Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rok jubileuszu

Treść

Rok 2006 ma być wyjątkowym dla dwóch klubów spod Wawelu - Cracovii i Wisły. Nie bez powodów oczywiście, bo założone dokładnie w 1906 r. obchodzą piękny i wyjątkowy, jak na krajowe realia, jubileusz stulecia istnienia. Wizytówką obu miały być sukcesy ekip piłkarskich i już jest o nich głośno. Chyba jednak nie tak, jak by sobie panowie działacze życzyli.
Zacznijmy od Cracovii, bo, jak mówią kroniki, jest odrobinę starsza od sędziwej rówieśniczki z drugiej strony Błoń. W klubie długo wszystko było niby poukładane jak należy. Co prawda lekko obrażony na piłkarską rzeczywistość właściciel ogłosił, że wielkich inwestycji nie dokona i skupi się tylko na wychowaniu własnego narybku, ale nowa umowa z trenerem Wojciechem Stawowym pozwalała mieć nadzieję, że owoców nie zabraknie. Szkoleniowiec związał się z "Pasami" na 10 lat, a że sukcesów w pracy z młodymi i zdolnymi zawodnikami mu nie brakowało - wydawało się, że Cracovii ryzykowny skądinąd pomysł może się udać. W piątek jednak jak grom huknęła wiadomość - Stawowy złożył dymisję.
Powód? Jak wieść niesie dość oryginalny. Działacze klubu zgodzili się zorganizować piłkarzom zagraniczny obóz, jeśli ci go... współfinansują. Oczywiście graczom ta idea niezbyt przypadła do gustu, trener również nie był zachwycony, a że rzecz przedostała się do prasy - posypały się kary. Tu miarka się przebrała, Stawowy najpewniej sytuacji nie zdzierżył, podziękował za pracę. Dymisja została przyjęta. Być może działacze Cracovii wpadną jeszcze na pomysł, by zawodnicy musieli sami płacić za grę, dokładać za strzelone bramki, wywalczone punkty... Kto wie, może to ciekawa idea na podreperowanie budżetu? Poważnie mówiąc, wraz z odejściem Stawowego skończyła się pewna epoka w najnowszej historii klubu, a jak ważnym ogniwem ekipy był trener - przekonamy się już niedługo.
To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się po drugiej stronie Błoń. Wisła najpierw zatrudniła słynnego onegdaj rumuńskiego piłkarza, Dana Petrescu, na stanowisku trenera. Obiecała mu to i owo, czyli solidne wzmocnienia składu, które miały dopomóc w walce o mistrzostwo Polski i awansie do Ligi Mistrzów. Na razie nic z nich nie wyszło, a zdruzgotany szkoleniowiec opowiada prasie w ojczyźnie, jak to w Krakowie buduje się (albo i nie) silną drużynę. Fakty wyglądają tak: jednego dnia Wisła ogłasza, że podpisała kontrakt z danym piłkarzem, drugiego to dementuje. Winni są menadżerowie. Jednego dnia obwieszcza umowę ze zdolnym obrońcą, który ma szansę wyjechać na mistrzostwa świata, potem skarży się, że jego obecny klub traktuje go jak niewolnika, by następnie... przekonać się, że źle wczytała się w poprzedni kontrakt zawodnika, który obowiązuje kilka miesięcy dłużej. Wiele wskazuje na to, że będzie musiała ponieść tego surowe konsekwencje. To nie koniec. We władzach dochodzi do przetasowań, a pracę tracą ludzie, którzy jako jedyni wydają się mieć pomysł na funkcjonowanie nowoczesnego klubu. Dan Petrescu przekonuje się na własnej skórze, jak działa "najlepiej zorganizowany" team piłkarski nad Wisłą i nie trzyma języka za zębami.
W rok 2006 Cracovia i Wisła wchodzą zatem z hukiem i z hukiem mogą przez niego przejść. A jak się z wysokości spada, to i huk jest straszny i boli bardzo...
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2006-01-14

Autor: ab