Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rokita słabnie w PO

Treść

Jan Rokita, po tym jak z grupą parlamentarzystów PO poparł kandydata PiS w Krakowie, stracił szansę na objęcie funkcji szefa klubu parlamentarnego. Jeśli w Warszawie przegra Hanna Gronkiewicz-Waltz, to ona, jako nagrodę pocieszenia, otrzyma to stanowisko. Rokita naruszył bowiem wygodną pozycję "Platformy zawieszonej", która krytykuje konkurentów na scenie politycznej, nie chcąc jednocześnie nikogo do siebie zrazić.
- Platforma Obywatelska nie potrafi korzystać z tego, co ma najcenniejsze: różnorodności - mówi nam jeden z posłów tej partii. A przecież mieszczą się w niej znani raczej z konserwatywnych poglądów Rokita czy Marek Biernacki i liberałowie z Donaldem Tuskiem, Grzegorzem Schetyną i Januszem Palikotem na czele. Ale ta druga grupa coraz wyraźniej dominuje w partii.
Różnorodność jest cenna wówczas, gdy idzie za nią spójny program. Tymczasem, jak zauważył wczoraj lider SDPL Marek Borowski, PO robi wszystko, by go nie pokazać. - Co więcej, w kampanii PO zarzekała się, że idzie po zwycięstwo, by odsunąć PiS od władzy, a dziś, patrząc na Kraków czy Lublin, widzimy, że to było kłamstwo - twierdzi Borowski. Jego zdaniem, PO chce po prostu PiS zastąpić u władzy.

Warszawa albo klub
Jeszcze w kampanii samorządowej Tusk zapowiadał, że w grudniu i styczniu PO będzie miała cały cykl konferencji programowych i propozycji legislacyjnych. Jednak w klubie wcale nie ma mobilizacji. Najsłynniejszy platformerski "mobilizator" - Rokita, ma słabiutkie notowania w partii. Od kwietnia, gdy obiecano mu wybór na szefa klubu parlamentarnego, nie przeprowadzono nawet głosowania nad jego kandydaturą. Bo choć z jednej strony byłoby to zagonienie posłów do ciężkiej pracy programowej, to z drugiej oznaczałoby wzmocnienie pozycji krakowskiego polityka. A na tym zupełnie nie zależy "grupie trzymającej władzę" w PO. Co gorsza dla Rokity, nie ma on też najlepszej marki w grupie polityków bardziej mu przychylnych. - Trudno z nim się współpracuje - mówi nam jeden z posłów PO wymienianych w grupie "konserwatystów".
Dziś klubowi szefuje Tusk, który jest znany raczej z niewielkiego zacięcia do pracy w cieniu gabinetów. Schetyna czy Mirosław Drzewiecki lepiej czują się w mobilizowaniu innych i liczeniu pieniędzy niż koordynowaniu mrówczej pracy posłów. Jak powiedziała nam wczoraj osoba zbliżona do kierownictwa Platformy, po "wybryku" Rokity w Krakowie pat w wyborze szefa klubu jeszcze się wydłuży.
- Jeśli nie wygramy wyborów w Warszawie, to szefową klubu zostanie Hanna Gronkiewicz-Waltz, a na dodatek znów zostanie głośno powiedziane, że to wina Janka - mówi polityk Platformy, który nie chce podać swojego nazwiska. Przypomina, że rok temu, po przegranych wyborach parlamentarnych, to właśnie Rokita został okrzyknięty przez kolegów z władz partii głównym winowajcą porażki.

Marzenie o wiośnie
Ale winne są całe władze PO, bo ich strategia wyczekiwania na błędy przeciwnika i zbijania na tym kapitału politycznego i poparcia elektoratu może być skuteczna na krótki dystans. Ale nie na całą kadencję. Ostatni rok dla PO to głównie ostra krytyka PiS i recenzowanie prac rządu za pośrednictwem "gabinetu cieni". Ale ani w samej PO "gabinet" nie miał najlepszych notowań (jeden z posłów w rozmowie o tym używa określenia "zastępczej zabawki dla niedoszłego premiera z Krakowa"), ani nie odniósł spodziewanego sukcesu. Dziś już nawet nie w każdy wtorek dziennikarze są zapraszani na konferencje, podczas których PO ocenia działanie rządu.
We wczorajszym wywiadzie dla jednego z tygodników Tusk powiedział, że nie chce współpracować z PiS na poziomie centralnym, że gest premiera Jarosława Kaczyńskiego z wyciągnięciem ręki to kłamstwo. Nie podoba mu się ani PiS, ani Lewica i Demokraci - bo jedni mają "duszyczki socjalistyczne", a drudzy nie zrobili nic, by z Polski "zrzucić kajdany etatyzmu, konserwatywnego socjalizmu".
Jaką politykę zamierza więc prowadzić PO, skoro "równie daleko" jej dziś i do PiS, i do lewicy, a partnera widzi tylko w słabym - mimo dobrego wyniku w wyborach samorządowych - PSL? Wyraźnie widać, że nie ma żadnego długofalowego planu bycia w opozycji. Jedyny to czekanie na jak najszybszy kryzys i wiara w to, że tak jak poprzedni rok będzie wyglądał i następny. Tusk cały czas liczy, że wybory parlamentarne odbędą się na wiosnę.

A konkurenci pracują
W kręgach PO krytykuje się PiS i udowadnia, że miało program tylko na pierwszy rok rządów. PiS znajduje się jednak w dobrej sytuacji, bo gospodarka ma się nieźle, a partia pozostaje u władzy. Na dodatek PiS z koalicjantami mają swoje sztandarowe pomysły z uzdrowieniem wymiaru sprawiedliwości, naprawą systemu edukacji, lepszego przygotowania rolników do absorpcji środków unijnych. Jeśli się uda, będą mieć konkretne sukcesy. Także Lewica i Demokraci nie zasypiają gruszek w popiele. Choć w weekend otrzymali nie najlepszy przekaz od kilkunastu partii stricte lewicowych, pozostających poza LiD (oskarżają Borowskiego czy Wojciecha Olejniczaka o to, że to, co tworzą, lewicą nie jest), koncentrują się wokół programu. Ciekawa może być dyskusja nad nim, bo skoro PO oskarża PiS o socjalizm, to co musi zaproponować lewica, by zostać doceniona przez swój elektorat? I tylko Platforma czeka na kolejną kampanię wyborczą. Przeciw wszystkim, nie zrażając nikogo - to podwaliny programu zwycięzców wyborów samorządowych.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-11-21

Autor: wa