Rosja żyje złudzeniem własnej potęgi
Treść
Z prof. Aurelem Brownem, wykładowcą na Wydziale Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu w Toronto, rozmawia Anna Wiejak
Dmitrij Rogozin, przedstawiciel Rosji przy NATO, określił Rosję jako bezbronną ofiarę rozszerzenia Paktu i gruzińskiej agresji. Dlaczego rosyjska strategia przedstawiania siebie jako ofiary jest tak efektywna?
- Przede wszystkim kilka miesięcy temu ta strategia była dużo bardziej efektywna i akceptowana, niż jest obecnie. Była bardzo skuteczna w sierpniu, a później we wrześniu ubiegłego roku, ponieważ w tym okresie rosyjska gospodarka była dosyć silna, a zdolność Rosji do kontrolowania dostaw - bardzo wysoka. Rosja była postrzegana przez takie państwa Zachodu, jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania czy Włochy jako niezwykle ważna siła, z którą należy wypracować płaszczyznę porozumienia, niezależnie od kosztów, jakie przyjdzie ponieść. W konsekwencji istniały tendencje do nieukazywania tego kraju w złym świetle i próby zaakceptowania wyjaśnień strony rosyjskiej. Gdyby bowiem zostały one odrzucone, obligowałoby to kraje Zachodu do przedsięwzięcia zdecydowanie ostrzejszych środków. Jednakże dopóki Rosja pozostawała silna, nikt bynajmniej się do tego nie kwapił - należało przy tym w sposób racjonalny wytłumaczyć, dlaczego. Stąd padały stwierdzenia, że przywódcy Gruzji są agresywni, przekonywano, że są oni nieprzewidywalni i nie należy im ufać. Tłumaczono, że Rosja poniekąd działała w obronie własnej, w końcu zaś chciano obarczyć winą obydwie strony. Tym sposobem starano się ugłaskać Rosję, znaleźć racjonalne z ich punktu widzenia wyjście z sytuacji. Teraz uległo to zmianie, ponieważ kraje zaczęły dostrzegać, że Rosja nie jest wcale silna, że nie jest to ten sam kraj, co pół roku temu, ale zdecydowanie słabszy. Rosyjska gospodarka jest obecnie w bardzo złej kondycji, ma problemy z dostarczaniem surowców energetycznych, potrzebuje inwestycji etc. Jestem przekonany, że gdyby kryzys gospodarczy dotknął Rosję wcześniej, Zachód nie byłby tak skłonny do tłumaczenia jej zapędów.
W jakim stopniu obecna pozycja Rosji wpłynie na dalszy rozwój stosunków transatlantyckich, w tym w szczególności między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi oraz na stosunki NATO - Rosja?
- Niewątpliwie Rosja będzie czyniła wszystko, aby osłabić stosunki transatlantyckie, dokładnie tak, jak robił to swego czasu Władimir Putin. Ten ostatni miał jednak swoich sojuszników wśród takich polityków jak prezydent Francji Jacques Chirac czy kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. Sytuacja się skomplikowała z chwilą zmiany przywódców w tych krajach. Obecny rząd Francji nie jest już tak antyamerykański, podobnie w Niemczech sporo uległo zmianie po dojściu do władzy Angeli Merkel, postrzega ona bowiem stosunki transatlantyckie jako niezwykle istotne. Podejrzewam, że jednym z celów, które Rosja zamierza osiągnąć, jest niedopuszczenie do zacieśnienia więzów między Stanami Zjednoczonymi a krajami Starego Kontynentu, w tym przede wszystkim Polski i Republiki Czech. Jest to zasadniczy powód, dla którego Kreml usiłuje nie dopuścić do zainstalowania w tych państwach amerykańskiego systemu rakiet przechwytujących. Zauważmy, iż rosyjskie władze mają tę świadomość, że instalacja tarczy antyrakietowej nie jest w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić Rosji. Kreml stara się nie dopuścić do realizacji tego projektu nie ze względu na zagrożenie militarne, ale ze względów czysto politycznych - aby wypchnąć USA z tego terytorium. Oprócz więzi USA z Europą Zachodnią dąży do osłabienia związków ze wschodnią częścią Europy.
Jak te stosunki postrzegane są przez wszystkie zainteresowane strony? W jaki sposób spojrzenia te różnią się między sobą?
- Dlatego właśnie warto podkreślić, że kiedy pan Rogozin wysuwał w lipcu i sierpniu zeszłego roku swoje argumenty, że ze względu na wysokie ceny ropy naftowej (147 USD za baryłkę) rosyjskie rezerwy wynoszą 600 mld USD i kiedy rosyjska gospodarka odnotowywała wzrost o 7 proc., dawało to Rosji pozycję i wiarygodność. Tymczasem obecnie ta wiarygodność ulatnia się z każdym dniem. Rosja jest dzisiaj dużo słabsza, niż starają się przekonywać jej przywódcy.
Można, Pana zdaniem, zaryzykować twierdzenie, że jesteśmy obecnie świadkami powolnego tworzenia się nowej "żelaznej kurtyny"?
- Nie wydaje mi się, abyśmy mieli do czynienia z powstawaniem nowej "żelaznej kurtyny", ponieważ nie wierzę, że historia lubi się powtarzać w dokładnie ten sam sposób. Chciałbym przy tym podkreślić, że Rosja to nie Związek Sowiecki. Poza tym kalkulacje rosyjskie mogą okazać się błędne, a ona sama o wiele słabsza, niż jej się wydaje. Zatem na Ukrainie możemy mieć nieco inną sytuację, niż mieliśmy w przypadku Gruzji. Rzecz w tym, że Rosja może mieć jeszcze złudzenia co do swojej wielkości, co nie ma pokrycia w rzeczywistości.
Kiedy kraj przeszacowuje własne siły, bardziej jest skłonny do popełniania błędów. To jest pierwsze zagrożenie, drugim zaś jest ewentualne bankructwo. Sądzę, że stan rosyjskiej gospodarki jeszcze się pogorszy, ponieważ nie widzę, aby rosyjscy przywódcy podejmowali jakiekolwiek działania w celu zahamowana tej tendencji. Oni nie podchodzą do tego w sposób realistyczny, stąd nie są w stanie wypracować żadnego skutecznego rozwiązania. Tych ostatnich natomiast Rosja naprawdę potrzebuje. Jej władze uważają, że jeżeli scentralizują gospodarkę oraz politykę, będzie to równoznaczne z wypracowaniem gwarantującego sukces planu. Tymczasem przecież rosyjska gospodarka opiera się głównie na eksporcie surowców. Za brakiem stabilności w gospodarce pójdzie brak stabilności politycznej, mogą się nawet uaktywnić silne ruchy secesjonistyczne. Może dojść do krwawych, brutalnych starć, jako że władze na Kremlu nie przełkną kolejnej "pomarańczowej rewolucji". Sytuacja ta może stanowić w przyszłości dla Polski niebezpieczeństwo, jako że sąsiaduje ona z Rosją poprzez obwód kaliningradzki. Może być zagrożeniem także dla Ukrainy. Jak zatem widać, silna Rosja ewidentnie stanowi zagrożenie, ale słaba również może okazać się groźna.
Jak zdefiniowałby Pan strategię, jaką przyjęła Europa w stosunkach z Rosją?
- To jest niesłychanie dobre pytanie. Przyznam, że długo się nad tym zastanawiałem i muszę powiedzieć, że tak naprawdę to nie widzę, aby Europa miała jakąkolwiek strategię.
Dlaczego Europa nie jest w stanie takowej wypracować?
- Problemem jest jej struktura. Unia Europejska to szanowana organizacja, ale niezdolna do sformułowania wspólnotowej, długofalowej polityki względem swego rosyjskiego sąsiada. To daje Rosji nadzieję, ponieważ nie życzy ona sobie europejskiej strategii. Stara się tworzyć podziały, zdecydowanie woli, kiedy Europa zamiast jednym mówi wieloma głosami. Najlepszym tego przykładem mogą być rosyjskie zabiegi, aby - za prezydentury Jacques'a Chiraca - doprowadzić do pogorszenia relacji między Polską a Francją. Rosja nie życzy sobie żadnej europejskiej strategii. Wypracowaniu takowej nie służy bynajmniej prezentowane przez niektóre kraje zadufanie i wysublimowanie. To właśnie te cechy sprawiają, że przywódcy nie są w stanie w dłuższej perspektywie czasowej dokonać rzetelnej oceny rzeczywistości. To dlatego każdy kraj osobno stara się zapewnić sobie dywersyfikację dostaw surowców energetycznych, tymczasem w makroskali stosunki ekonomiczne stanowią istotny element stosunków politycznych i strategicznych. W relacjach między państwami europejskimi dostrzegam krótkoterminowe działania zaradcze, ale bynajmniej nie długoterminową strategię.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-21
Autor: wa