Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rodzinna korekta

Treść

Jutro może się rozpocząć ostatnie posiedzenie parlamentu tej kadencji. O ile uwaga opinii publicznej będzie skoncentrowana na politycznych aspektach funkcjonowania rządu Jarosława Kaczyńskiego, o tyle dla długookresowej stabilizacji finansów publicznych istotne będą wyniki głosowań nad wysokością ulg rodzinnych, zapisane w nowelizacji ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Na zmiany czekają zwłaszcza rodziny wielodzietne.

W artykule "Jaka reforma finansów publicznych?" na początku czerwca informowaliśmy o spotkaniu ministra finansów Niemiec Peera Stenbruka (SPD) z Urszulą von der Lyen (CDU), minister ds. rodziny, w sprawie dorzucenia przez niemiecki budżet dodatkowych 3 mld euro na rzecz niemieckiej polityki prorodzinnej. Niewiele czasu minęło od tamtego spotkania, gdy 28 sierpnia po południu "Frankfurter Allgemeine Zeitung" na swoich stronach internetowych poinformował, że rząd niemiecki, starając się wyhamować niekorzystne tendencje demograficzne, znalazł nie 3, ale 4 mld euro dodatkowych środków na ten cel. A przecież to właśnie w Niemczech od początku 2007 r. wypłacane jest rekordowe becikowe w wysokości 20 tys. euro w postaci zasiłków dla rodziców, którzy rezygnują z pracy, aby przez 14 miesięcy opiekować się nowo narodzonym obywatelem. Jesteśmy świadkami podobnego procesu u naszych wschodnich sąsiadów, gdzie wprowadzono szereg świadczeń, w tym becikowe w wysokości 30 tys. zł w Rosji Putina. Tak silne zachęty spowodowały podwojenie z 3 do 6 proc. przyrostu narodzin w pierwszym półroczu tego roku, zwłaszcza na prowincji, gdzie "kapitał macierzyński" pozwala na rozwiązanie problemu mieszkaniowego młodych małżeństw, gdyż jest w wystarczającej wysokości, aby kupić wiejski dom dla rodziny. Również na sąsiedniej Ukrainie doszło do spektakularnych działań. Premier Wiktor Janukowycz postanowił, że becikowe będzie wynosiło 15 tys. zł na drugie dziecko oraz 30 tys. zł na trzecie.
Gospodarcze i społeczne konsekwencje załamania demograficznego to przedmiot coraz bardziej dramatycznych analiz. Na początku sierpnia mały Japończyk oraz tytuł "Jak zarządzać malejącą ludnością" znalazł się na okładce "The Economist", a w środku szereg artykułów o ekonomicznych konsekwencjach załamania demograficznego. Początek jednego z nich jest naprawdę wstrząsający, gdy mówi się o nowym japońskim boomie. Po podziwianym boomie gospodarczym obserwuje się boom w buddyjskich kościołach, gdzie starsi bezdzietni Japończycy modlą się nie tylko o długie życie, ale również o szybką i bezbolesną śmierć. Na tym tle działanie polityki prorodzinnej w Polsce jest w prawdziwym uśpieniu.
Alarm w Japonii dotyczy sytuacji, kiedy stopa zastąpienia wynosi 1,32, podczas gdy najniższa stopa zastąpienia w Europie w Polsce wynosi 1,2. Minister Zbigniew Religa zapowiada konieczność wprowadzenia 2-procentowego podatku pielęgnacyjnego w celu sfinansowania świadczeń osób w podeszłym wieku, co zniweluje korzyści obniżenia kosztów pracy. Jest to działanie kompletnie nieskuteczne w sytuacji oczekiwanych zmian demograficznych polegających na przewidywanym podwojeniu liczby osób starszych. O ile, zgodnie z tymi trendami, w 2005 r. liczba osób powyżej 60. roku życia wyniosła 17,2 proc., o tyle w 2030 roku będzie ich prawie 30 proc., a proponowany wzrost nakładów jest nieskutecznym leczeniem skutków zamiast przyczyn. Tą przyczyną jest konsekwentnie od lat prowadzona polityka antyrodzinna. Liczenie na to, że imigranci utrzymają starzejące się społeczeństwo, jest błędne i już obecnie empirycznie się nie spełnia, a jedynie prowadzi do wyhamowania zarobków Polaków, a więc i dochodów Narodowego Funduszu Zdrowia, oraz wypycha pracowników za granicę, gdzie również bardziej opłaca się mieć większą liczbę dzieci. Okazuje się, że nawet obecnie ponad 15 mln euro dodatków rodzinnych otrzymuje 2300 polskich pracowników w Norwegii, mimo że ich dzieci "nie postawiły ani razu nogi na norweskiej ziemi". Są to przekazy znaczące, wynoszące prawie 560 euro miesięcznie, które na tle aktualnej ulgi podatkowej w Polsce w wysokości 10 zł miesięcznie na dziecko wydają się bajecznie wysokie.

Nie tylko imigranci
Analizy wskazują, iż w najbliższych latach nastąpi dalszy spadek współczynnika dzietności. Z drugiej strony przy spadku liczby urodzeń następuje równoczesny wzrost średniej długości życia. W efekcie opisane wyżej obniżenie wskaźnika dzietności doprowadzi do spadku liczby ludności Polski o milion osób już do 2020 r., a o 40 proc. w okresie upływu pokolenia. Starzenie się społeczeństwa, o ile w początkowym etapie ogranicza zapotrzebowanie na wydatki społeczne państwa (głównie na edukację) i zwiększa dochody na osobę w rodzinie, o tyle później pociąga za sobą wzrost wydatków społecznych na świadczenia emerytalne i opiekę zdrowotną. Taka sytuacja wraz ze zmianą struktury wieku implikować będzie konieczność corocznego znacznego zwiększania wydatków na te dwa działy. Załamanie demograficzne połączone z wielomilionową emigracją zarobkową, poza szalenie ryzykownym efektem społecznym polegającym na konieczności ściągnięcia milionów imigrantów w przyszłości i wygenerowania konfliktów narodowościowych typowych dla starych krajów UE, poważnie zagraża finansom publicznym w długim okresie. W celu sfinansowania narastających zobowiązań emerytalnych i zdrowotnych konieczne będzie podwyższenie składek na ubezpieczenia emerytalne i zdrowotne (w tym na dobrowolne ubezpieczenia o tym charakterze), co w efekcie znacząco podwyższy koszty pracy i tzw. klin podatkowy.
Program "Tak dla rodziny", będący jednym z trzech filarów programu gospodarczego PiS "Finanse publiczne - rozwój przez zatrudnienie", był kluczowym gwarantem utrzymania równowagi finansów publicznych w perspektywie długookresowej. Postulowane powiązanie ulg podatkowych z liczbą dzieci w rodzinach najuboższych miało wpłynąć na poprawę sytuacji finansowej rodzin wielodzietnych. W myśl proponowanej koncepcji ulga w podatkach rodziców związana miała być z przeciętnymi dochodami w rodzinie oraz z liczbą dzieci w rodzinie i kształtowałaby się w następujący sposób:
W przypadku gdy wartość ulgi byłaby wyższa od wysokości należnego podatku, rodzinie przysługiwałoby prawo do uzyskania brakującej różnicy na takiej samej podstawie jak w przypadku zwrotów nadpłaconego podatku, aby beneficjentami zmian obok 6,2 mln dzieci, których rodzice są płatnikami PIT, mogło być 4,5 mln dzieci, których rodzice tego podatku nie płacą. Zaprezentowana strategia finansowa była do tego stopnia powiązana z polityką społeczną i na tyle wiarygodna w swym prorodzinnym nastawieniu, że informacja z konferencji poświęconej programowi gospodarczemu PiS następnego dnia ukazała się w "Gazecie Wyborczej" pod zmutowanym redakcyjnie hasłem robotniczym "Dzieci i pracy".
Projekt prorodzinnej ustawy został przedstawiony do obróbki legislacyjnej ministrowi Mirosławowi Gronickiemu już w trakcie omawiania w Ministerstwie Finansów koniecznych prac w sierpniu i wrześniu 2005 r., a więc jeszcze przed wyborami, podczas spotkań, w których autor artykułu uczestniczył razem z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Proponowana ulga podatkowa miała mieć charakter tzw. kredytu podatkowego, tj. w przypadku kiedy należny był mniejszy niż kwota przysługującej ulgi, następowałaby dopłata i rozliczenie z fiskusem do wysokości przysługującej ulgi. W okresie poprzedzającym wybory, a po prezentacji programu gospodarczego "Rozwój przez zatrudnienie", nastąpiło zredukowanie wysokości świadczeń dla rodzin wielodzietnych do wysokości 100 zł na dziecko, co zbliżyło go do rozwiązań programowych postulowanych przez Jana Rokitę. Podczas negocjacji PO - PiS w prezentowanym budżecie PiS zarezerwowano środki w wysokości 8 mld zł na rzecz polityki prorodzinnej, a szef "podstolika społecznego" poseł Tadeusz Cymański ustalił z premierem Marcinkiewiczem zwiększenie środków na dziecko w najbiedniejszej rodzinie wielodzietnej do wysokości 300 złotych. Negocjacje z PO zostały przerwane, a nowo powołany rząd nie wprowadził żadnych prorodzinnych modyfikacji budżetowych.
27 stycznia 2007 r., zgodnie z ostatnio opublikowanymi pamiętnikami Marka Jurka, na posiedzeniu Rady Politycznej PiS "premier powiedział, że są środki na politykę prorodzinną, trzeba tylko dokonać ostatecznego rozstrzygnięcia, czy je tam skierujemy". Niestety, mimo preferencji programowych podjęto decyzję o przeznaczeniu prawie 20 mld zł środków na dofinansowanie ZUS w związku z obniżeniem jego dochodów ze składki rentowej. W aspekcie redystrybucji dochodów oznacza to olbrzymi transfer ok. 10 mld zł na rzecz 5 proc. najbogatszych obywateli, a w praktyce polega na tym, że już od lipca zarabiający tysiąc złotych zyskują 30 zł, a zarabiający 10 tysięcy zyskują 300 zł miesięcznie. W konsekwencji tych posunięć znany publicysta po serii analiz, w tym tzw. indeksu Giniego, potwierdził zawartą w programie gospodarczym PiS diagnozę bardzo wysokiego rozwarstwienia dochodów w Polsce, jak i dalej postępujący proces rozwarstwienia oraz doszedł do szokujących konkluzji, że PiS, będąc reprezentacją osób, które najczęściej uznają swoją sytuację materialną za złą, "tak zmniejszył (...) obowiązkową składkę ubezpieczeniową, żeby biedni zyskali mało, a bogaci dużo". Ponadto, prezentując inne argumenty, krytycznie podsumował, "że 'Polska solidarna' naprawdę oznacza (...) Polskę (...) ultraliberalną, która stosuje pustą retorykę solidarnościową i terroryzuje krytyków, by w finansach i gospodarce iść jeszcze ostrzejszym liberalnym kursem niż liberałowie, przeciwko którym toczyła się kampania".

Wyręczyli rząd
Podobnie brzmiąca krytyka w czasie debaty nad ulgami podatkowymi na dzieci wbrew pozorom staje się wielką szansą na przegłosowanie poprawek z programu "Solidarnej Polski", zgłoszonych wprawdzie przez Prawicę Rzeczypospolitej i LPR, ale wymagających uzyskania parlamentarnego poparcia PiS. Parlamentarna debata pełna była deklaracji wsparcia dla polityki prorodzinnej ze strony wszystkich sił politycznych funkcjonujących w Sejmie. Sprawozdawca komisji poseł Dariusz Kłeczek przypomniał, że jest to kolejna "próba wprowadzenia do polskiego systemu podatkowego wspólnego opodatkowania rodziców z dziećmi [poprzednia próba przyjęta przez AWS została zawetowana przez prezydenta Kwaśniewskiego] oraz że wszystkie kraje UE poza Republiką Czeską i jeszcze do dzisiaj Polską uwzględniają koszty utrzymania i wykształcenia dzieci w systemie podatkowym". Ze względu na konieczność wyboru jednego z projektów do dalszych prac i ograniczony czas, jaki pozostał do końca kadencji Sejmu, poseł Artur Zawisza wycofał projekt Prawicy Rzeczypospolitej i PSL. Zaznaczył jednak, że propozycje przygotowane przez posłów wyręczyły rząd, który swej propozycji nie przedstawił. O dziwo, pani poseł Jaruga-Nowacka nie tylko skrytykowała rząd, że "jedynie mówicie o rodzinach wielodzietnych, a w gruncie rzeczy niewiele dla nich zrobiliście", ale jednocześnie upomniała się o wsparcie na rzecz tych rodzin, które ulgą nie zostaną objęte. Niemniej zdecydowanie stwierdziła, że SLD "popiera przedłożenie, ponieważ Polska jest jednym z nielicznych państw w Europie, które nie mają systemu podatkowego korzystnego dla rodzin wychowujących dzieci, a wszyscy doskonale wiemy, że wysiłki związane z wychowaniem dziecka także mają swój aspekt finansowy". Podobnie poseł Iwona Radziszewska z PO konkludowała, że liczy na to, iż po wprowadzeniu tej ulgi rząd w końcu, mimo wielu szumnych zapowiedzi, coś zrobi. Wcześniej przedstawiła szeroko uargumentowane poparcie dla propozycji programowych LPR, które ze względu na koszt 16 mld zł nie zostało do pierwszego czytania wprowadzone. "Jest to system pod względem takiej sprawiedliwości, jeśli rodzina ma dużo dzieci czy więcej dzieci, bardziej sprawiedliwy i jak się okazuje, bardzo, bardzo skuteczny. Bo dzisiaj dzięki różnym narzędziom, które wprowadzili Francuzi, m.in. dzięki tym systemom podatkowym prorodzinnym, wskaźnik dzietności we Francji jest jeden z najwyższych w Europie i oni już właściwie osiągnęli cel. Mają zastępowalność pokoleń. Ten wskaźnik, który powinien być najniższy, jest 2,1. W Polsce jest nieco ponad 1,2". A na samym początku: "Najczęstszym sposobem wspierania rodzin jest w krajach europejskich odliczanie kwoty wolnej od podatku właśnie na rzecz dzieci (...), z tym że te kwoty wolne od podatku nie są kwotami symbolicznymi, tak jak w naszym przypadku te 572 zł rocznie, czyli niespełna 50 zł miesięcznie na dziecko, ale są to kwoty znaczące... [W Niemczech] kwota wolna od podatku na dziecko jest prawie w wysokości 10 tys. euro".
W tym samym duchu debatę nad polityką prorodzinną, która okazała się pasmem apeli do PiS, aby zrealizowało swoje zapowiedzi programowe, zakończył w imieniu Prawicy Rzeczypospolitej poseł Zawisza, mówiąc: "Tak sformułowana poprawka oznacza w istocie, że ulga na każde dziecko przypadałaby w wysokości 1200 zł, czyli około 100 zł na miesiąc za dziecko, byłoby to wprost realizacją programu wyborczego PiS, która to partia w swoim programie wyborczym roku 2005 pisała, iż (...) 'ulgę prorodzinną wprowadzimy tak szybko, jak to tylko będzie możliwe'. No to właśnie nadszedł czas na wprowadzenie tej ulgi w wysokości 100 zł miesięcznie, a więc ok. 1200 zł rocznie, bo taką poprawkę przedkładamy. Wszystkich będziemy namawiać do jej poparcia".
Podsumowując toczoną debatę, należy podkreślić, że odejście na początku 2006 r. od restrykcyjnej polityki pieniężnej forsowanej przez Balcerowicza przyniosło Polsce znaczące przyspieszenie gospodarcze i wzrost dochodów budżetu. Ale to od środowego wyniku głosowań nad polityką prorodzinną zależeć będzie, czy beneficjentem tego procesu będzie również "Solidarna Polska".
Cezary Mech


Prawo i Sprawiedliwość stawia rodzinę na pierwszym miejscu. Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za aktywną polityką prorodzinną państwa. Wiemy, jak bardzo Polacy cenią wartości rodzinne. Najpierw powstrzymamy pogłębianie się kryzysu ekonomicznego, następnie zaś skierujemy gospodarkę na ścieżkę wzrostu gospodarczego, z którego będą korzystać także uboższe grupy społeczne. Dołożymy też wszelkich starań, by przekonać Polaków, że państwo polskie docenia, jak wielką wartością jest rodzina posiadająca i wychowująca dzieci. Nie będzie silnej rodziny bez silnej Polski. Nie będzie też silnej Polski bez silnej rodziny.

Z programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości, 2005 r.

"Nasz Dziennik" 2007-09-04

Autor: wa