Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rokita u schyłku politycznej kariery?

Treść

Jan Maria Rokita w przeciwieństwie do swojej żony Nelly nie zamierza odchodzić z Platformy Obywatelskiej, choć nie ocenia negatywnie decyzji małżonki, która ostentacyjnie opuściła we wtorek szeregi tego ugrupowania. Zapowiedział, że będzie starał się walczyć o wewnętrzne uzdrowienie partii "tak długo, jak długo starczy mu sił". Ale biorąc pod uwagę, że dał się już poznać jako "polityczny skoczek", nie można wykluczyć, że przy sprzyjającej okazji ogłosi "zakończenie misji" i opuści PO. Takich działań jednak nie można spodziewać się w najbliższych tygodniach, gdyż pozycja Rokity nie tylko w Platformie, ale i na scenie politycznej znacznie osłabła i dziś trudno byłoby mu odgrywać znaczącą rolę w innym ugrupowaniu.


Jan Maria Rokita zapowiedział, że "nie ma planu" opuszczenia szeregów Platformy Obywatelskiej. Dzień wcześniej taką decyzję podjęła jego małżonka Nelly , która w specjalnym oświadczeniu zarzuciła władzom partii nie tylko "niesprawiedliwe potraktowanie jej męża", ale przede wszystkim zbyt mocny skręt w lewą stronę sceny politycznej.
Pytany o ewentualne powtórzenie decyzji żony i odejście z PO Rokita we wczorajszych "Sygnałach dnia" zaprzeczył, że zamierza opuścić partię. - Nie mam takiego planu - mówił, przyznając, że bardzo go poruszyło oświadczenie żony, ponieważ uważa je za "akt o charakterze moralnym". Zapowiedział natomiast, że będzie się starał naprawiać partie polityczne, w tym również Platformę Obywatelską.
- Uważam, że polskie partie polityczne wymagają głębokiej naprawy wewnętrznej. To postulat, który jest warunkiem naprawy polskiej rzeczywistości politycznej. I tak długo, jak długo będę miał po temu siły, i tak długo, jak długo nie zostanę uciszony - wyciszony, przepraszam - jak to wczoraj zostało zasugerowane w jednym z dzienników, to będę z otwartą przyłbicą starał się, żeby tak było - stwierdził Rokita.
Odnosząc się do sugestii rzekomego skłaniania się PO ku lewicy, przyznał, że być może taki plan "gdzieś roi się", ale jest to koncepcja - jego zdaniem - nierealna. Poseł uważa, że Polacy są "bardzo zrażeni" do rządów lewicy i że jest mało prawdopodobne, by chcieli dać mandat zaufania ludziom z obozu postkomunistycznego. Ocenił, że jego tezę potwierdzają wyniki SLD w ostatnich wyborach samorządowych, a także wcześniejszych: parlamentarnych i prezydenckich.

Kariera się chwieje
Szybkiego odejścia Rokity z Platformy Obywatelskiej nie powinien spodziewać się nikt, kto na bieżąco obserwuje polską scenę polityczną. Ten do niedawna wręcz pupil mediów, przede wszystkim ze względu na swoje puenty - może nie zbyt dowcipne czy błyskotliwe intelektualnie, ale jednak na tle miernego Donalda Tuska doskonale sprzedające się w mediach, od kilku miesięcy lawiruje w stronę politycznego marginesu. Pierwszym sygnałem marazmu, bo trudno jeszcze mówić o całkowitym upadku kariery politycznej Rokity, była jego reakcja, a właściwie brak reakcji na aferę związaną z "szafą Lesiaka" i zarzutami stawianymi mu przez premiera Jarosława Kaczyńskiego. Rokita, który do tej pory potrafił odpierać ataki politycznych przeciwników, przez kilka tygodni niemal przestał pojawiać się w mediach. Kolejne wywiady udzielane dziennikarzom uwidoczniły jego oblicze nie jako dynamicznego i pewnego swoich racji polityka, ale jako agresywnego i zarozumiałego dyskutanta. Miast merytorycznej argumentacji atakował zadających zbyt dociekliwe pytania lub nie zgadzających się z nim dziennikarzy. Zaskakiwał co najmniej kontrowersyjnymi zachowaniami, wykrzykując: "Kocham pana!" w odpowiedzi na pytanie jednego z dziennikarzy TVN czy zarzucając innym bycie "propagandystami PiS". Parafrazując powiedzenie: "Kto nie ma mediów, ten nie ma władzy", Rokita przegrał więc rywalizację o wpływy w Platformie Obywatelskiej z Bogdanem Zdrojewskim utożsamianym z frakcją Grzegorza Schetyny. Gwoździem do trumny była sytuacja z wyborów prezydenckich w Krakowie, kiedy to Rokita zdecydował się na otwartą konfrontację z obozem Tuska i Schetyny, popierając kandydata PiS - prof. Ryszarda Terleckiego. Wbrew oczekiwaniom takie działania nie przyniosły mu jednak uznania nawet wewnątrz utworzonej wokół jego osoby prawicowej frakcji w Platformie Obywatelskiej.
W takiej sytuacji decyzja Rokity, który zapewnia, że nie opuści Platformy, nie dziwi. Polityk, którego szybko rozwijająca się kariera, uległa zatrzymaniu, nie może liczyć na traktowanie w rozmowach jak równorzędnego partnera przez żadne ugrupowanie polityczne, które byłoby ewentualnie zainteresowane jego "pozyskaniem". Rokita nie jest obecnie również w stanie przyciągnąć wystarczającego grona zwolenników pozwalającego na utworzenie własnego ugrupowania. Bardzo jednak znamienna jest jego wypowiedź, mówiąca o naprawie partii politycznych "tak długo, jak długo będę miał ku temu siły". Biorąc pod uwagę zachowania z przeszłości Rokity, który dał się poznać jako "skoczek polityczny", można by interpretować jego słowa jako wolę pozostania w PO dopóki będzie szansa na odzyskanie wpływów albo też - póki nie pojawi się interesująca dla niego alternatywa.
Wojciech Wybranowski

Autor: wa