Romney bliski nominacji
Treść
Zdobywając 47 proc. głosów podczas wtorkowego głosowania w Illinois, Mitt Romney umocnił się na pozycji lidera w wyścigu do republikańskiej nominacji w wyborach prezydenckich.
Popierany od początku prawyborów przez republikański establishment były gubernator Massachusetts wygrał w Illinois w niemal wszystkich grupach elektoratu. Jak zauważają media, poparła go także większość wyborców związanych z Tea Party, na których głosy tak bardzo liczył najgroźniejszy rywal Romneya - Rick Santorum. Ostatecznie ten popierany przez prawe skrzydło partii polityk zakończył starcie z Romneyem, zgarniając 35 proc. głosów. O sromotnej porażce mogą z kolei mówić dwaj pozostali kandydaci - kongresman Ron Paul i były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich, którzy zdobyli kolejno 9 i 8 proc. głosów. Przedstawiając wstępne wyniki, amerykańskie media zwróciły też uwagę na bardzo słabe zainteresowanie ostatnim głosowaniem, w którym frekwencja wyniosła zaledwie 24 procent. Eksperci tłumaczą ten wynik faktem, iż Illinois - z którego wywodzi się Obama - od lat jest uważane za bastion Demokratów.
Stawką wtorkowych prawyborów w Illinois były głosy aż 54 delegatów na sierpniową konwencję Republikanów, podczas której wyłonią oni kandydata do wyborów prezydenckich. Większość z nich zgarnął Romney, dzięki czemu może już raczej spać spokojnie. Mając bowiem za sobą głosy łącznie niemal połowy - bo aż 563 z 1144 - delegatów, jak zauważają komentatorzy, wynik ten, "rozumując matematycznie", jest już niemal nie do pobicia. Aby nadrobić olbrzymie straty i wygrać nominację, posiadający dokładnie 300 delegatów mniej Santorum musiałby od teraz wygrać niemal wszystkie pozostałe prawybory. Wiele zależy teraz od głosowania w Luizjanie. Jeśli bowiem były senator odniesie tam zwycięstwo, zmniejszy dystans, odbuduje swoją nadszarpniętą pewność siebie i zwiększy szanse na zastrzyk gotówki na dalszą kampanię.
Chwilę po ogłoszeniu pierwszych wstępnych wyników Romney wygłosił podczas wiecu w Chicago przemówienie, które poza podziękowaniami za oddany na niego głos niemal w całości poświęcił krytyce prezydenta Obamy. Były gubernator Massachusetts po raz kolejny wytknął swojemu przyszłemu rywalowi m.in. to, że w czasie swojej kadencji w Białym Domu rozbudowuje rząd federalny i mnoży regulacje szkodliwe dla biznesu, tym samym "ograniczając wolność", która - jak dodał - stanowi wielkość i siłę Stanów Zjednoczonych. - Czas powiedzieć: "Mamy już dość!". Nasza przyszłość jest jaśniejsza niż to, co dzieje się w tych trudnych czasach. Zasługujemy na prezydenta, który w nas wierzy. Ja wierzę w naród amerykański - oświadczył Romney, podkreślając, iż jest właściwą osobą na to miejsce. - Kandyduję na urząd prezydenta, bo mam doświadczenie i wizję, aby wydostać nas z tego bałaganu - dodał.
MBZ
Nasz Dziennik Czwartek, 22 marca 2012, Nr 69 (4304)
Autor: au