Rosja znów odetnie gaz?
Treść
Rosja zagroziła odcięciem dostaw gazu na Ukrainę od 1 stycznia, jeśli kraj ten nie zgodzi się na podpisanie nowej umowy. Może to doprowadzić do zmniejszenia eksportu tego surowca do Europy Zachodniej, a według niektórych ocen także do Polski. Wczoraj pojawiła się informacja o osiągnięciu porozumienia w tej sprawie, ale niemal natychmiast została zdementowana przez rosyjskiego monopolistę gazowego - Gazprom.
Wiadomości, które nadchodziły wczoraj z Moskwy i Kijowa, można porównać do wojny słów. Najpierw agencja Interfax opublikowała informację, że Rosja i Ukraina zgodziły się na stopniowe podnoszenie cen gazu sprzedawanego przez Gazprom naszemu wschodniemu sąsiadowi. Agencja powołała się na ukraińskiego ministra paliw i energetyki Iwana Płaczkowa. Jednak wkrótce potem Gazprom zaprzeczył tej informacji. Rzecznik firmy Siergiej Kuprianow wypowiedź ukraińskiego ministra nazwał nawet prowokacją. Kuprianow stwierdził w wywiadzie radiowym, że władze rosyjskie nie mogą zgodzić się na ukraińską propozycję, gdyż oznaczałoby to "kontynuację subsydiowania ukraińskiej gospodarki przez Gazprom i Rosję".
Wczoraj rano premier Ukrainy Jurij Jechanurow tłumaczył, że Kijów chce zabierać 15 proc. rosyjskiego gazu przesyłanego przez jej terytorium, w ramach opłaty za tranzyt. W wersji przedstawionej przez ukraińską telewizję wyglądałoby to tak, że Ukraińcy pobieraliby 150 metrów sześc. z każdego 1000 metrów sześc. gazu, który transportowany jest przez jej terytorium na Zachód.
Gazprom natychmiast zareagował stwierdzeniem, że będzie to kradzież, która zostanie dokonana kosztem eksportu gazu do krajów Europy Zachodniej. - Wszelka odpowiedzialność za zmniejszenie rosyjskich dostaw gazu do europejskich odbiorców będzie leżała wyłącznie po stronie ukraińskiej - stwierdził Kuprianow w wypowiedzi dla rosyjskich agencji prasowych.
Zdaniem eksperta w dziedzinie surowców energetycznych Witolda Michałowskiego, Rosja nie zdecyduje się na poważniejsze zmniejszenie dostaw do Europy, ponieważ ryzykuje w ten sposób konflikt głównie z Niemcami. Może jednak dojść do krótkotrwałego odcięcia dostaw, co mogą odczuć także niektóre polskie przedsiębiorstwa. Prawie 2 lata temu poniosły one straty w wyniku krótkotrwałego wstrzymania przez Rosjan przesyłu w konsekwencji podobnego sporu gazowego z Białorusią.
Głos w sprawie konfliktu gazowego z Ukrainą zabrał także minister obrony Rosji Siergiej Iwanow. Ostrzegł on władze w Kijowie, że próby zmiany statusu rosyjskiej bazy morskiej w Sewastopolu na Krymie mogą wywołać niebezpieczny dla Ukrainy spór graniczny. Jest to reakcja na wcześniejszą wypowiedź prezydenta Wiktora Juszczenki. Sprzeciwiając się blisko 5-krotnej podwyżce cen rosyjskiego gazu, sugerował on, że Ukraina może w reakcji na taki krok zrewidować warunki stacjonowania Rosjan w bazie w Sewastopolu. Juszczenko dawał też do zrozumienia, że Kijów może wypowiedzieć Rosji umowę w sprawie stacjonowania na Ukrainie rosyjskich systemów radarowych i podpisać stosowną umowę z USA, które lepiej za to zapłacą.
- Porozumienie w sprawie bazy Floty Czarnomorskiej jest częścią porozumienia bilateralnego, którego druga część zawiera uznanie wzajemnych granic - podkreślił w telewizyjnej wypowiedzi minister Iwanow. - Próby rewizji tego traktatu byłyby fatalne - groził. Na mocy traktatu z 1997 r. Rosja zrzekła się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Ukrainy i zobowiązała się płacić jej za korzystanie z bazy w Sewastopolu 98 mln USD rocznie, do 2017 r.
Na mocy tej umowy Ukraina kupowała dotychczas od Rosji gaz za 50 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Jednak Gazprom chce, by od 1 stycznia Kijów płacił 220-230 USD za taką ilość. Tak duża podwyżka jest głównie reakcją na to, że nowe władze w Kijowie, chcą się uniezależnić politycznie od Rosji. Moskwa uważa, że w takiej sytuacji Ukraińcy też powinni płacić za gaz tyle, ile kosztuje on inne niezależne kraje.
Jednak tak drastyczna podwyżka cen tego surowca wprowadzona z dnia na dzień byłaby szokiem dla ukraińskiej gospodarki. Rosyjski Gazprom i ukraiński Naftogaz prowadzą od kilku miesięcy rozmowy na temat cen gazu, a także stawek za tranzyt surowca. Władze w Kijowie zdają sobie sprawę z tego, że trzeba będzie płacić za gaz cenę rynkową, ale chcą rozłożyć tę podwyżkę w czasie.
Wobec braku porozumienia władze Ukrainy poinformowały niedawno, że są gotowe do przedstawienia sprawy konfliktu z Rosją trybunałowi międzynarodowemu - Instytutowi Arbitrażowemu przy Sztokholmskiej Izbie Przemysłowej.
Mimo to prezydent Juszczenko wysłał ponownie ministra energetyki Iwana Płaczkowa do Moskwy. Dziś ma tam przeprowadzić kolejną rundę rozmów - poinformowała Agencja Reutera.
Mariusz Bober
"Nasz Dziennik" 2005-12-28
Autor: mj