Rodzinne gospodarstwa bronią się przed kryzysem
Treść
Według danych unijnego urzędu statystycznego - Eurostatu, dochody polskich rolników spadły w 2009 r. o 0,7 proc. w stosunku do 2008 roku. Okazuje się, że to o wiele mniej niż w wielu innych państwach, a wpływ na to ma struktura agrarna Polski.
To, co dla wielu ekspertów może wydawać się piętą achillesową polskiego rolnictwa, czyli niewielka w porównaniu z zachodnimi państwami przeciętna wielkość gospodarstwa (nieco ponad 10 hektarów), w warunkach kryzysu chroni nasze rolnictwo przed drastycznym spadkiem dochodów. To prawda, że w 2008 r. i my nie uniknęliśmy poważnego kryzysu, gdy z powodu znacznego spadku cen skupu podstawowych produktów rolniczych (zboże, mleko, mięso) dochody uzyskiwane z rolnictwa spadły w ciągu jednego roku o kilkadziesiąt procent. Ale w ubiegłym roku, mimo kolejnych zawirowań na rynkach, byliśmy już świadkami pewnej stagnacji: dochody z rolnictwa spadły w Polsce tylko o 0,7 procent.
Tymczasem, jak informuje Eurostat, w 2009 r. w stosunku do 2008 r. dochody rolników spadły aż w 21 państwach członkowskich. Największy regres dotknął Węgry (-32 proc.), choć akurat ten kraj przeżywa zasadniczo duży kryzys w gospodarce. W Luksemburgu rolnicy zarobili mniej o 25 proc., czyli spadek był mniej więcej taki sam jak w Irlandii. W Niemczech, Francji i Włoszech, czyli u największych producentów rolnych w UE, dochody farmerów spadły o około 20 proc., podobnie jak w Rumunii. I tym trzeba tłumaczyć trwające tam od wielu miesięcy, z różnym natężeniem, protesty rolników - zwłaszcza nad Sekwaną. Natomiast dochody właścicieli i dzierżawców gospodarstw rolnych wzrosły tylko na Malcie (o 8 proc.) i w Danii (o 4 proc.). W dodatku dochody zachodnich rolników maleją stale od kilkunastu lat (z wyjątkiem rekordowego 2007 r.), co jeszcze bardziej pogłębia ich frustrację.
Zdaniem ekspertów, polskie rolnictwo lepiej radzi sobie z kryzysem jako całość, bo jego podstawę stanowią nieduże gospodarstwa rodzinne. To prawda, że nie zapewniają one tak wysokich dochodów jak te duże obszarowo, ale w razie kryzysu łatwiej im się dostosować do trudnej sytuacji. Jeśli bowiem rolnik prowadzi wielkie gospodarstwo specjalistyczne, zwłaszcza takie, które jest nastawione na jeden rodzaj produkcji, wpada w ogromne kłopoty, gdy akurat jego sektor dotyka spadek cen skupu. W dodatku tym mniejszym gospodarstwom, które nie zaciągają dużych kredytów inwestycyjnych, nie grozi także niewypłacalność. Oczywiście, trzeba pamiętać, że nawet mimo spadków w Niemczech czy Francji dochody naszych rolników w liczbach bezwzględnych są znacznie niższe niż na Zachodzie, i jeszcze długo tak będzie.
Utrzymanie struktury agrarnej w Polsce jest uwarunkowane tym, że mamy bardzo duży odsetek ludności utrzymującej się z rolnictwa, dla której nie ma pracy w mieście. Rolnicy nie sprzedają więc ziemi i nie przenoszą się do innej pracy. - Od 2000 r. w nowych krajach UE zatrudnienie w rolnictwie spadło o 31 proc., ale w Polsce tylko o 11 proc. - informuje Eurostat, potwierdzając dane polskich statystyków, zaś w starych krajach unijnej Piętnastki wskaźnik ludności zatrudnionej w rolnictwie zmalał w tym czasie o 17 procent. Oznacza to, że w naszym kraju 20 proc. ludności czynnej zawodowo pracuje w obszarze rolnictwa - to 2,2 mln ludzi. - I ten wskaźnik w kolejnych latach nie będzie się znacząco zmieniał, na pewno nie będzie spadał - uważa ekonomista Andrzej Wilamowski. - To prawda, że w rolnictwie zarabia się niewiele, ale znaczna część Polaków nie ma kwalifikacji, aby zmienić zawód, a ziemia daje jednak jakiś nieduży zarobek. Zresztą w mieście nikt na nich nie czeka z otwartymi rękoma, bo tam też jest bezrobocie - tłumaczy. Wilamowski podkreśla, że jeśli porównamy jednak sytuację ekonomiczną rolników sprzed dziesięciu, piętnastu lat z obecną, to trudno nie dostrzec znaczących pozytywnych zmian. Tym bardziej więc wielu gospodarzy nie ma powodów do rezygnacji z uprawy roli i hodowli zwierząt, skoro ich dochody jednak są wiele wyższe niż pod koniec ubiegłego wieku. W dodatku gospodarstwo zapewnia im znaczną część żywności i jest majątkiem, który rolnik trzyma na "czarną godzinę" - ziemię sprzeda dopiero wtedy, gdy naprawdę będzie musiał. Szkoda tylko, że kryzys uderza najmocniej w te najbardziej rozwojowe polskie gospodarstwa - pod tym względem już dogoniliśmy Zachód - bo to one dostarczają na rynek coraz większe ilości żywności i ich problemy mogą się odbić mocno na całej gospodarce.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-05-11
Autor: jc