Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rośnie desperacja stoczniowców

Treść

Kilkuset pracowników Stoczni Gdańskiej uczestniczyło wczoraj w wiecu przed siedzibą kierownictwa firmy, domagając się m.in. dokapitalizowania stoczni i dbania o interesy jej pracowników. Tymczasem w Komisji Europejskiej toczy się wobec Polski postępowanie wyjaśniające w sprawie pomocy państwa, m.in. dla stoczni.
Protestujący ustawili przed budynkiem drewniane dyby, w których zakuli przebrane w garnitury kukły obecnego prezesa Grupy Stoczni Gdynia Jerzego Lewandowskiego i Janusza Szlanty, byłego szefa tej firmy. Stocznia Gdańska jest spółką zależną Stoczni Gdynia S.A., współtworząc Grupę Stoczni Gdynia S.A. - Domagamy się silniejszego nadzoru właścicielskiego Skarbu Państwa nad stocznią, która stała się swoistym folwarkiem zarządu - mówił Roman Gałęzewski z NSZZ "Solidarność". Pracownicy skarżą się, że nie mają do kogo zwrócić się w związku z obserwowanymi na terenie stoczni nieprawidłowościami. - Chodzi m.in. o zawieranie niekorzystnych dla stoczni kontraktów - wskazują związkowcy. Rozmowy z zarządem nie mają sensu, gdyż kończy się to szykanami wobec pracowników. Według NSZZ "Solidarność", prezes Lewandowski nie zgadza się na to, aby w radzie nadzorczej Stoczni Gdańskiej zasiadł niezależny przedstawiciel ze strony Skarbu Państwa, który mógłby kontrolować działalność przedsiębiorstwa. Wśród postulatów protestującej załogi znalazło się żądanie ukarania winnych w kierownictwie Stoczni Gdańskiej za spowodowanie strat w wysokości 6 mln zł przy budowie statku dla Stoczni Remontowej w Gdańsku. Występujący na wiecu wiceprezes Stoczni Gdańskiej Maciej Wierzbicki, obiecując rozliczenie osób odpowiedzialnych za straty przy inwestycji dla Stoczni Remontowej, zaapelował jednocześnie do protestujących o spokój. Według pracowników, kolejną palącą kwestią jest zakończenie procesów sądowych toczących się od kilku lat przeciwko byłym członkom zarządu, przede wszystkim przeciwko byłemu prezesowi Stoczni Gdynia Januszowi Szlancie, który był głównym architektem przejmowania od syndyka majątku po upadłej Stoczni Gdańskiej. Szlanta jest oskarżony o działanie na szkodę firmy i narażenie jej na kilkudziesięciomilionowe straty. Grozi mu do 10 lat więzienia. Obecnie przebywa on na wolności za poręczeniem majątkowym.
- W związku z decyzją Komisji Europejskiej o wszczęciu postępowania wyjaśniającego w sprawie pomocy państwa związanej z restrukturyzacją Stoczni Gdynia, Gdańsk i Szczecin, media podawały wielomilionowe sumy przekazane w ostatnich latach na pomoc stoczniom, z czego ani jedna złotówka nie wpłynęła do Stoczni Gdańskiej - mówił podczas wiecu Gałęzewski. Prezes Lewandowski zapewnił, że jest gotowy do bezpośrednich rozmów ze związkowcami Stoczni Gdańskiej.
Oprócz NSZZ "Solidarność" manifestację zorganizowały także Związek Zawodowy Pracowników Stoczni oraz Związek Zawodowy Inżynierów i Techników Stoczni. W najbliższym czasie gdańscy stoczniowcy planują także manifestację przed budynkami gdańskiej prokuratury i sądu.

Minimalna pomoc też za duża
W tym tygodniu Komisja Europejska wszczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie pomocy państwa związanej z restrukturyzacją Stoczni Gdynia, Gdańsk i Szczecin. Polska ma miesiąc na dosłanie niezbędnych dokumentów. Postępowanie musi wyjaśnić, czy przyznana stoczniom w ramach programu restrukturyzacji pomoc jest zgodna z regułami unijnego rynku. Główne formy pomocy, co do których Komisja ma wątpliwości, to umorzenie długów, gwarancje i dokapitalizowanie stoczni. Tymczasem w specjalnym komunikacie zarząd Stoczni Gdynia S.A. stwierdził, że rzeczywista pomoc polskiego rządu dla stoczni jest ograniczona do absolutnego minimum, a stocznie mają wymagany przez UE znaczny wkład własny w restrukturyzację.
Stoczniowcy podkreślają, że w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z konkurencją pochodzącą głównie ze strony stoczni koreańskich, wpływ programu restrukturyzacji polskich stoczni na konkurencję wewnątrz UE będzie minimalny. Wysokość szacowanego wsparcia dla trzech stoczni, gdzie pracuje w sumie 12 tys. osób, wynosi łącznie 593 mln euro. Strona polska utrzymuje, że część z tych pieniędzy udzieliła stoczniom jeszcze przed akcesją Polski do UE (a więc nie wymagało to zgody), ale nie wykazały tego dotychczas dostarczone dokumenty.
Beata Andrzejewska

"Nasz Dziennik" 2005-05-03

Autor: ab