Rozliczanie urzędników
Treść
Władze Tajlandii zwolniły szefa służby meteorologicznej. Wszczęto też śledztwo mające ustalić, dlaczego 26 grudnia ub.r. po potężnym trzęsieniu ziemi meteorolodzy nie wydali ostrzeżenia przed tsunami - poinformował wczoraj tajlandzki premier Thaksin Shinawatra. Niezadowoleni z postępowania swoich urzędników podczas tragedii w Azji są także Szwedzi i Holendrzy.
- Kiedy koło Sumatry ziemia zatrzęsła się z siłą 8,9-9 stopni w skali Richtera, powszechnie wiedziano, że może wystąpić tsunami. Dlaczego więc nie było żadnych ostrzeżeń? - powiedział Thaksin dziennikarzom. Dzień po kataklizmie główny meteorolog kraju Suparerk Tansriratanawong tłumaczył dziennikarzom, że w Tajlandii od ponad 300 lat nie było tsunami, więc po trzęsieniu koło Sumatry nie było podstaw, by oczekiwać takiej fali.
W prasie tajlandzkiej pojawiły się jednak domysły, że ostrzeżenia przed tsunami nie wydano w obawie przed zaszkodzeniem tak ważnej dla gospodarki kraju turystyce, gdyby alarm miał się okazać fałszywy.
Pretensje do urzędników mają także Szwedzi. Zarzucają oni przedstawicielom władz obojętność i opieszałość w reagowaniu na tragedię w Azji. Następnego ranka po trzęsieniu ziemi, kiedy skala katastrofy stała się już oczywista i napływały wieści o tysiącach rannych, zaginionych lub zabitych Szwedów, samoloty z godłem trzech koron nadal nie wyruszyły na ratunek. Z bilansem 52 osób zabitych przez tsunami i około 3 tys. zaginionych Szwecja stoi w obliczu potencjalnych strat ludzkich na skalę zamachów terrorystycznych z 11 września w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Analitycy ostrzegają, że socjaldemokratyczny rząd może poważnie odczuć skutki swej bierności wobec tego kryzysu w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.
"Rannym Szwedom grozi śmierć z powodu infekcji, bo rząd nie pomyślał dość szybko o tym, by zabrać ich do kraju. To hańba i skandal" - napisała np. gazeta "Aftonbladet". Sąsiednie kraje, Finlandia i Norwegia, wysyłały pierwsze samoloty już dzień po tragedii.
Tymczasem francuskie biura podróży zamierzają w połowie stycznia ponownie oferować wypoczynek w krajach Azji zdewastowanych przez tsunami. Tłumaczą się, że to najlepszy sposób na przyjście z pomocą ludziom w tym regionie.
Oburzeni postawą ministra spraw wewnętrznych Holandii Johana Remkesa są też obywatele tego kraju. Remkes wyjechał na urlop do Tajlandii dokładnie w dniu katastrofy. Politycy z niemal wszystkich partii zarzucają ministrowi, że nie zaoferował natychmiast pomocy poszkodowanym ani nawet nie próbował nawiązać kontaktu z Holendrami, którzy spędzali święta w Tajlandii. Na podjęcie decyzji o zainteresowaniu się katastrofą Remkes potrzebował ponad tygodnia. Sam nie ucierpiał podczas ataku tsunami, ponieważ zatrzymał się w hotelu na wyspie Koh Samui, oddalonej o 250 km od wyspy Phunket, która została najbardziej poszkodowana w Tajlandii.
BM, PAP
"Nasz Dziennik" 2005-01-05
Autor: kl