Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rice niespodziewanie składa wizytę

Treść

Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice ku zaskoczeniu wszystkich w sobotę rano przybyła do Bagdadu. Do odwiedzin doszło dzień po tym, jak amerykańska Izba Reprezentantów zadenuncjowała decyzję prezydenta George'a W. Busha w sprawie wysłania dodatkowych wojsk do Bagdadu. Rice spotkała się z irackimi przywódcami. Jak mówiła, właśnie rozpoczęta nowa operacja sił pokojowych w zmęczonej przemocą irackiej stolicy może zachęcić do poprawy sytuacji politycznej w Iraku.
- Plan bezpieczeństwa w Bagdadzie dopiero zaczął być realizowany i sądzę, że jest sprawą niezmiernie ważną, by uświadamiać sobie, iż nie miał on zakończyć się w ciągu jednego dnia, lecz jest rozłożony w czasie - powiedziała. Tłumaczyła - jak podaje Associated Press - że koordynacja działań wojsk amerykańskich i irackich przeciwko bojownikom daje mieszkańcom Bagdadu "nową nadzieję i nowy optymizm". W przeciwieństwie do prezydenta George'a W. Busha, który w piątek określił operację mianem "sukcesu", Rice była dużo bardziej powściągliwa. Uznała, że jest jeszcze za wcześnie, by móc mówić o jej efektach. Jak informuje agencja AP, w piątek do bagdadzkiej kostnicy trafiło 10 ciał, podczas gdy przeciętnie w ostatnich miesiącach dostarczano ich tam dziennie 40-50. Część obserwatorów odczytała to już jako ewidentny sukces operacji amerykańsko-irackiej. Jednak zdaniem gen. Josepha Fila, dowódcy amerykańskiego wojska w Bagdadzie, cytowanego przez Agencję Reutera, przemoc w irackiej stolicy istotnie zmalała po tym, jak na miejsce przybyły tysiące irackich i amerykańskich wojsk, ale prawdopodobnie jest to zjawisko tymczasowe, gdyż powstańcy starają się rozeznać w sytuacji. Po wczorajszych kolejnych dwóch zamachach, do których doszło w Bagdadzie, trudno się z nim nie zgodzić. Jak poinformowała Agencja Reutera, w wyniku eksplozji dwóch samochodów-pułapek zginęło co najmniej 56 osób, a kolejnych 100 zostało rannych. Do wybuchów doszło w chwili przejazdu patrolu sił amerykańskich.
Prosto z Bagdadu Rice udała się do Izraela, gdzie jeszcze wczoraj odbyła oddzielne rozmowy z tamtejszym szefem rządu Ehudem Olmertem i prezydentem Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem. Spotkała się również z izraelską minister spraw zagranicznych Tzipi Livni. Obie stwierdziły, że nowy rząd koalicyjny w Palestynie musi uwzględnić dotychczasowe porozumienia pokojowe na Bliskim Wschodzie. Rozmawiała także z premierem Iraku Nurim al-Malikim. W trakcie spotkania z nim Condoleezza Rice wskazała na potrzebę rozwoju politycznego i gospodarczego kraju oraz na konieczność poprawy bezpieczeństwa. Mówiła też, że sukces przedsięwzięcia amerykańsko-irackiego możliwy będzie wtedy, gdy popierany przez Amerykanów rząd w Iraku wykorzysta zmniejszenie fali przemocy na tle wyznaniowym.
Stany Zjednoczone już od dłuższego czasu starają się przekonać iracki rząd, aby ten przyjął ustawę regulującą podział dochodów ze sprzedaży ropy naftowej, co mogłoby przyczynić się do pojednania narodowego. Ropa jest bowiem kością niezgody między mieszkańcami Iraku. Po utracie władzy przez sunnitów największe zyski ze sprzedaży tego surowca czerpią szyici i Kurdowie, ponieważ na zamieszkiwanych przez nich terenach jest go najwięcej.
Dzisiaj natomiast w Jerozolimie rozpoczną się rozmowy trójstronne: amerykańskiej sekretarz stanu, premiera Izraela Ehuda Olmerta oraz prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa. Jak zapowiadała wczoraj Rice, dzisiejsze rozmowy chciałaby potraktować jako próbę wyznaczenia perspektyw pokojowych. - Mam nadzieję, że to spotkanie będzie okazją do zbadania aktualnej sytuacji, wysondowania politycznego i dyplomatycznego horyzontu - mówiła, cytowana przez AP. W czasie dzisiejszych spotkań amerykańska sekretarz stanu spodziewa się usłyszeć od prezydenta Abbasa szczegóły na temat nowego palestyńskiego rządu jedności narodowej. Ponadto Rice chciałaby wystąpić w roli mediatora między Izraelem a Palestyńczykami.
Aneta Jezierska
"Nasz Dziennik" 2007-02-19

Autor: wa