Rosja testuje cierpliwość Unii
Treść
Na prośbę Rosji odbędzie się jutro nadzwyczajne posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego poświęcone kryzysowi gazowemu między Ukrainą a Rosją. Ma wziąć w nim udział prezes Gazpromu Aleksiej Miller. Udział Millera w posiedzeniu zaskakuje, ponieważ na rozmowy w sprawie gazu miał jutro do Moskwy przyjechać szef ukraińskiej spółki Naftohaz Ołeh Dubyn.
Komisja Europejska i Czechy, które rozpoczęły przewodnictwo w UE, wydały wspólne oświadczenie, w którym ograniczenie dostaw gazu określają jako sytuację "nie do zaakceptowania". Ponadto Unia zażądała natychmiastowego wznowienia dostaw gazu do krajów UE, a także wznowienia negocjacji pomiędzy Rosją a Ukrainą. - To jest spór między dwiema stronami, Unia Europejska nie jest stroną tego sporu, choć ucierpiała w jego wyniku - stwierdził jednak rzecznik Komisji Europejskiej Johannes Laitenberger, dodając, że sytuacja naraża opinię obu krajów jako odpowiedzialnych dostawców gazu.
Rosja chce zaprezentować w Parlamencie Europejskim swoje argumenty w sporze gazowym. W specjalnym posiedzeniu komisji ma wziąć udział zarówno prezes Gazpromu, jak i przedstawiciel Naftohazu oraz przedstawiciele parlamentu Federacji Rosyjskiej i Ukrainy. W delegacji ukraińskiej ma być też były szef dyplomacji Borys Tarasiuk.
Tymczasem wczoraj doszło do ponownego zaostrzenia się konfliktu gazowego pomiędzy Rosją a Ukrainą. W nocy z poniedziałku na wtorek zostały znacznie zakłócone dostawy gazu do krajów Unii, a w przypadku Węgier, Grecji, Macedonii, Turcji, Bośni i Bułgarii zostały one całkowicie odcięte. W tej ostatniej zapasy gazu wystarczą zaledwie na siedem dni, a sytuację pogarszają panujące tam silne mrozy.
Komisja Europejska poinformowała, że dane o spadku dostaw nadchodzą z Polski, Słowacji, Austrii, Węgier, Włoch, Słowenii, Rumunii. Ponadto Słowacja, odnosząc się do ograniczenia dostaw gazu, zapowiedziała wczoraj, że zmuszona będzie ogłosić stan wyjątkowy.
- Unia Europejska jest bezradna, natomiast Rosjanie opracowali system ceny europejskiej, czyli takiej ceny, którą zapłacą wszystkie kraje Europy bez mrugnięcia okiem. Jest to dowód na to, że popadliśmy w niewolnictwo gazowe i nie bierzemy pod uwagę względów ekonomicznych - uważa Andrzej Maciejewski z Instytutu Sobieskiego.
"Bez uprzedzenia i w oczywistej sprzeczności z zapewnieniami najwyższych władz Rosji i Ukrainy dostawy gazu do niektórych krajów członkowskich zostały znacząco zmniejszone. To sytuacja całkowicie nie do zaakceptowania" - brzmi wspólne oświadczenie wydane przez Komisję Europejską i Czechy, które przewodzą Unii w tym półroczu.
W Kijowie przebywała wczoraj delegacja Unii Europejskiej z Czechem Martinem Rzimanem na czele. Wizyta praskiego ministra przemysłu i handlu była związana ze sprawowanym w obecnym półroczu przewodnictwem Czech nad pracami Unii Europejskiej.
Prawdziwym powodem tak nagłego ograniczenia przesyłu gazu, według Mychajły Honczara, eksperta ds. energetycznych z ukraińskiego ośrodka analitycznego Nomos, jest zwiększenie zużycia tego surowca na rosyjskim rynku. Honczar przekonuje, że Gazprom po prostu nie ma gazu, by przesyłać go do państw europejskich, dlatego zmniejsza dostawy. Jego zdaniem, pogłoski, że Ukraina podkrada surowiec, doskonale dementuje poniedziałkowa sytuacja, kiedy gaz, który miał popłynąć do krajów bałkańskich, zniknął w Mołdawii. Jak podał Naftohaz, gaz przeznaczony dla Bałkanów został pobrany przez spółkę Moldovagaz, która należy do Gazpromu.
- Gazprom będzie starać się wyrównać europejskim odbiorcom ilość dostarczanego gazu, ograniczoną w wyniku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, wykorzystując inne dostępne trasy przesyłu oraz zapasy surowca - powiedział wczoraj w Berlinie wiceprezes koncernu Aleksander Miedwiediew, obarczając jednocześnie Ukrainę całą winą za zaistniałą sytuację. Dodał jednak, że Gazprom jest gotowy do wznowienia rozmów z ukraińskim Naftohazem. Przy czym podkreślił, iż nie potrzebuje do tego żadnych pośredników.
Wojciech Kobryń
Marta Ziarnik
"Nasz Dziennik" 2009-01-07
Autor: wa