest najbardziej intymne. Tak więc słowo „przykazanie” ma w sobie wielką szlachetność.
Mając to wszystko na uwadze, listę narzędzi dobrych uczynków określamy także mianem przykazań. Poczyńmy jeszcze dwie uwagi, zanim przejdziemy do samego tekstu. Uzupełnieniem rozdziału 4. jest przedostatni rozdział Reguły „O dobrej gorliwości, jaką mnisi mieć powinni”. Ten rozdział napisany jest w sposób ciągły, nie tak jak rozdziały poprzednie, gdzie każda sentencja rozpoczyna się od nowej linijki. Jeśli jednak przeczytamy go uważnie, to zobaczymy, że on również składa się z sentencji, które św. Benedykt wskazuje do codziennego praktykowania w życiu. Dobrze jest te dwa rozdziały czytać razem.
Popatrzmy teraz na to, co św. Benedykt mówi w tekście, który nas interesuje. Na samym początku powraca do tematu związanego z językiem, z mową. Wątek mowy i milczenia pojawia się w Regule niezwykle często. Niektórzy komentatorzy widzą w tym nawet pewną neurotyczność.
Kiedyś, zaraz po nowicjacie, oprowadzałem po opactwie grupę, w której była też pani z córeczką. Był to taki niespokojny, nadopiekuńczy duch, która ciągle to dziecko przytulała do siebie tak, że małej brakowało tchu, pilnowała, żeby nic nie zmajstrowała i bez przerwy ją pouczała. Nie wiem jak to dziecko tę wycieczkę przeżyło. Zwiedzamy opactwo, turyści pytają o milczenie w klasztorze – jak z tym wytrzymać? Odpowiadam więc, że rzeczywiście w klasztorze nie rozmawiamy, zachowujemy milczenie z szacunku do siebie, żeby każdy miał taką przestrzeń osobistą na modlitwę, na studium, czy po prostu, żeby odpocząć, przespać się trochę, żeby były chwile ciszy w domu. No to ta pani znowu dziecko przytuliła do siebie i powiedziała: „Widzisz Joasiu, trzeba bardzo dużo milczeć”.
Jedną z tych najbardziej fundamentalnych cech, które stanowią o naszym człowieczeństwie, jest dar mowy. Czyli to, że potrafimy formułować myśli i wymieniać się nimi. I kiedy św. Benedykt mówi o milczeniu, (któremu poświęca też rozdział 6. „O cnocie milczenia” – zajmiemy się nim później), czy kiedy mówi o sposobie wymieniania poglądów, nie chodzi mu wcale o to, żeby przedkładać milczenie nad mowę, czy odwrotnie mowę nad milczenie. Chodzi mu bardziej o to, żeby dary Boże były wykorzystywane z pamięcią intencji, z jakimi Bóg nam te dary dał. Wydaje się, że św. Benedykt rozumiał to w taki sposób, że bez milczenia również samo mówienie pozbawione jest sensu. Kiedy spotykają się dwie osoby, żeby porozmawiać, ich spotkanie jest dialogiem tylko wtedy, gdy jedna mówi, a druga słucha.
Ostatnio musiałem spędzić trochę czasu w domu rodzinnym i miałem okazję rzucić okiem na to, co dzieje się w telewizji. Nie powiem, której telewizji, żeby nie było lokowania produktu, ale to, co zobaczyłem, w pewnym sensie mnie przeraziło. Była to telewizja polska, odbywała się dyskusja na tematy bieżące, siedziało sześć osób przy stole i wszyscy mówili jednocześnie i przekrzykiwali się nawzajem. Nie można było zrozumieć o czym ci ludzie ze sobą rozmawiają. Każdy mówił i chciał zakrzyczeć drugiego. To nie była rozmowa.
Intuicja benedyktyńska podpowiada, że w prawdziwej rozmowie konieczne jest też milczenie, jest kwestią fundamentalną. Stąd troska św. Benedykta o to, żeby mowie zapewnić właściwą higienę komunikacji. Św. Benedykt jest patronem Europy także przez to, że jest autorem Reguły, w której mówi jak w sposób właściwy interpretować i posługiwać się tymi podstawowymi gestami, mową, które stanowią o naszym człowieczeństwie.
A co św. Benedykt radzi odnośnie do praktykowania mowy? Są cztery rady na „nie” i jedna rada na „tak”. Regułodawca w pierwszej radzie na „nie” – „strzec ust swoich od złej i przewrotnej mowy”, przestrzega, by mówienie nie było manipulacją, złą i przewrotną mową. Użyte tutaj słownictwo odnosi się do niezwykle popularnej w okresie starożytnym, teraz już zapomnianej, sztuki retoryki, czyli skutecznego przekonywania ludzi do swoich poglądów, nawet jeśli one są absurdalne. Pamiętamy, że św. Benedykt studiował w Rzymie jako młody chłopak retorykę i z opisu św. Grzegorza Wielkiego można wnosić, że właśnie owa sztuka retoryki, czyli sztuka manipulowania ludźmi, wprawiła go w przerażenie. Zobaczył jak potężna jest moc ludzkiej mowy, jak łatwo ludźmi sterować i manipulować, używając przekonujących, często nieprawdziwych argumentów, takich jak populizm itd. Przekonał się wówczas, że jest to w jakiś sposób igranie z ogniem. Może właśnie dlatego tę przestrogę przed manipulacją umieścił na początku. Ostrzega przed słowną gimnastyką, która ma nas doprowadzić do wypełnienia tego czego człowiek żąda od drugiego, czy czego od drugiego oczekuje. W dzisiejszym języku możemy to streścić tak: jak chcesz się ustrzec przed złą i przewrotną mową, to nie manipuluj.
Druga rada na „nie” – „nie mieć upodobania w wielomówstwie”. Jeśli treść tej rady wydaje się nam trochę dziwna czy zaskakująca, to sięgnijmy po tekst Pisma Świętego (warto tak postępować przy tekstach patrystycznych). W Ewangelii według św. Mateusza, w Kazaniu na Górze Jezus mówi o tym, że poganie, kiedy się modlą, to mają upodobanie w wielomówstwie. Chodzi więc o to, by rozmowa z Panem Bogiem, czyli modlitwa była uporządkowana, ale także chodzi o budowanie uporządkowanych relacji między ludźmi. Jest to wezwanie do prostoty, do wyzwolenia się z manipulacyjnego stylu. Wiemy, że jeżeli ktoś dużo mówi, najczęściej ma niewiele do powiedzenia.
Kolejne dwie rady na „nie” odnoszą się krytycznie do zagadnienia śmiechu. Chyba już o tym mówiliśmy, ale przypomnijmy jeszcze raz: w Piśmie Świętym w Księgach Mądrościowych i w tradycji patrystycznej śmiech jest synonimem głupoty. Jest to bardzo mocno zakorzenione w tekstach starożytnych, zarówno chrześcijańskich, jak i pogańskich. Jako ciekawostkę można dodać, że jednym z największych krytyków śmiechu był Platon, podobnie jak Arystoteles, chociaż napisał dzieło o komedii. Ta starożytna tradycja sceptycznego odnoszenia się do śmiechu zarówno grecka, rzymska jak i hebrajska jest bardzo silna i zostaje przeniesiona do tradycji chrześcijańskiej.
Św. Benedykt w Regule, mówiąc o Wielkim Poście, zaleca mnichom, by w tym okresie powstrzymywali się od żartów. Jest tu pewna sprzeczność. Z jednej bowiem strony mnisi mogli żartować poza postem, a z drugiej radzono im unikać śmiechu. Wydaje się, że św. Benedykt przestrzega nie tyle przed śmiechem, ile ostrzega przed cynizmem, wyśmiewaniem wszystkich i wszystkiego. W momencie, kiedy człowiek nie radzi sobie z życiem – dobrze o tym wiemy – następuje taki moment, próbowania wyśmiania czy zdyskredytowania wszystkich i wszystkiego celem zachowania twarzy. To nie skutkuje, bo w momencie, kiedy wszystko może być wyśmiane, życie traci sens i staje się zbyt ciężkie do zniesienia. Może chodzić tu także – tego nie wiemy – o śmiech związany z późną komedią rzymską, w której żarty były oparte przede wszystkim na grach słownych związanych z seksualną sferą człowieka. Nie za bardzo wypada mnichom w taki sposób żartować i być może dlatego właśnie tutaj taka rada się pojawia.
Uczulam na ten wątek śmiechu, dlatego że te dwie rady, pokazują, jak antyczny jest to tekst. Dzisiaj czytamy go i niby rozumiemy każde słowo, ale zapominamy, kiedy tekst został napisany i jak zupełnie inny był wtedy kontekst kulturowy. Miejmy to na uwadze, gdy coś interpretujemy czy próbujemy zrozumieć. To były cztery rady na „nie” – w jaki sposób porządkować swoją mowę, czyli przestrogi przed manipulacją, wielomówstwem, bezsensem oraz przed cynizmem. Gdybyśmy chcieli to wyrazić w jednym określeniu, to moglibyśmy stwierdzić, że są to wezwania do szacunku wobec rozmówcy.
Kolejna rada jest na „tak” i jest najbardziej zaskakująca. Św. Benedykt radzi nam, by „słuchać chętnie czytania duchownego”. W opactwie na Św. Krzyżu, koło Kielc, odkryto podczas badań archeologicznych ławki na krużgankach, na których gromadził się konwent. Mnisi byli podzieleni na grupy i siedzieli wokół jednego z braci, który stojąc czytał na głos. Bracia słuchali, a jeden czytał. Było tak, bo w średniowieczu książka funkcjonowała w zupełnie innej przestrzeni niż dzisiaj. Więc żeby jak najwięcej ludzi miało do niej dostęp, czytanie było bardzo często tak praktykowane. Być może św. Benedykt odnosi się tutaj do tej właśnie praktyki, która funkcjonowała w klasztorach zapewne aż do czasu wynalezienia druku czy upowszechnienia się książki drukowanej. Jednak tę radę możemy i teraz wziąć sobie do serca i zastosować w swoim życiu, przez zaangażowanie w lectio divina, czytanie duchowe, które porządkuje naszą mowę, sposób wysławiania się i budowania relacji z ludźmi. Jest tak, że jeśli człowiek konfrontuje się rzeczywiście ze Słowem Bożym, pozwala się temu słowu prowadzić, to takie słowo również oczyszcza i wpływa na nasz sposób wysławiania się, na naszą mowę.
Powinniśmy mieć świadomość wielkiej odpowiedzialności za to, co czytamy i za to, co oglądamy – to, czemu poświęcamy czas. W starożytności, w średniowieczu i jeszcze na początku okresu nowożytnego lektura była jedną z podstawowych formacyjnych czy wychowawczych czynności, którym człowiek się oddawał – dziś jest inaczej. Pilnujmy więc tego czemu się poświęcamy, co oglądamy, czego słuchamy, bo to właśnie nas kształtuje, wpływa na naszą mowę. Niech z obfitości serca mówią usta (por. Łk 6,45). Jeśli mamy problem z mową, z właściwym jej używaniem, to oprócz empatii, milczenia i szacunku wobec drugiej osoby, czyli dopuszczenia jej do głosu i próby zrozumienia tego, co ma nam do powiedzenia, nie mniej ważna jest uwaga. Nie można zapomnieć o zaangażowaniu się w czytanie duchowe, czyli w konfrontację ze słowem Bożym. Zwróćmy uwagę na to, że również i w tym przypadku będziemy mieć jedność tych dwóch przykazań: miłości Boga, która się przejawia w zaangażowaniu w poznawanie Pisma i konfrontowaniu się z nim, oraz miłości bliźniego, czyli odpowiedzialnego, pełnego szacunku, rozmawiania, dialogu z innymi ludźmi. Te rzeczywistości przykazania miłości Boga i bliźniego w istocie są nierozerwalne, stanowią jedność.
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.
Żródło: cspb.pl, 4
Autor: mj