Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rozstrzygnięcie w drugiej turze

Treść

O tym, kto obejmie najwyższy urząd w państwie: Lech Kaczyński czy Donald Tusk, zdecyduje za dwa tygodnie werdykt wyborców. Wczoraj w nocy, po zebraniu przez PKW danych z 60 proc. komisji wyborczych, przewaga kandydata PO nad swoim konkurentem z PiS, szacowana w przedwyborczych sondażach na 10 proc., stopniała do minimum.

- To jest dobry wynik i musimy go przekuć w ostateczny sukces w drugiej turze wyborów. Wyniki pokazują, że wygrana jest możliwa, ale czekają nas jeszcze dwa tygodnie ciężkiej pracy - można było usłyszeć wczoraj w sztabie wyborczym Lecha Kaczyńskiego. O tym, że będzie druga tura wyborów i że w pierwszym starciu zwycięży niewielką przewagą Donald Tusk, można się było dowiedzieć już na trzy godziny przed zamknięciem lokali wyborczych, toteż goście zgromadzeni na wieczorze wyborczym Lecha Kaczyńskiego przywitali pierwsze sondażowe wyniki obu kandydatów bez zaskoczenia: Tusk 36,53 proc. głosów, Kaczyński 32,69 proc. We wszystkich komentarzach podkreślano, że wyniki kandydata PiS - chociaż nieco gorsze od kandydata PO - są jednak o niebo lepsze niż te, jakie przewidywano jeszcze tydzień lub dwa tygodnie temu.
Przypomnijmy bowiem, że niedawno sondaże wskazywały na możliwość wygranej Tuska w pierwszej turze, czyli uzyskania przezeń poparcia ponad połowy wyborców. Potem oczekiwania te zmniejszono do 40 proc. - Ale i tej "magicznej" liczby Tuskowi nie udało się przekroczyć - podkreślali zwolennicy Kaczyńskiego. Przypominali też, że różnica poparcia między liderami wyścigu do prezydentury wynosiła we wszystkich dotychczasowych badaniach opinii publicznej blisko 10 proc. na korzyść Tuska, tymczasem w świetle badań przeprowadzonych w lokalach wyborczych stopniała do ok. 6 proc. - To wynik lepszy o kilka punktów procentowych, niż nam dawały sondaże - tłumaczył szef sztabu Kaczyńskiego Zbigniew Ziobro. - To jest dobry wynik i musimy go przekuć w ostateczny sukces w drugiej turze wyborów. Wyniki pokazują, że wygrana jest możliwa, ale czeka nas jeszcze dwa tygodnie ciężkiej pracy! - mówił Michał Kamiński, eurodeputowany z ramienia PiS.
Kilka godzin później okazało się, że prognozowane wyniki są jeszcze lepsze dla Lecha Kaczyńskiego. PKW podała, że 17 minut po północy Tusk legitymował się poparciem już tylko 34,8 proc. badanych, a Kaczyński - 33,29 proc.
Sam kandydat PiS w krótkim przemówieniu do swoich zwolenników zachęcił ich do dalszych starań i po raz kolejny obiecał powstanie IV Rzeczypospolitej, która będzie silnym, solidarnym państwem, dbającym o własne interesy na arenie międzynarodowej.

Próba generalna
Po atmosferze w sztabach wyborczych zarówno Donalda Tuska, jak i Lecha Kaczyńskiego można było wnioskować, że jest to moment zupełnie innej wagi niż dwa tygodnie temu. Wczoraj odbyła się raczej próba generalna przed decydującą prezydencką rozgrywką, która nastąpi za dwa tygodnie. Ukazujące się na telebimach wyniki sondażowe pierwszej tury potwierdziły te oczekiwania. Dla dziesiątki kandydatów to koniec rywalizacji, w której od dawna byli i tak skazani na porażkę, dla dwóch - ostatnia prosta. Tusk i Kaczyński mieli za zadanie awansować do II tury i zrobili to. Batalię o trzecie miejsce wygrał lider Samoobrony Andrzej Lepper z wynikiem 16,77 proc., a więc lepszym niż jego partia w wyborach parlamentarnych. Czwarty, jedyny kandydat postkomunistów Marek Borowski zyskał ok. 10 proc. głosów. To najgorszy wynik tej formacji od 1990 r. - wtedy podobny miał Włodzimierz Cimoszewicz.
Fatalną wiadomością dla wszystkich jest frekwencja, która prawdopodobnie nie przekroczyła 50 proc. i jest najniższą w historii wyborów prezydenckich.
Donald Tusk mówił w swoim sztabie, że to dla niego najpiękniejszy dzień w życiu. Dodał jednak, że wie, iż to zwycięstwo to jeszcze nie jest ten "pełny smak". W sztabie PO trwała euforia, pod którą ukrywano i żal, że nie spełniły się nadzieje o wygranej w I turze, i niepokój, czy za dwa tygodnie będzie się z czego cieszyć. Głównym powodem tego nastroju była trzecia lokata Andrzeja Leppera. Zapowiedział on, że w drugiej turze poprze tego kandydata, który przedstawi program prospołeczny i prosocjalny.
- Tusk z Kaczyńskim muszą pokazać, że mają program przeznaczony dla zwykłych ludzi. Jeśli tego nie zrobią, to zaapeluję do wyborców Samoobrony, aby poszli głosować i oddali głos nieważny - powiedział Lepper. Tuskowi elektoratu Samoobrony zapewne nie uda się przekonać. Wyborcy Marka Borowskiego w 40 proc., według badań sondażowych, poprą Tuska.
Oczywiście wiele zależy od deklaracji przegranych i ich obozów politycznych. Niewykluczone, że w II turze frekwencja będzie jeszcze niższa, bo np. elektorat postkomunistów nie pójdzie do wyborów. Wydaje się jednak naturalne, że Kaczyński musi szukać nowych wyborców głównie u popierających Samoobronę, a Tusk - u postkomunistów.
Tradycyjnie ciekawe są statystyki pokazujące rozkład głosów oddanych na kandydatów; i tak mieszkańcy wsi podczas niedzielnych wyborów głosowali na Kaczyńskiego, a mieszkańcy dużych miast na Tuska. Na wsi Kaczyńskiego poparło 36 proc. głosujących, Tuska - 28 proc., a Leppera - 24 proc. W miastach powyżej 200 tys. na Tuska głosowało 51 proc. ankietowanych, a na Kaczyńskiego - 31 proc.
Według tych danych, Tusk wygrał w jedenastu województwach, a Kaczyński w pięciu: podlaskim, lubelskim, świętokrzyskim, podkarpackim i małopolskim.
Konstytucyjny termin przeprowadzenia drugiej tury wyborów prezydenckich przypada 23 października. Szanse na wygraną Kaczyńskiego są nadal duże, ponieważ będzie mógł najprawdopodobniej liczyć na głosy części elektoratu Leppera. Badania pokazały, że 40 proc. wyborców Leppera gotowych jest głosować na kandydata PiS. Dzieje się tak prawdopodobnie za sprawą ostrej antyliberalnej retoryki, którą zastosował Kaczyński w toku kampanii. Członkowie sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego zapewniają, że będą starali się "uruchomić" w II turze ten elektorat, który tym razem nie poszedł głosować. Przypomnijmy, że frekwencja tylko nieznacznie przekroczyła 50 proc., a więc - jak na wybory prezydenckie, gdzie wyborca silnie identyfikuje się z konkretnym kandydatem - okazała się bardzo niska.
Małgorzata Goss, Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-10-10

Autor: mj