Rosjanie zabiegają o czarne skrzynki
Treść
Odczyt rejestratorów pokładowych samolotu Suchoj Superjet 100, który rozbił się w Indonezji, będzie dokonywany na rosyjskim oprzyrządowaniu. A Moskwa zabiega o całkowite przejęcie procedury deszyfracji. Postulat taki zgłosił już Dżakarcie przedstawiciel kompanii zakładów Suchoja.
Rosja weszła w spór z Indonezją o to, gdzie i na jakich zasadach zostaną odczytane czarne skrzynki. "Czarne skrzynki SSJ-100 jeszcze nie zostały odnalezione, a już wokół nich rozwinęła się prawdziwa międzynarodowa intryga" - pisze wczorajszy "Moskiewski Komsomolec". Przedstawiciel zakładów producenta suchoja i kraju operatora zgłosił Dżakarcie postulat przeprowadzenia deszyfracji na terenie Federacji Rosyjskiej. Ale Indonezja prośbę odrzuca. Jak pisze jednak dziennik "Jackarta Post", istnieje możliwość, że wstępne badania czarnych skrzynek zostaną przeprowadzone na terenie Rosji. - Jeśli w toku rozwoju śledztwa okaże się, że będziemy potrzebowali rosyjskiej technologii, aby zbadać dane zawarte na rejestratorach, wówczas zawieziemy je do ich kraju - zapewnił Tatang Kurniadi, szef Krajowego Komitetu Bezpieczeństwa Transportu.
Tatang Kurniadi, szef Krajowego Komitetu Bezpieczeństwa Transportu, zaznaczył jednak, że pierwsze zbadanie zawartości czarnych skrzynek nastąpi na terenie Indonezji, co według jego słów zostało już uzgodnione z ambasadorem Rosji Aleksandrem Iwanowem. - Otworzymy czarne skrzynki tu, w Indonezji, w pierwszej kolejności. Koniec i kropka - zadeklarował. Co ciekawe, "Moskiewski Komsomolec", opisując targi o rejestratory, przywołuje katastrofę polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem i przypomina, że ich odczytem zajmowały się nie polskie, a rosyjskie struktury lotnicze, choć - jak wskazuje gazeta - na pokładzie nie było ani jednego obywatela Federacji Rosyjskiej. Postulat Moskwy dotyczący przekazania jej czarnych skrzynek superjeta wywoła reakcję przedstawicieli polskiej opozycji, która uzna, że po katastrofie samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim Rosja też powinna przekazać rejestratory Warszawie, a ich odczyt powinien zostać teraz przeprowadzony od początku, a wyniki starego anulowane - twierdzi gazeta. Pytanie, kto będzie zajmował się deszyfracją, tak jak w przypadku polskiego samolotu sprowadza się do problemu zaufania/braku zaufania do niektórych struktur, zainteresowanych konkretnymi wnioskami - wskazuje autor artykułu. W tym przypadku (suchoja) stopień zaufania do procesu odczytu zwiększyłaby wspólna praca specjalistów obu państw (Indonezji i Rosji) - wskazuje "MK".
Suchoj nie jest bezawaryjny
Rosyjski samolot Suchoj Superjet 100, który rozbił się w górach Indonezji, był jednostką zastępczą. W tej, którą początkowo planowano wysłać w promocyjny lot, wykryto problemy z silnikiem. Jak donoszą rosyjskie agencje, piloci zgłosili usterkę tuż przed startem z lotniska w Dżakarcie. W wyniku katastrofy maszyny zginęli wszyscy spośród 45 osób, które znajdowały się na jej pokładzie. Ze względu na trudne warunki pogodowe i miejsce rozbicia się SSJ-100 akcja wydobycia ciał ofiar oraz szczątków maszyny i czarnych skrzynek wciąż się przedłuża. Ekipy ratowników pracują w ulewnym deszczu.
Do tej pory strona rosyjska przysłała trzy ekipy; jedną do pomocy w ewakuacji ofiar i wraku, drugą do pomocy w identyfikacji ofiar i trzecią, która ma wziąć udział w śledztwie. Działanie wszystkich tych ekip koordynują odpowiednie instytucje w Indonezji. Władze kraju spotkały się z przedstawicielami delegacji rosyjskiej, której przewodniczył minister przemysłu i handlu Jurij Sljusar. Przedstawiciele obu krajów uzgodnili, że zamierzają przeprowadzić w pełni otwarte i wiarygodne śledztwo tak szybko, jak to będzie możliwe. Rosyjskie drużyny nie napotkały w swojej pracy na terenie Indonezji żadnych trudności.
Awaryjny silnik
Suchoj Superjet 100 o numerze bocznym 95005, który wcześniej uczestniczył we wszystkich lotach demonstracyjnych, m.in. nad Kazachstanem i Pakistanem, wchodzących w skład sześciodniowego tournée po krajach Azji w celu pozyskania kupców, miał być zaprezentowany również inwestorom indonezyjskim. Informacje te podał wiceprezes rosyjskiej Narodowej Korporacji Lotniczej Aleksander Tuljakow. Według jego doniesień, przyczyną zatrzymania tej jednostki na ziemi był wyciek oleju z jednego z silników wykryty w czasie przeglądu 6 maja. W związku z tym producent musiał wymienić samolot na identyczną maszynę, o numerze 95004. Z informacji Tuljakowa wynika także, że zamiana ta przygotowywana była w dużym pośpiechu. Organizatorzy mieli bowiem tylko kilka godzin na podstawienie jednostki zastępczej. Rzecznik korporacji Suchoj potwierdził, że doszło do wymiany maszyny, jednak nie podał powodów, dlaczego zdecydowano się na taki krok.
Wciąż trwają także poszukiwania ciał ofiar oraz rejestratorów lotu, które są kluczowe, jeśli chodzi o dochodzenie przyczyn wypadku. W poszukiwaniach uczestniczy w sumie ok. 700 osób i 11 jednostek technicznych, tzn. helikopterów i innych maszyn. Jak poinformowała rzecznik rosyjskiego ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych (MCZS) Irina Andrianowa, w skład tych ekip wchodzi 84 przedstawicieli MCZS oraz 4 rosyjskie helikoptery. - Lotnictwo wykorzystujemy głównie do zwiadu. Ponadto wczoraj prowadziliśmy prace w celu odnalezienia fragmentów samolotu. Prócz tego w ciągu ostatniej doby rozpoczęły się przygotowania do zejścia do wąwozu, gdzie znajdują się duże szczątki maszyny - poinformowała Andrianowa. Wszystkie wydobyte ciała oraz szczątki maszyny przenoszone są przez ratowników przy pomocy sprzętu alpinistycznego na szczyt góry, skąd zabierane są przez helikoptery. Rzecznik resortu podkreśliła, że wszelkie prace utrudnia padający deszcz. Wciąż nie odnaleziono także czarnych skrzynek.
Rosyjski samolot zniknął z radarów lotniska w Dżakarcie 9 maja. Jego szczątki odnaleziono następnego dnia rozrzucone na zboczu wulkanu Mount Salak, odległego od stolicy Indonezji zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów. Według pierwszych szacunków do katastrofy doszło w niespełna 20 minut po starcie. Choć oficjalnie nie podaje się jeszcze przyczyn wypadku, zdaniem władz w Moskwie do głównych należy zaliczyć "czynnik ludzki". Na taki powód wskazywał wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik Środa, 16 maja 2012, Nr 113 (4348)
Autor: au