Rozczarowanie Unią
Treść
W społeczeństwie francuskim wraz z pogarszaniem się stanu gospodarki kraju coraz bardziej rosły nastroje antyunijne. Ich kulminacja przypadła właśnie na referendum w sprawie projektu konstytucji dla Unii Europejskiej. Według obserwatorów, to głównie ją mieszkańcy Francji obwiniają za swoje kłopoty.
Rządząca Unia Ruchu Ludowego (franc. UMP), na czele z prezydentem Jakiem Chirakiem, do tej pory nie może się pogodzić z wynikiem. Decydenci spodziewali się bowiem, że Francuzi zdecydowanie poprą traktat konstytucyjny. Przecież to Francja była jednym z państw założycielskich Unii Europejskiej, a na czele Konwentu, który opracował projekt konstytucji dla niej, stanął Francuz, były prezydent republiki, Valéry Giscard d'Estaing.
Więc tak jak dawniej - w mało demokratyczny sposób przystąpiono do kampanii propagandowej na rzecz eurokonstytucji. Uważano, że zmasowana agitacja, zwłaszcza telewizyjna, zrobi swoje, a przyjęcie unijnej ustawy zasadniczej będzie sukcesem przede wszystkim Chiraca, który w komfortowej sytuacji politycznej mógłby z powodzeniem ubiegać się o reelekcję w wyborach w 2007 r.
Czym kierowali się Francuzi?
Stało się jednak inaczej. Rządzący we Francji establishment nie dostrzegł, że zmieniło się francuskie społeczeństwo, które lepiej rozpoznaje obecnie polityczne machinacje i coraz mniej pozwala sobą manipulować. Władza nie dostrzegła także wciąż wzrastającego niezadowolenia społecznego, spowodowanego niezmniejszającym się od 20 lat bezrobociem i spadkiem siły nabywczej wynagrodzeń.
Ostatnie dane wskazują, że poziom życia Francuzów jest na poziomie z lat pięćdziesiątych. Unia Europejska nie jest w tej sytuacji odbierana jako coś ekonomicznie pozytywnego, a wręcz odwrotnie, staje się synonimem nowych wydatków i ofiar. Francuzi, podobnie jak inne unijne społeczeństwa, odczuli także bardzo boleśnie wprowadzenie euro, które zamiast obiecywanej koniunktury przyniosło jedynie podwyżki cen. Kilka miesięcy temu nawet obecny rząd oficjalnie przyznał, że przejście na euro spowodowało 12-procentowy wzrost cen podstawowych artykułów codziennej konsumpcji.
Istnieje też ogromna obawa, że dojdzie do pogorszenia i tak trudnej sytuacji na rynku pracy, bo szereg francuskich firm przeniosło swoje zakłady do wschodniej Europy.
Pozostają jeszcze argumenty natury politycznej i filozoficznej. Francuzi skonfrontowani na co dzień, zwłaszcza z arabską imigracją, która sprawia wiele problemów społecznych i socjalnych, źle widzą perspektywę wejścia w struktury unijne muzułmańskiej Turcji. Projekt unijnej konstytucji tymczasem był przygotowywany w ten sposób, by nie komplikował przyjęcia tego kraju.
Argumenty polityków
Sytuację pogarsza brak rzeczywistych reform nad Sekwaną, które odciążyłyby budżet państwa i dały oddech przedsiębiorstwom. Trudności w ich wprowadzeniu wynikają z silnej pozycji, zwłaszcza w rozbudowanym sektorze państwowym, mających komunistyczne tradycje związków zawodowych. Istnieje rzeczywisty opór społeczny przed jakimikolwiek liberalnymi reformami.
W tej sytuacji przeciwnicy unijnej konstytucji znaleźli się niemal w każdej francuskiej partii politycznej, od skrajnych trockistów, komunistów, części socjalistów, poprzez partie narodowe z określanym z uporem jako skrajnie prawicowy Frontem Narodowym.
Lewe skrzydło przeciwników unijnej ustawy zasadniczej zarzuca jej skrajnie liberalny charakter dający władzę kapitałowi i nieregulowanemu rynkowi. Obliczyli oni, że w tekście konstytucji słowo "rynek" figuruje 78 razy, a "konkurencja" aż 174 razy, zaś wyrażenie "postęp socjalny" tylko 3 razy. Symbolem liberalizmu jest dla nich również zmodyfikowana ostatnio tzw. Dyrektywa Bolkesteina. Lewica krytykuje też priorytetową pozycję centralnego banku europejskiego, zwłaszcza jego wymogi co do rygorów budżetowych. Unijna konstytucja oznacza dla nich podkopywanie zasad społeczeństwa socjalnego i faworyzowanie wolnej konkurencji, co w ich opinii oznacza przenoszenie zakładów pracy w rejony o tańszej sile roboczej, niszczenie krajowych systemów opieki socjalnej i prywatyzację.
Liberalizm unijnej ustawy zasadniczej nie podoba się też ugrupowaniom narodowym, z Charlesem Pasqua i Phillipem de Villiersem na czele. Dodatkowo podkreślają oni, że dokument ten prowadzi do utraty suwerenności kraju na rzecz zbiurokratyzowanej Brukseli. Wskazują oni, że unijna konstytucja nie ustanawia demokratycznych reguł, zwłaszcza w kwestii jej rewizji, a Brukselę wyposaża w rozległą władzę, co jest kolejnym etapem w budowie nowego superpaństwa, negującego status państw narodowych. Narodowcy krytykują również otwieranie drzwi Unii dla Turcji. Wskazują, że z racji liczby ludności tego kraju, będzie on mógł blokować 75 proc. nieodpowiadających mu decyzji.
Duża część francuskiego społeczeństwa głosowała też na "nie", protestując w ten sposób przeciwko rządowi Jean-Pierre'a Raffarina.
Co dalej?
Nad Sekwaną podzielone są poglądy na temat konsekwencji odrzucenia projektu eurokonstytucji. Valéry Giscard d'Estaing, który przewodził pracom nad nią, i prezydent Jacques Chirac są zdania, że należy powtórzyć głosowanie, nawet bez zmian w dokumencie. Takie zamiary skrytykował Charles Pasqua, przewodniczący Zgromadzenia na rzecz Francji, twierdząc, że ponowne referendum oznaczałoby "absolutną pogardę dla instytucji głosowania powszechnego".
W tym samym duchu wypowiedział się również były socjalistyczny premier, Laurent Fabius. Stwierdził on, że "referendum organizuje się nie po to, by wybierać między 'tak' i 'tak'. Więc jeżeli naród francuski dokona wyboru, to rolą prezydenta republiki, jako demokraty, jest akceptacja woli obywateli".
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2005-05-30
Autor: ab