Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ropa na chronionym wybrzeżu

Treść

Działacze kaliningradzkiego ruchu ochrony środowiska naturalnego Ekozaszczita (Ekoobrona) oskarżyli kompanię naftową Łukoil-Kaliningradmornieft o masowe zanieczyszczenie wybrzeża Morza Bałtyckiego. Powtarzające się skażenia rejonu Mierzei Kurońskiej, wpisanej przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa, skłoniły tę organizację do przysłania swoich ekspertów do Kaliningradu. Jednak pracownicy Łukoilu nie wpuszczają ekspertów na obszar, gdzie prowadzone jest "po cichu" wydobycie ropy.
Szefowa tamtejszych ekologów Aleksandra Korolewa oświadczyła, że rosyjska kompania naftowa odpowiada za zanieczyszczenie 200 km linii brzegowej (nie 70 km, jak głosiła oficjalna wersja), w tym najlepszych plaż.
Zdaniem niektórych rosyjskich urzędników, winny skażenia nie jest Łukoil, ale chiński tankowiec, który miał niedawno rozbić się u wybrzeży Danii. Jednak według ekologów, czas wystąpienia zanieczyszczenia wskazuje, że jest ono raczej efektem działalności wydobywczej rosyjskiego koncernu.

"Cicha" eksploatacja
Rosyjscy e kolodzy informują, że trzy lata temu Łukoil-Kaliningradmornieft rozpoczął prace związane z projektem wydobycia ropy naftowej ze złoża D-6, przeprowadzając doświadczalne odwierty na Morzu Bałtyckim. Wydobycie odbywa się w warunkach ścisłej tajemnicy. Nie dopuszcza się tam nikogo, oprócz pracowników kompanii.
Jeszcze na początku lat 80. - według danych ekologów - na D-6 w czasie doświadczalnych wierceń do morza przedostało się około 70 ton ropy. W efekcie doszło do skażenia 20 km brzegu włącznie z Mierzeją Kurońską. Początek prac Łukoilu na D-6 - jak uważają obrońcy środowiska - podejrzanie pokrywał się z występowaniem zanieczyszczeń miejscowych wybrzeży Bałtyku ropą.
W ubiegły piątek przedstawiciele organizacji naukowych, oświatowych i społecznych na Litwie w specjalnym oświadczeniu zażądali od prezydenta Putina, gubernatora obwodu kaliningradzkiego i kierownictwa spółki naftowej Łukoil zaprzestania wydobycia ropy z Morza Bałtyckiego do czasu zebrania wniosków przez międzynarodową komisję ekspertów. Wobec oporu strony rosyjskiej Litwini poprosili UNESCO o interwencję.

Wezwali na pomoc UNESCO
Mierzeja Kurońska - zarówno jej rosyjska, jak i litewska część - jest unikatowym pomnikiem przyrody wpisanym przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa. Już w maju prezydent Litwy Rolandas Paksas zwrócił się do dyrektora generalnego UNESCO Koichiro Matsuura, wyrażając niepokój społeczeństwa litewskiego z powodu szkód ekologicznych wyrządzanych przez rosyjską spółkę.
W rezultacie UNESCO zdecydowało się wysłać oficjalną komisję na Mierzeję Kurońską, aby oceniła stopień niebezpieczeństwa, jakie stwarza oddalona zaledwie o 22 kilometry od Mierzei rosyjska platforma wydobywcza. Komitet ds. Światowego Dziedzictwa UNESCO wezwał stronę rosyjską i litewską do "ścisłej współpracy w celu oceny wpływu obiektu D-6 na środowisko" i zalecił Rosji nierozpoczynanie wydobycia ropy w szelfie Morza Bałtyckiego, dopóki nie zakończy się przeprowadzenie ekspertyzy. Zgodnie z postanowieniem Komitetu, do rejonu Mierzei Kurońskiej została wysłana międzynarodowa komisja ekspertów, która razem z przedstawicielami Litwy i Rosji przygotuje wnioski nt. ekologicznych aspektów wydobycia ropy naftowej na Bałtyku.
Tymczasem - jak poinformowała Aleksandra Korolewa - rosyjska kompania naftowa nie dopuszcza międzynarodowych ekspertów na D-6, nawet po zwróceniu się do Rosji przez komitet UNESCO z żądaniem zaprzestania wydobycia ropy, dopóki nie będzie przeprowadzona międzynarodowa ekspertyza.

Polski konsul nie widzi problemu
Polski konsul w Kaliningradzie Jarosław Czubiński w odróżnieniu od Litwinów i rosyjskich ekologów zdaje się nie dostrzegać problemu. Wczoraj zasugerował, że informacje o zagrożeniu ekologicznym w rosyjskiej enklawie są przesadzone. - Sprawdzaliśmy wszystkie miejsca odwiedzane przez polskich turystów, zwłaszcza kurorty w Swietłogorsku i Zielenogradsku. Nie ma żadnych oznak klęski żywiołowej - przekonywał wczoraj w rozmowie z PAP.
Tymczasem również wczoraj w Zielenogradsku, w którym ponoć przebywał nasz konsul, ponad 80 urzędników miejscowej administracji wyszło na brzeg Bałtyku zbierać naftową maź. Według rosyjskiej agencji "Regnum", pod koniec ubiegłego tygodnia tam również doszło do zanieczyszczenia plaży produktami naftowymi. Dyrektor miejskiego projektu pod nazwą "Zielenogradska czystość" Iwan Turk powiedział agencji, że na wybrzeżu pracuje już 114 ludzi, wśród nich 27 uczniów. - Ludzie, wkraczając na wybrzeże, zakładają na obuwie worki, żeby mazut nie zanieczyścił butów - informował.
Praca wykonywana jest ręcznie, aby oszczędzać czysty piasek. Piasek zanieczyszczony mazutem jest wywożony do kaliningradzkiego zakładu materiałów budowlanych. Akcję wspierają również marynarze floty bałtyckiej i miejscowy bank.
Waldemar Moszkowski
Nasz Dziennik 17-07-2003

Autor: DW