Rozpoznawali rzeczy po bliskich
Treść
Prokuratura wojskowa prowadząca śledztwo smoleńskie w porozumieniu z Żandarmerią Wojskową ustaliła dwa terminy identyfikacji i odbioru rzeczy przez bliskich ofiar. Po wczorajszym dniu kolejny termin wyznaczono na 15 września. Z drugiego zamierza skorzystać Alicja Zając, wdowa po senatorze Stanisławie Zającu, która liczy na każdy najmniejszy przedmiot. - Jeżeli były to rzeczy przeznaczone do spalenia, to wiadomo, że nikt nie przywiązywał do nich takiej wagi, jak przywiązują rodziny. Dla nas cokolwiek pozostało po naszych bliskich, jest cenne, natomiast nie ma co ukrywać, że dla osób, które te rzeczy porządkowały, były to po prostu odpady - mówi.
W ocenie jednego z pełnomocników rodzin smoleńskich mecenasa Rafała Rogalskiego, te dwa terminy to stanowczo za mało. Jednak zastępca rzecznika prasowego komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej mjr Michał Chyłkowski zapewnia, że rodziny mogły zgłaszać inne dogodne dla nich terminy. Wówczas prokuratura wyznaczyłaby inne daty. Na razie nic nie wiadomo o takich ustaleniach. - Nic mi o tym nie wiadomo - stwierdza kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Jak poinformował nas mjr Chyłkowski, po przyjeździe rodzinom przedstawiono katalogi wszystkich zgromadzonych rzeczy. Mogły one też obejrzeć je bezpośrednio, ale bez otwierania folii, w którą są zapakowane.
Według opinii Instytutu Higieny i Epidemiologii zmniejsza to ryzyko zanieczyszczenia materiałów przez kontakt z mikroorganizmami środowiskowymi. Zdaniem pełnomocników rodzin smoleńskich, to niepotrzebne utrudnienia. Żandarmeria jednak zapewnia, że nie jest jej intencją wprowadzanie jakichkolwiek komplikacji. - Wszystkie rzeczy, które zostaną rozpoznane przez prawowitych właścicieli, na pewno do nich trafią - zapewniał wcześniej w publicznych wypowiedziach ppłk Marcin Wiącek, rzecznik komendanta głównego ŻW.
Rodziny będą miały szanse na uzyskanie przedmiotów, których dotychczas nie dostały. - Wśród przedmiotów, które otrzymałam, nie ma przedmiotów wartościowych, dokładnie chodzi o obrączkę i zegarek mojego męża. One pojawiają się w protokole odnalezienia jego ciała, później te przedmioty giną - zwracała wcześniej uwagę Magdalena Pietrzak-Merta, wdowa po Tomaszu Mercie, wiceministrze kultury.
- Są inne podobne przypadki - dodał jej pełnomocnik mecenas Bartosz Kownacki. Adwokat nie wyklucza złożenia stosownych zawiadomień do prokuratury, jeżeliby potwierdził się brak tych przedmiotów. - Myślę, że zdołam namówić pana mecenasa, abyśmy wnioskowali o wyjaśnienie, co się z tymi rzeczami stało - mówi Pietrzak-Merta.
Major Chyłkowski zaznacza, że rzeczy nieodebrane i niezidentyfikowane zgodnie z procedurami trafią do depozytu sądowego na trzy lata. Dopiero potem będzie je można zniszczyć. - Tymczasem liczymy, że jak najwięcej rzeczy zostanie rozpoznanych i trafi do rodzin - stwierdza.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2011-09-09
Autor: au