Rozważania nad ,,Regułą" św. Benedykta / część 11 /
Treść
Stajemy się instytucją i każdy z nas zostaje opatem samego siebie. Nie mogę więc dopuszczać do tego, żeby moim życiem czy postępowaniem rządziły np. emocje, animozje, zadawnione urazy, kompleksy czy irracjonalne zachowania.
Na poprzednim spotkaniu analizowaliśmy drugi rozdział Reguły św. Benedykta „Jaki powinien być opat”. Dzisiaj proponuję spojrzeć na ten rozdział z innej perspektywy, perspektywy osobistej. Ten fragment Reguły można czytać tak, że pod słowem opat widzimy samych siebie. Wtedy staje się on tekstem o nas, a nie opisem życia wspólnoty monastycznej, męskiej bądź żeńskiej, z wszystkimi jej urzędami, tradycją czy ceremoniami.
Będzie więc to spojrzenie psychologiczne, a Reguła stanie się przewodnikiem porządkującym życie wewnętrzne człowieka. W takiej analizie tekstu człowiek jest „klasztorem”, „wspólnotą”, która ma swojego opata.
Stajemy się instytucją i każdy z nas zostaje opatem samego siebie. Nie mogę więc dopuszczać do tego, żeby moim życiem czy postępowaniem rządziły np. emocje, animozje, zadawnione urazy, kompleksy czy irracjonalne zachowania.
Powinienem być jak pasterz, bądź ojciec, który całą swoją gromadkę kłębiących się w nim emocji i przeżyć próbuje opanować i wychować, niczego nie niszcząc, by życie, jakie jest mu dane przeżyć w jak najgłębszej pełni.
Możemy zatem spróbować czytać ten rozdział „Jaki powinien być opat”, jako zbiór wskazań, w jaki sposób powinniśmy zarządzać sami sobą.
Od czasu Orygenesa, a może trochę dłużej, istnieje tradycja, która widzi w człowieku mikrokosmos. Orygenes, kiedy odczytywał Księgę Rodzaju i potem po nim inni ojcowie, św. Ambroży, św. Augustyn, interpretowali przedstawiony tam opis nie tylko dosłownie, ale widzieli w nim obraz wewnętrznej struktury człowieka.
Bóg stworzył niebo i ziemię, mrok, światło i świat ożywiony. W każdym człowieku mamy także mrok i światło, czyli stany, które dają mu siłę i stany wymagające wysiłku, w każdym człowieku jest ziemia i woda, czyli miejsce do życia i miejsce, gdzie trzeba toczyć walkę. Na świecie są dobre i złe zwierzęta czy rośliny, a w człowieku dobre i złe myśli, dobre i złe pragnienia.
Pan Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, by panowali nad tym wszystkim, stąd wniosek Orygenesa, że człowiek powinien panować także nad tym całym swoim wewnętrznym, kłębiącym się światem.
Jest to spojrzenie na człowieka przez jego psychikę, choć Orygenes nie znał psychologii w sensie, który my dziś nadajemy temu słowu.
Tekst św. Benedykta o opacie możemy więc rozważać jako tekst o sobie, opisujący jak ja – chrześcijanin mam kształtować własną osobowość.
To na co św. Benedykt zwraca naszą uwagę od samego początku rozdziału, to rola pamięci:
Opat, który zasługuje, aby stać na czele klasztoru, powinien zawsze pamiętać, jakie nosi miano i czynami dawać wyraz swojej godności. Wiara widzi w nim w klasztorze zastępcę Chrystusa, skoro nazywa go Jego imieniem.
Spróbujmy teraz te słowa zinterpretować według zaproponowanego klucza.
W takiej sytuacji, w której „jestem opatem samego siebie”, przede wszystkim powinienem pamiętać kim jestem, powinienem mieć poczucie własnej wartości.
Skoro mam być opatem samego siebie, to muszę mieć bardzo dobrze zdefiniowaną swoją tożsamość, czyli fakt, że jestem np. mężem, żoną, ojcem czy matką. Muszę czynami dawać wyraz tej godności. Nie jestem nikim, jestem swoim opatem i czynami świadczę o tym, kim jestem naprawdę.
Św. Benedykt mówi także, że wchodząc w rolę, którą daje nam nasze powołanie – rolę małżeńską, rodzicielską czy jakakolwiek inną, realizujemy nasze podobieństwo do Chrystusa. Tak więc nasze podobieństwo do Chrystusa przejawia się i realizuje w naszym powołaniu, jakie nam zostało dane, a fundamentem do tego jest poczucie własnej tożsamości – kim jestem? W tej perspektywie nieważne stają się frustracje czy niespełnione marzenia, ważne będzie realizowanie powołania, które mam i wiem, że ono właśnie doprowadzi mnie do coraz większego podobieństwa do Chrystusa.
Rozmawiałem niedawno z siostrą klauzurową, która czasami dzwoni, żeby podzielić się swoimi przemyśleniami.
Powiedziała mi tak:
– Proszę ojca to jest zastanawiające.
– Co takiego proszę siostry?
– Pan Jezus przez trzydzieści lat żył jakby był zwykłym człowiekiem, nie zachowywał się jak Zbawiciel świata, zachowywał się jak zwykły człowiek, a potem przez rok chodził po Palestynie.
I zachowywał się tak jakby od czasu do czasu był Zbawicielem, jak Go ktoś o to poprosił. Dopiero przez ostatnie trzy dni, kiedy poszedł na Mękę był prawdziwym Zbawicielem świata.
– Tak siostro właśnie tak było.
Patrząc w świetle Ewangelii na życie Pana Jezusa, uderzające jest to, że On przez niemal całe swoje życie był bardzo zwyczajny.
Zastanówmy się czy czasem nie przesadzamy, chcąc żyć bez przerwy na najwyższych obrotach, jakbyśmy ciągle chcieli zbawiać świat.
W kolejnym fragmencie tekstu św. Benedykt zastanawia się, w jaki sposób osiągnąć podobieństwo do Chrystusa, jak pogłębić swoją tożsamość. Mówi:
opat (czyli przełożony tego mojego klasztoru, czyli ja sam) nie powinien uczyć, ani ustanawiać, ani rozkazywać niczego, co by było poza prawem Pańskim…
Wskazuje więc na kształtowanie naszej tożsamości opierając się na prawie Pańskim, czyli na Piśmie Świętym i tradycji Kościoła.
Z jednej strony powinniśmy mieć głęboką świadomość kim jesteśmy, a z drugiej kierować się światłem, które dają Boże przykazania i nauka Kościoła. Nie próbować chodzić po swoich wymyślonych własnych ścieżkach i bezdrożach, nie próbować wynajdywać prochu, ale iść sprawdzoną drogą Kościoła i przykazań Bożych.
Myślę, że takie odczytanie drugiego rozdziału uporządkuje nasze wysiłki, by być odpowiedzialnym za własne życie.
Tak jak opat jest dla mnicha tylko pomocnikiem, rodzajem katalizatora a nie decydentem, tak i my miejmy świadomość, że ostateczne decyzje, nasz los zależy od nas, jest w naszych rękach. Wynika to także wyraźnie ze wskazań tego rozdziału.
Kiedy stajemy przed wyborem, przeprowadzamy ocenę sytuacji, wreszcie dokonujemy wyboru, to bierzemy odpowiedzialność za konsekwencje podjętych decyzji. Nikt nie będzie mówił, że to była wina tego czy tamtego. Każdy z nas bierze odpowiedzialność za swój „klasztor”. Możemy się uczyć, szkolić, doczytywać, ale w ostateczności zawsze znajdziemy się w sytuacji, że to ja odpowiadam za swoje życie tak, jak opat za klasztor.
I tu pojawia się ważna rola sumienia. Wielka jest więc odpowiedzialność, by sumienie było kształtowane według przykazań Bożych, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Ojciec Benedykt mówi:
opat niech zawsze pamięta, że przed budzącym bojaźń trybunałem Bożym będzie odpowiadał za dwie sprawy za własna naukę i za posłuszeństwo swoich uczniów.
Z jednej strony za to w jaki sposób człowiek próbował dogadać się sam ze sobą, w jaki sposób traktował to wszystko, co się w życiu działo czy próbował wyzyskać wszystkie możliwości, które Pan Bóg mu dał, (w kontekście tych słów możemy rozważać przypowieść o talentach) czy wręcz przeciwnie za próby łamania własnego sumienia, lekceważenia własnych pragnień, własnych potrzeb i czasami za to, że usiłował iść do celu po trupach.
Kolejną cechą charakterystyczną dla opata – obok tożsamości (wiem kim jestem) i głębokiego umocowania w nauce Kościoła, św. Benedykt wymienia miłość. Opat powinien wszystkich kochać.
Nie mam jakiegoś szczególnego doświadczenia, w sprawowaniu urzędu opata, bo jestem nim sześć lat, a to jest niewiele w porównaniu z opatami, którzy byli nimi przez 50-60 lat, jednak wydaje mi się, że wiem co jest najtrudniejsze w życiu opata – jest to właśnie miłowanie. To jest jakby ciągłe powracanie do tego, żeby kochać.
Miłość ma bardzo dużo w sobie bezwarunkowości, czyli przyjmowanie ludzi takimi jakimi są, a czasami jest to bardzo trudne, także w odniesieniu do współbraci.
Z miłością samego siebie też są często problemy. Jeżeli odczytujemy drugi rozdział Reguły Benedykta właśnie w tym duchu – patrzenia na siebie, jako na indywidualny „klasztor” i na siebie jako na opata, to musimy pamiętać, że człowiek powinien bardzo głęboko umiłować to wszystko co w nim jest.
Jeżeli poznamy bardzo dobrze wszystkie nasze potrzeby, lęki i pragnienia wówczas o wiele łatwiej będzie nam nad nimi zapanować. Mówię to z własnego doświadczenia, że najbardziej człowiek męczy się wtedy, kiedy odrzuca coś, na co ma bardzo wielką ochotę.
Przychodził kiedyś do mnie młody człowiek i opowiadał o swoim życiu. Mówił, że jego potrzeby były dobre i złe, podobnie było z pragnieniami. Nad wszystkim tym się pochylał, wszystko przytulał do serca bądź tylko zauważał. Zastanawiał się nad tym wszystkim, co w nim było. Jak niektóre pragnienia gwałtownie odrzucał, to one wcześniej czy później zbuntowane wracały. Więc postanowił, żeby one gdzieś tam w nim były, zauważał je, współczuł sobie, że są, trochę poświęcał im czasu. Łatwiej wtedy było nie grzeszyć. Grzech stawał się zupełnie niepotrzebny.
Postawa, w której myśli, które mogą prowadzić do grzechu gwałtownie odrzucamy, jest dobra na krótką metę. W dłuższej perspektywie można postąpić inaczej. Pragnienia takie czy inne, ochota na coś złego niech tam gdzieś sobie siedzi z boku. Nie one są ważne, ważne jest to, żeby nie grzeszyć.
Zauważanie takich pragnień i pogodzenie się z tym, że one gdzieś tam we mnie są, nie jest złem byle nie ciągnęły mnie w żadną złą stronę. Może tak też przejawia się miłość do samego siebie?
Opat powinien kochać, bo to jest właśnie to, co nas zachowuje ostatecznie od piekła. Nie brutalność, nie surowa jednoznaczność, tylko miłość, która potrafi przyjąć każdego człowieka, także siebie.
Bardzo często w liturgii prosimy Boga o łaskę, która zbawia całego człowieka. Wówczas wszystkie te rzeczy, które w nas siedzą, pragnienia, tęsknoty itd. nie będą dążyły do grzechu. Będziemy mogli żyć w taki sposób, jak chce tego Bóg, jak mówią przykazania.
Zachęcam więc do tego żebyście tak spojrzeli na drugi rozdział Reguły i spróbowali odczytać go, jako rozdział o sobie samych. Każdy jest opatem samego siebie. Każdy musi wiedzieć kim jest, mocno opierać się na nauce Kościoła i musi się wyróżniać życiem w miłości do Boga, do ludzi i do samego siebie. Jeśli nasze życie potoczy się tymi trzema drogami wówczas będziemy w stanie podjąć odpowiedzialność za swoje życie, wypełnić zadania jakie nam powierzono, a może nawet zrobić więcej niż to do czego, jak nam się wydaje, zostaliśmy stworzeni.
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.
Żródło: cspb.pl,
Autor: mj