Retoryka zamiast konkretów
Treść
Skoordynowaną walkę z globalnym kryzysem finansowym, wycofanie sił USA z Iraku, stabilizację w Afganistanie oraz zamknięcie obozu w Guantanamo zapowiedział Barack Hussein Obama w pierwszym wywiadzie udzielonym od momentu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich. Jako priorytety swojej polityki wymienił przywrócenie zaufania do amerykańskiej gospodarki oraz odbudowę moralnego wizerunku USA na świecie. Nie zdradził planowanego składu swojej administracji, w tym liczby wchodzących do niej republikanów, oraz ewentualnego stanowiska sekretarza stanu dla Hillary Clinton. W wywiadzie zabrakło też istotnej kwestii, a mianowicie planowanych zmian w składzie Sądu Najwyższego.
W pierwszym po zwycięstwie w tegorocznych wyborach prezydenckich wywiadzie udzielonym telewizji CBS Barack Hussein Obama zapowiedział, że zamierza porozumieć się z głównymi doradcami ekonomicznymi w kwestii trwającego kryzysu. Nie podał jednak żadnej konkretnej propozycji rozwiązania obecnej sytuacji gospodarczej. - Będziemy rozmawiali o tym, jak sprowadzić amerykańską gospodarkę na właściwe tory i w jaki sposób stworzyć nowe miejsca pracy - powiedział prezydent elekt. Poinformował, że poruszą również problem powszechnej opieki zdrowotnej i będącej kluczową kwestię energetyki.
Obama przyznał, że nie wszystkie rozwiązania zaproponowane przez Henry'ego Paulsona przyniosły pożądany skutek. Na zarzut, iż rząd wydał już 300 mld USD na pakiet pomocowy dla sektora finansowego i tak naprawdę niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o sytuację na rynku, Obama odpowiedział, iż mogłoby być gorzej. - Przez ostatnie miesiące mogliśmy obserwować o wiele więcej bankructw, o wiele gwałtowniejszy spadek gospodarczy, a nawet jeszcze większy krach na giełdach, zatem powinniśmy przyjmować miarę pod względem tego, co się nie wydarzyło, niż tego, co się wydarzyło - przekonywał Obama. Nie odniósł się jednak do sytuacji, w jakiej polityka ta stawia amerykańskich obywateli, w tym klasę średnią, którą, jak zapowiadał w trakcie kampanii, zamierza odciążyć, bowiem ratowanie sektora bankowego odbywa się właśnie ich kosztem, a ten fakt prezydent elekt przemilczał.
Obama zaprzeczył, jakoby obecny kryzys był poważniejszy niż ten z lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Zwrócił uwagę, że w latach 1932-1933 poziom bezrobocia wynosił 25 proc., a obecnie Ameryka nie musi mierzyć się z aż takim problemem. Przyznał jednak, że od tamtego momentu nigdy nie było tak źle, jak jest obecnie. - Zatem jeżeli nie podejmiemy żadnych znaczących kroków, sytuacja może ulec pogorszeniu - ocenił. Według niego, należy ratować również amerykański przemysł motoryzacyjny (General Motors znajduje się na krawędzi bankructwa), ponieważ jego upadek będzie miał katastrofalne skutki dla całej amerykańskiej gospodarki. - Musimy się jednak upewnić, że to wsparcie ograniczy się do sfery pracy, zarządzania, obejmując też dostawców i pożyczkodawców - powiedział. Odparł przy tym argumenty, że powinno się pozwolić na upadek General Motors, stwierdzając, iż w normalnej sytuacji być może byłoby to najlepsze rozwiązanie, ale nie obecnie. W jego opinii, GM nie podniósłby się z tego bankructwa, gdyż banki nie chcą udzielać pożyczek dobrze prosperującym firmom, a co dopiero znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej, zatem o żadnej restrukturyzacji nie może być mowy.
Zdaniem Obamy, ekonomiści zgodnie twierdzą, że należy uczynić wszystko, aby ruszyć amerykańską gospodarkę. - Będziemy musieli wydać teraz pieniądze, aby stymulować gospodarkę. Nie powinniśmy zatem przejmować się przyszłorocznym deficytem ani tym, który będziemy mieli za dwa lata
- stwierdził. - Na krótką metę powinniśmy martwić się przede wszystkim tym, aby nie pogłębiać recesji - skwitował.
- Myślę, że jestem w stanie odbudować nić zaufania między prezydentem Stanów Zjednoczonych a amerykańskim narodem, która niestety została zerwana - przekonywał prezydent elekt.
Interesujące jest to, że Obama z jednej strony mówił o udzielaniu pomocy sektorowi bankowemu, z drugiej - o prawach wolnego rynku, które należy szanować, a w które na stałe wpisane jest ryzyko. - Obama albo nie rozumie zasad działania systemu ekonomicznego, albo scedował to na innych - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" amerykański ekonomista Patrick Carmack. - W każdym razie nic z tego, co mówi czy pisze, nie wskazuje na to, aby cokolwiek rozumiał - dodał. Podkreślił, iż wbrew deklaracjom Obama nie posiada żadnego konkretnego planu walki z kryzysem, natomiast zasilanie sektora bankowego stanowi jedynie niesprawiedliwą redystrybucję dóbr. - To jedynie pogorszy sytuację - skonstatował.
Barack Obama zapowiedział, że jeszcze w tym tygodniu skompletuje członków administracji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo narodowe. - Okresy przejściowe między jedną a drugą kadencją to czas bardzo delikatny, czas, w którym kraj jest bardziej narażony na ataki terrorystyczne - tłumaczył pośpiech prezydent elekt. Nie chciał przy tym zdradzić, ilu republikanów znajdzie się w jego administracji, ani czy Hillary Clinton obejmie, jak się spekuluje, urząd sekretarza stanu.
W wywiadzie w ogóle nie poruszono kwestii ewentualnych zmian w składzie Sądu Najwyższego, a biorąc pod uwagę wiek oraz poglądy niektórych sędziów, należy się ich spodziewać. Zdaniem profesora prawa Douglasa Kmieca z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, nowo wybrany prezydent powoła do składu Sądu Najwyższego znanych z liberalnych poglądów Davida Soutera i Stephena Breyera, a także dziekana Yale Law School Harolda Hongju Koha. Wśród obecnych sędziów Sądu Najwyższego, którzy najprawdopodobniej opuszczą zajmowane stanowiska, wymienia się Ruth Bader Ginsburg i Johna Paula Stevensa (odpowiednio 75 i 88 lat) oraz Antonina Scalia i Anthony'ego Kennedy'ego (obaj 72 lata). Wśród "wytypowanych do dymisji" sędziów o konserwatywnych poglądach znaleźli się John Roberts oraz Samuel Alito i Clarence Thomas.
W wywiadzie nie znalazło się także miejsce dla tak istotnych kwestii jak prawo do życia oraz legalizacja eksperymentów na dzieciach poczętych.
Guantanamo do kasacji
Pytany o sprawy polityki międzynarodowej Obama zapowiedział, że po objęciu urzędu zwoła spotkanie z szefami sztabów sił zbrojnych i bezpieczeństwa narodowego w celu opracowania planu redukcji wojsk USA w Iraku. Dodał, że będzie to miało szczególne znaczenie ze względu na pogarszającą się sytuację w Afganistanie. Zaznaczył, iż "likwidacja Al-Kaidy raz i na zawsze" pozostanie priorytetowym zadaniem nowej administracji. Jednocześnie potwierdził, że zamierza zamknąć obóz w bazie Guantanamo na Kubie i "zapewnić, że Stany Zjednoczone w żadnym przypadku nie stosują tortur".
Tymczasem iracki minister spraw zagranicznych Hoshiyar Zebari oraz ambasador Stanów Zjednoczonych w Iraku Ryan Crocker podpisali wczoraj długo oczekiwane porozumienie co do wycofania wojsk amerykańskich z Iraku w ciągu trzech lat. Tym samym zakończono długotrwałe negocjacje w sprawie dalszej obecności Amerykanów w tym kraju.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2008-11-18
Autor: wa