Romney triumfuje, Santorum walczy
Treść
Mimo że były gubernator Massachusetts pokonał swojego głównego rywala Ricka Santoruma we wszystkich trzech stanach, to jego zwycięstwo w Wisconsin nie było tak okazałe, jak spodziewał się lider sondaży. W Wisconsin Romney zdobył 43 procent głosów, a Santorum 38 procent. Dwaj pozostali kandydaci od pewnego czasu pozostają wyraźnie w tyle. Kongresman z Teksasu Ron Paul otrzymał 11 procent, a były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich - 6 procent głosów. Zdecydowanie większa różnica głosów na korzyść Romneya padła w Maryland, gdzie swojego głównego przeciwnika pokonał różnicą ponad 15 procent. W Dystrykcie Kolumbia, czyli w mieście Waszyngton, Santorum w ogóle nie znajdował się na liście kandydatów. Wyniki te oznaczają, że były gubernator Massachusetts powiększy swoje konto głosów elektorskich o co najmniej 75 delegatów, zaś dorobek jego rywali nawet nie drgnie.
Czy Santorum wycofa się z wyścigu o partyjną nominację w imię jedności partii i nieosłabiania jej dalszą kosztowną kampanią. Były senator z Pensylwanii deklaruje, że nie ma zamiaru rezygnować.
Krytyka Obamy
Romney stosuje taktykę przemilczania rywali i w wystąpieniach skupia się wyłącznie na krytyce prezydenta Baracka Obamy. Przemawiając na wiecu wyborczym po ogłoszeniu wyników, nazwał głowę państwa "nierozgarniętym lewicowcem", obwiniając jednocześnie o kiepską sytuację na rynku pracy i mieszkaniowym, wzrost zadłużenia oraz cen benzyny. Zwrócił uwagę, że to właśnie pod rządami obecnej administracji najwięcej Amerykanów straciło swoje stanowiska od czasu wielkiego kryzysu w latach 30. - Te kilka ostatnich lat było ciężkich, a pogorszone zostały przez błędy i porażki naszego przywódcy - stwierdził Romney. Także szef Białego Domu widzi w mormonie swojego głównego rywala w listopadowych wyborach. W ostatnich dniach Obama mocno skrytykował Romneya za prezentowane przez niego poglądy i nazwał go "reprezentantem i obrońcą najbogatszych", w tym przedstawicieli przemysłu naftowego tzw. grupy "Big Oil".
Mimo próby marginilizacji w debacie publicznej i presji na ustąpienie Rick Santorum nie zamierza tego czynić. Były senator z Pensylwanii osiągnął bardzo dobry wynik w Wisconsin, gdzie rywalizował z faworytem partyjnego establishmentu jak równy z równym. W regionach z tak dużą społecznością wiejską i robotniczą Santorum ustępuje Romneyowi naprawdę nieznacznie, a często z nim wygrywa. Dlatego też w jego ocenie kilka następnych tur prawyborów w stanach o podobnej charakterystyce pokaże, że jest on tak samo wartościowym kandydatem jak jego przeciwnik.
Komentatorzy oceniają jednak, że były gubernator Massachusetts jest już bardzo blisko zdobycia takiej liczby głosów elektorskich, że nawet przy naprawdę dużym skoku poparcia Santorum nie będzie w stanie odrobić strat. W wystąpieniu obiecał mocną rywalizację już za niespełna trzy tygodnie podczas głosowań w jego rodzinnym stanie. - Osiągnęliśmy moment, w którym skończyła się pierwsza połowa, i schodzimy na przerwę. Połowa delegatów w tym procesie została już wybrana. Kto z was jest gotów, aby wyjść z szatni w Pensylwanii na naprawdę mocną drugą połowę? - pytał swoich zwolenników. Zdaniem ekspertów, jeśli "w meczu u siebie" Santorum nie odniesie przekonującego zwycięstwa, definitywnie pogrzebie to jego szansę na zdobycie partyjnej nominacji. Upór Santoruma nie dziwi wcale wobec postawy osiągających coraz słabsze wyniki Paula i Gingricha. Ci dwaj kandydaci również zadeklarowali, iż nie zamierzają wycofywać się z wyścigu aż do partyjnej konwencji, która odbędzie się w sierpniu w Tampie. W Wisconsin, gdzie do zgarnięcia była największa pula delegatów, kongresman z Teksasu zdobył poparcie jedynie co dziesiątego głosującego, a Gingrich ledwie był w stanie uzyskać 5 proc. głosów.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik Czwartek, 5 kwietnia 2012, Nr 81 (4316)
Autor: au