Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rokita z Kaczyńskim

Treść

Na dzisiejszą konwencję wyborczą Platformy Obywatelskiej w Gnieźnie Donald Tusk już od jakiegoś czasu zapowiadał "bombę", wypuszczając wieści, że jego partię wesprze w wyborach osoba, która od wewnątrz oglądała to, co się dzieje w Prawie i Sprawiedliwości, i o wszystkich niecnych uczynkach rządzącej partii wszem i wobec opowie. Bomba wybuchła, ale już wczoraj, i to Donaldowi Tuskowi w dłoniach. Po rezygnacji - przynajmniej na jakiś czas - Jana Rokity z udziału w życiu politycznym scena polityczna wcale bez Rokity nie pozostanie. Ze sceny zszedł Jan, a weszła na nią jego żona, Nelly. I to wcale nie zwróciła się do Platformy, której czołowym politykiem był (?) jej mąż, lecz weszła do obozu największego politycznego wroga.

Psota, jaką Platformie sprawili PiS-owscy spindoktorzy, wyciągając z szafy Nelly Rokitę, pokazała, że animatorów kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości lepiej nie drażnić zapowiedzią jakichś bomb, gdyż chcąc uprzedzić atak, zdolni są wyciągnąć z zanadrza coś naprawdę mocnego.
A Nelly Rokita z wielkim entuzjazmem weszła w powierzoną jej rolę prezydenckiego doradcy do spraw kobiet. Ów entuzjazm był tak wielki, że słuchając wizji pracy podekscytowanej i próbującej mówić po polsku Nelly - ubranej, jak przystało na Rokitę, w kapelusz (w wersji damskiej - czerwony) - powagi nie był w stanie zachować sam prezydent Lech Kaczyński, który mimo prób nie zdołał skryć uśmiechu, słuchając przemówienia stojącej u jego boku nowej doradczyni. Taką oto karkołomną konstrukcją przetransferowano Rokitę z Platformy do PiS. A przy takim transferze kompletnie bledną wszelkie inne - Mężydły czy Sikorskiego.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2007-09-15

Autor: wa