Reparacje za stołki w Brukseli
Treść
Rozmowa z Waldemarem Gontarskim, dyrektorem Centrum Ekspertyz Prawnych przy Europejskiej Wyższej Szkole Prawa i Administracji i redaktorem naczelnym "Gazety Sądowej"
Dlaczego rząd zajął tak zaskakujące stanowisko w sprawie uchwały reparacyjnej przyjętej przez Sejm? Zostało ono odebrane przez opozycję jako stanowisko proniemieckie.
- Słyszę od premiera Belki, że nie będzie realizował uchwały Sejmu z 10 września o reparacjach wojennych od Niemiec, tylko zamierza poprawiać nadwątlone tą uchwałą stosunki polsko-niemieckie i pozycję Polski w Unii Europejskiej. Słuchając tego, co mówi premier, zorientowałem się, że polityka Polski wobec RFN i Unii Europejskiej oparta jest na dwóch mitach. Mit pierwszy: im bardziej ustąpimy Niemcom, tym więcej dostaniemy. A przecież cała debata o konstytucji europejskiej wskazuje na coś dokładnie przeciwnego! Mit drugi: im więcej wprowadzimy funkcjonariuszy obecnego MSZ do struktur unijnych, tym lepszą pozycję uzyska Polska. Skoro premier Belka - jak słyszę to od niego samego - nie chce realizować uchwały Sejmu z 10 września o reparacjach wojennych od Niemiec, bo Schroeder zablokuje nominację dla polskich urzędników w Brukseli, to odpowiadam, że ze słabymi nikt się nie będzie liczył i będzie jeszcze gorzej z tymi posadami.
Jaki to ma związek z tematem reparacji?
- Pan minister Jan Truszczyński brał udział w spotkaniu Belka - Schroeder. Przed wyjazdem do Berlina Truszczyński dezawuował na wszelkie możliwe sposoby poprawność prawną sejmowej uchwały. Powiedział też w radiu PIN, że na 100 proc. niemieccy "wypędzeni" nie mają szans wygrać z Polską. No, może zostawił co do tego 1 proc. niepewności. Tymczasem Peter Glotz, działacz SPD, ocenia szanse "wypędzonych" na 20 proc., co oznacza, że zagrożenie jest spore. Glotz powiedział też, że nie widzi szans na wyprzedzające uregulowanie sprawy w drodze porozumienia międzyrządowego, tak aby państwo niemieckie wzięło na siebie ewentualne żądania odszkodowawcze tzw. wypędzonych. Jak ostrzega Glotz, żądania "wypędzonych" mogą być "bardzo kosztowne". Jeśli po stronie niemieckiej są dzisiaj takie głosy, to dlaczego minister Truszczyński usiłuje uśpić polską opinię publiczną? Według Truszczyńskiego, sejmowa uchwała jest nierozsądna. Minister powtarza tutaj stanowisko kanclerza niemieckiego. Tymczasem innego zdania jest lider opozycji Edmund Stoiber, premier Bawarii, który stwierdził, że Niemcy powinny wziąć na siebie odszkodowania "wypędzonych". Dochodzi do tego, że bawarski premier bardziej się troszczy o polski interes niż wiceszef polskiej dyplomacji.
Dlaczego mówi Pan o ministrze Truszczyńskim? Przecież autorem stanowiska MSZ jest minister Włodzimierz Cimoszewicz.
- To właśnie minister Truszczyński reprezentował rząd przed Sejmem w debacie nad uchwałą sejmową, to minister Truszczyński w sposób nieracjonalny atakując tę uchwałę, wymierzał policzek polskiemu Sejmowi.
Sugeruje Pan, że Truszczyński pilnuje niemieckiego interesu?
- To jest moja ocena oparta na faktach. Na przykład na gruncie polskiego kodeksu karnego - żeby komuś zarzucić płatną protekcję, wystarczą dowody pośrednie, tzn. nie tylko bezpośrednie oznajmienie, ale i eksponowanie swoim zachowaniem okoliczności, które są w stanie wzbudzić u adresata odpowiednie przekonanie. Wracając do reparacji od Niemiec - 10 września stały się dwie rzeczy: Sejm przyjął uchwałę reparacyjną, a z Brukseli doszły do nas wieści o bezprecedensowym odrzuceniu kandydatury min. Kleibera na stanowisko szefa Europejskiego Centrum Badawczego Unii Europejskiej. W konkursie pokonał 160 kandydatów. Stało się to po kilkutygodniowej debacie o reparacjach w Polsce. W ten sposób tzw. Europa wyznacza Polsce miejsce w szeregu. Proszę też zwrócić uwagę, że premier Belka w pierwszej wypowiedzi na temat uchwały Sejmu nie dezawuował jej treści, tak jak to uczyniło od razu MSZ. Pan premier mówił też, że takie sprawy nie lubią kamer, że z komentarzami trzeba poczekać na wyważone stanowisko całego rządu. Skąd więc potem taka zmiana?! To funkcjonariusze MSZ wykorzystali fakt, że premier Belka nie zajmuje się problematyką międzynarodową, i narzucili rządowi swoją koncepcję. Są przekonani o sile swoich argumentów. A ja tylko przypomnę, jak Truszczyński z Cimoszewiczem zapewniali parlament, że Unia nie może przed 1 maja 2004 r. zmienić warunków akcesji dla rolnictwa, przed czym ostrzegałem w swojej ekspertyzie dla Sejmu. Tymczasem już 23 marca Unia te warunki zmieniła. W związku z tym Polska złożyła dwie skargi do Luksemburga. To są właśnie ci fachowcy z MSZ! Natomiast premierowi Belce zarzucam, że pozwala Niemcom wyprawiać z Polską, co chcą. Kanclerz Niemiec mówi o polskiej uchwale, że jest "nieracjonalna". W cywilizowanym kraju MSZ już by protestowało. Ta uchwała jest właśnie przejawem racjonalizmu. W wypadku reparacji wojennych od Niemiec chodziło o totalne zniszczenie potencjału hitlerowskiego i dlatego zdecydowano się pobierać reparacje nie tylko z majątku państwowego, ale i prywatnego. Ale że doktryna niemiecka mówi, iż można je pobierać tylko z majątku publicznego, trzy mocarstwa - Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone - zawarły w 1952 r. układ z RFN, w którym ustalono, że to Niemcy będą płacić ewentualne odszkodowania niemieckim obywatelom. Prawnicy mocarstw byli na tyle przewidujący, że zadbali o wpisanie tego układu do niemieckiej konstytucji! Może ktoś zapytać, o co kruszyć kopie, skoro szanse "wypędzonych" ocenia się na zaledwie 20 proc. Otóż chodzi o zasadę pewności obrotu prawnego. Zespół ekspertów prawnych obu stron nie zapobiegnie sytuacji, że Polska przez ładnych kilka lat będzie trzymana w niepewności prawnej. Długo przyjdzie nam poczekać na ostateczne orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie roszczeń odszkodowawczych tzw. niemieckich wypędzonych wobec Polski. Najpierw "wypędzeni" złożą skargi do sądów polskich, później w Strasburgu. To będzie się ciągnąć latami. Widzi pani, co nam zafundowano? Trzymać średniej wielkości kraj europejski w niepewności! Rząd Belki wstydu nie ma.
Coś w rodzaju zawieszonego kija, który w każdej chwili może spaść.
- Otóż to. Stosunki polsko-niemieckie mają tak wyglądać jak przewlekła sprawa Oleksego przed Sądem Lustracyjnym. Gniew Schroedera na uchwałę Sejmu i przypadek prof. Kleibera - to są fakty, fakty aprobowane przez rząd Belki. W sobotę przed wyjazdem premiera Belki do Berlina rzecznik niemieckiego urzędu kanclerskiego ujawnił, że powstał zespół ekspertów. A w Polsce nikt nic o tym nie wie. Znowu za naszymi plecami, w naszym imieniu, decyzje za nas podejmuje ktoś obcy - tak jak kiedyś Moskwa, teraz - Berlin. Nawet z premierem Belką nie uzgodnili do końca, co chcą osiągnąć przez ten zespół prawników, i na konferencji prasowej premier mówił, że nic nie słyszał o żądaniach polskich wobec Niemiec. Tak samo było przy uchwale rządu Bieruta o tzw. zrzeczeniu się reparacji od Niemiec - 22 sierpnia 1953 r. ogłoszono w Moskwie protokół, że Polska zrezygnowała z reparacji. Oświadczenie Bieruta miało miejsce na drugi dzień.
Zrobił Pan dla Sejmu ekspertyzę na temat sejmowej uchwały o reparacjach od Niemiec. Pan marszałek rozesłał ją wszystkim klubom i kołom. Co z niej wynika?
- Odpowiadam w niej na pytanie, czy uchwała reparacyjna Sejmu jest zgodna z prawem międzynarodowym. Odpowiadam jednoznacznie: jest zgodna. Przede wszystkim należało się rozprawić z uchwałą rządu Bieruta i wykazać jej nieważność. Minister Cimoszewicz twierdzi, że tak uważa tylko dwóch ekspertów (mecenas Stefan Hambura i ja) i że taki pogląd jest sprzeczny z poznańską szkołą prof. Alfonsa Klafkowskiego. Tymczasem moja ekspertyza jest napisana m.in. w oparciu o świeżą ekspertyzę prof. Jana Sandorskiego, ucznia profesora Klafkowskiego, autora jedynej monografii w piśmiennictwie polskim i europejskim nt. nieważności umów międzynarodowych. Pan profesor Sandorski jest członkiem zespołu doradczego ministra Cimoszewicza. Szef MSZ zarzuca Sejmowi brak kompetencji i wprowadzanie w błąd opinii publicznej odnośnie do tego, że uchwała Bieruta jest z mocy prawa nieważna, a u siebie ma opinię autorytetu światowego w tym zakresie nt. nieważności tejże uchwały Bieruta. Jeśli więc MSZ, trwając przy swoim, nie liczy się z prawem międzynarodowym, prawdą, moralnością i wprowadza w błąd opinię publiczną, to ja się pytam: co kanclerz Schroeder obiecał premierowi Belce, skoro polski rząd nawet wartości moralne poświęca, aby podważyć słuszność sejmowej uchwały o reparacjach od Niemiec? Może jakąś wartość, która przewyższa reparacje?
MSZ utrzymuje, że domaganie się reparacji podważy Poczdam.
- Reparacje nie mają nic wspólnego z Poczdamem. One wynikają z faktu agresji na Polskę. Rząd Belki musi się wytłumaczyć, co Schroeder obiecał w Berlinie za zrzeczenie się reparacji.
Jak więc Polska powinna postąpić?
- Zaproponować Niemcom, żeby wzięli na siebie roszczenia "wypędzonych". Opowiadałem się za opcją zerową, ale już Piłsudski w 1929 r. zawarł układ likwidacyjny z Niemcami i wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle: oszukali nas, przeszacowali wypłaty, zwlekali. Nie mamy szczęścia do opcji zerowej z Niemcami. Zresztą biorąc pod uwagę rozmiar zniszczeń Warszawy dokonanych podczas II wojny światowej - nie wiem, czy opcja zerowa byłaby korzystnym rozwiązaniem. Innym rozwiązaniem jest występowanie przez rząd z roszczeniami w imieniu poszczególnych miast. I ewentualna skarga do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Ale niektórzy uważają, że taka akcja może być politycznie szkodliwa.
- Z prawnego punktu widzenia nie ma przedawnienia tych roszczeń, a od strony politycznej - po to są politycy i rząd.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 04-10-2004
Autor: Ku8a