Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rosja odrzuca gruziński pokój

Treść

Pomimo ogłoszonego przez Gruzinów zawieszenia broni siły rosyjskie nie przerywają natarcia. - Zgodnie z informacjami naszych sił pokojowych w Osetii Południowej Gruzja nadal wykorzystuje oddziały wojskowe i z tego względu nie możemy rozważyć tego dokumentu - powiedział rzecznik Kremla. Ponad 50 rosyjskich samolotów bombardowało wczoraj przez kilka godzin strategiczne tereny Gruzji. Rosyjskie siły zbrojne weszły do miasta Gori w centralnej Gruzji, leżącego ok. 35 km od granicy z Osetią. Informację taką przekazał sekretarz gruzińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Lomaja. Obecnie, jak podają korespondenci, miasto znajduje się pod kontrolą wojsk Kremla. Na szczęście Gori wcześniej zostało w dużym stopniu ewakuowane. W dramatycznym orędziu prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, apelując do społeczności międzynarodowej o natychmiastową pomoc, powiedział, że rosyjscy żołnierze zajęli już ponad połowę terytorium jego kraju. Moskwa zaprzecza tym doniesieniom.



Władze gruzińskie obawiają się, że kolejnym celem ataków może stać się stolica, Tbilisi. Tymczasem szacunkowe dane mówią już o 2 tys. ofiar konfliktu. Zdaniem prezydenta Micheila Saakaszwiliego, 90 proc. ofiar konfliktu między Gruzją a Rosją to cywile. W wyniku walk rosyjskie siły zbrojne straciły 18 żołnierzy, w tym jednego oficera. Ranne zostały 52 osoby, a losy 14 kolejnych pozostają nieznane.
Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili podpisał wczoraj sporządzony przez przedstawicieli UE dokument zatwierdzający rozejm w Osetii Południowej. Dokonał tego w obecności przybyłych do Gruzji ministrów spraw zagranicznych Francji i Finlandii, Bernarda Kouchnera i Alexandra Stubby. Jednakże strona rosyjska pozostaje nieubłagana. Moskwa odrzuciła gruzińską propozycję odnośnie do zawieszenia broni. Jako powód podała trwające nadal walki. Zapowiedziała także, że nie zamierza nawet brać pod uwagę dokumentu podpisanego przez prezydenta Saakaszwiliego w obecności ministrów spraw zagranicznych Francji i Finlandii.
Dodatkowe siły wojskowe Rosji wyposażone w czołgi T-72 i T-62 oraz samobieżne wyrzutnie rakietowe "Uragan" dotarły wczoraj do Osetii Południowej. Także w Abchazji Rosja zwiększyła liczebność swoich wojsk do 9 tysięcy. W związku z tym prezydent Saakaszwili zwrócił się do krajów zachodnich o pomoc. - Obecny kryzys nie dotyczy już tylko Osetii Południowej, ale ocalenia Gruzji jako państwa - powiedział gruziński prezydent. Moskwa z kolei oświadczyła, że nie zamierza przekraczać granicy administracyjnej Osetii Południowej i że nie naruszy terytorium Gruzji. W niedzielę z prezydentem Gruzji spotkał się szef francuskiego MSZ Bernard Kouchner. Zdaniem szefa francuskiej dyplomacji, prezydent Saakaszwili "jest zdecydowany doprowadzić do pokojowego rozwiązania kryzysu", a Unia Europejska powinna stać się głównym mediatorem pomiędzy Gruzją a Rosją.
Także prezydent RP Lech Kaczyński zgadza się z pozycją prezentowaną przez większość krajów zachodnich. Stwierdził, że należy z całą mocą zaangażować się w dyplomatyczne rozwiązanie tego konfliktu, lecz zaznaczył, iż aby było to możliwe, musi najpierw dojść do obustronnego wstrzymania ognia. Prezydent nie wykluczył, że wkrótce może udać się do Tbilisi, by osobiście uczestniczyć w mediacjach. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zorganizowało ewakuację obywateli naszego kraju z gruzińskiego terytorium. Wczoraj wróciło do Warszawy w trzech grupach około 200 Polaków. Wraz z nimi Gruzję opuszczali także obywatele tego kraju oraz innych państw Europy i Amerykanie.
Sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer wyraził wczoraj swoje oburzenie w związku z nieczystą walką ze strony Rosji. Jego zdaniem, Rosja użyła w stosunku do Gruzji niewspółmiernych sił i naruszyła jej integralność terytorialną.
Podobnego zdania jest brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband. Skrytykował on Rosję za działania zmierzające do rozszerzenia akcji zbrojnej poza Osetię Południową. W wydanym oświadczeniu wezwał rosyjskie władze do przyjęcia gruzińskiej oferty pokojowej. Tymczasem włoski szef MSZ Franco Frattini ostrzegł przed tworzeniem wśród państw UE "antyrosyjskiej koalicji". Zastrzegł jednakże, iż niepodważalna jest konieczność międzynarodowej dyskusji.
Na skutek wybuchu konfliktu rosyjsko-gruzińskiego, w związku z obawą ograniczenia dostaw surowca, rosną ceny ropy naftowej. Cena za baryłkę tego surowca wzrosła wczoraj o 1,54 dolara i wynosi obecnie 116,74 USD. Gruzja odgrywa kluczową rolę w dostarczaniu ropy naftowej z Morza Kaspijskiego.
Według rosyjskich komentatorów, Rosja, wyczuwając strach Zachodu, nie zamierza bezinteresownie oddać wojny. Wprowadzenie sankcji wobec Rosji jest ich zdaniem mało prawdopodobne, ponieważ oznaczałoby eskalację konfliktu, a taki scenariusz raczej nie jest potrzebny Zachodowi. Tymczasem rosyjski prezydent Dymitrij Miedwiediew oświadczył wczoraj, że stolica Osetii Południowej - Cchinwali, znajduje się pod kontrolą rosyjskich sił pokojowych. - Znaczna część operacji zmuszenia gruzińskich władz do ustanowienia pokoju w Osetii Południowej została zakończona. Cchinwali jest pod kontrolą wzmocnionego rosyjskiego kontyngentu - stwierdził.
Rosja zażądała wczoraj rano od przebywających w Abchazji sił gruzińskich, by te oddały broń. Swoje ultimatum przekazała przez ręce wojskowych obserwatorów z ONZ. Gruzja na takie roszczenia odpowiedziała odmownie. Z kolei jak poinformował minister obrony Abchazji Mirab Kiszmaria, jej siły całkowicie zablokowały wojska gruzińskie w wąwozie Kodori. - Wszystkie drogi i ścieżki górskie, wszystkie szlaki komunikacyjne pozwalające wyjść z tego miejsca są zablokowane - powiedział Kiszmaria.
Przywódcy krajów bałtyckich wykazali zdecydowaną postawę. W wydanej przez siebie deklaracji skrytykowali i potępili "rosyjską agresję na niepodległe państwo gruzińskie". Zagrozili także przerwaniem programu ułatwień wizowych dla obywateli rosyjskich. - Ponownie wzywamy stronę rosyjską do przerwania ataków i wyjścia naprzeciw wysiłkom mediacyjnym - powiedział niemiecki wiceminister ds. zagranicznych Gernot Erler.
Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, uważa, że wybuch wojny w Gruzji w żadnym wypadku nie oznacza fiaska polskiej polityki. W jego opinii, potwierdza jedynie, że polska diagnoza sytuacyjna była trafna i że Rosja wykazuje tendencje, wobec których Europa nie może pozostawać bezbronna. - Teraz chciałbym się spodziewać jednoznacznej reakcji państw europejskich i Stanów Zjednoczonych na wydarzenia w Gruzji - stwierdził minister Kowal. Zwrócił przy tym uwagę na ogromną rolę konfliktów interesów, jednocześnie też zwrócił uwagę na pewną zdolność mobilizacji. - Prezydent i rząd polski wykonują w ostatnich dniach dużą pracę i moim zdaniem przynosi ona efekt na forum Unii Europejskiej i NATO - ocenił. - Wiele sobie obiecuję po kolejnych konsultacjach prezydenta Kaczyńskiego z partnerami w Europie. Staje się powoli oczywiste, że państwo, które jest gotowe bez przyczyny wysłać samoloty na swojego sąsiada i go zbombardować, nie spełnia kryteriów głównego partnera Unii - zauważył Kowal. Zaprzeczył przy tym, jakoby bojkot rosyjskich surowców energetycznych przyniósł jakiekolwiek wymierne efekty. - Gaz i ropa nie rozstrzygają historii świata. One i tak muszą być gdzieś sprzedawane, także to nie jest tak, że my jesteśmy uzależnieni od Rosji, a Rosja od nas. My potrzebujemy gazu i ropy i cała Europa będzie go nadal kupować, jednak zbliżenie polityczne w oczywisty sposób jest trudne, kiedy lecą bomby - skonstatował.
Marta Ziarnik
"Nasz Dziennik" 2008-08-12

Autor: wa