Rekonstruowanie Alleluja
Treść
Tak. To trzeba uczynić. Im szybciej, tym lepiej. Zbytnio przyzwyczailiśmy się do pewnych formuł. Zapomnieliśmy o ich właściwym, głębokim znaczeniu. Wciąż lewitujemy gdzieś w naszych wyobrażeniach czy raczej niedopowiedzianych intuicjach. Oswajamy nawet najświętszą rzeczywistość, byle nam było wygodniej. Byle nie stresować innych ludzi. Taki już jest mechanizm naszej egzystencji: zbyt dużo energii tracimy na to, co nam się tylko wydaje. Zgodnie z tym projektujemy nawet nasze życie – a raczej próbujemy projektować. Bo zazwyczaj nie wychodzi. Bo nie może wyjść. Ale my wiemy lepiej.
I tak siedzimy na brzegu naszego życia, trochę zmęczeni, trochę niepewni. Przeszłość zlewa się z przyszłością. Jedną mierzymy drugą, rozmarzeni i podochoceni. Nie zauważamy, że w ten sposób umyka nam teraźniejszość, która na pewno nie jest siedzeniem i marzeniem. Ale siedzieć i marzyć jest tak pięknie: wspominamy niezwykłe emocje, które może wydarzyły się tylko przez moment, ale pozostawiły trwały ślad w sercu. Chcemy je odtworzyć, uczynić radością naszego życia – radością, która daje sens i moc życia, takim „Alleluja” śpiewanym bez zastrzeżeń, pełną piersią jak to zdarzyło się tylko raz w dzieciństwie, kiedy to piękno Wigilii Paschalnej, wzmocnione mocą Bożego Słowa i liturgii przemieniało serce. Czuło się, że w tym śpiewie dotykamy tajemnicy bytu, sensu całego świata. Wszystko wokoło zdawało się przemienione tym dotknięciem: sztachety z otaczającego kościół płotu, z którymi proboszcz nie potrafił sobie dać rady, wyrastające koło nich pokrzywy i rozsypany z drugiej strony piasek, w którym tak bardzo lubiły bawić się dzieci. Chciało się to poczucie sensu przenieść w codzienność – może trochę tak jak ów piasek, mieć je pod ręką. Najprościej zdawało się uczynić to przez emocje, niezwykłą atmosferę, szczególne słowa: ot, taka domowa, życiowa liturgia. Dlatego zaczepiają się o serce jej drobne ślady: urocza kolacja z ukochaną osobą, spacer nad brzegiem morza o zachodzie słońca, uroczystość, na której nas wyróżniono… Płyną tak statki wspomnień, z wiatrem „Alleluja” w żaglach. Czasem wieszamy ich kolorowe fotografie na ścianie. Mają jednak one to do siebie, że – tak, jak przypłynęły, odpływają. Zostaje tylko nieco kolorów wspomnienia, ale „Alleluja” milknie w natłoku zwyczajnych dźwięków codzienności. Nie udało się nam zatrzymać tego jedynego może w życiu pięknego „Alleluja” liturgii wielkanocnej. Nie zdobyliśmy się, by w nim zamieszkać, zadbać o nie w sercu. Woleliśmy wrócić do siebie i je sobie odtworzyć na nasza miarę. I nie udało się, bo nie mogło.
Tymczasem z „Alleluja”, tym prawdziwym, liturgicznym, Kościoła – nie ma żartów. Domaga się nie tylko uwagi, ale całkowitego oddania. Nie można go tak sobie wziąć, schować do kieszeni i wynieść. Jest przestrzenią Kościoła – czy tego chcemy czy nie. Bo dzisiaj Kościół jest coraz bardziej problemem. Dlatego wielu się wydaje że lepiej to dobre, co w nim jeszcze jest, rozprowadzić na zewnątrz – w rozmaite sytuacje życia. Jednak się nie da. Pozostaje jakiś rozdźwięk, wręcz śmieszność.
Dlatego św. Benedykt bardzo poważnie podchodził do „Alleluja”. Poświęcił mu cały rozdział swej Reguły. „Alleluja” ma swój czas, swoje miejsce: Od święta Paschy aż do Zesłania Ducha Świętego śpiewamy stale Alleluja, tak przy psalmach, jak i responsoriach. Natomiast od Zesłania Ducha Świętego aż do początku Wielkiego Postu każdej nocy należy łączyć Alleluja jedynie z sześciu ostatnimi psalmami Wigilii. W każdą zaś niedzielę poza Wielkim Postem z Alleluja należy śpiewać kantyki, Jutrznię, Prymę, Tercję, Sekstę i Nonę; Nieszpory zaś już z antyfoną. W responsoria zaś należy włączać Alleluja jedynie od Paschy do Zesłania Ducha Świętego. (RB XV).
Alleluja jako ślad Paschy jest czymś poważnym. Jest wyrazem radości, ale też pomocą – i zadaniem. Jasno ujmuje to św. Augustyn:
Alleluja znaczy: „Chwalmy Pana”. Chwalmy Pana, bracia [dodajmy: i siostry], życiem i wargami, sercem i ustami, naszym głosem i naszym postępowaniem. Bóg chce, abyśmy wypowiadali Alleluja tak, żeby nie było dysharmonii w tym, który śpiewa. Zestrójmy najpierw nasze życie i nasze wargi, nasze usta i nasze sumienie. Zestrójmy, mówię, nasz głos i nasze postępowanie, żeby czasem nasz piękny śpiew nie świadczył przeciwko naszemu złemu postępowaniu!
Zgodność, harmonia to warunki i przestrzeń „Alleluja”. Zachwyceni zewnętrznym pięknem często sobie nie uświadamiamy jego uwarunkowań i konsekwencji. Ale może i dlatego wolimy w te sprawy nie wnikać. Tajemnica obok fascynacji budzi lęk. Dlatego lepiej do niej się nie zbliżać. Bezpieczniej powiesić na ścianie fotkę ze spotkania z nią i pielęgnować pieczołowicie wspomnienia.
A przecież „Alleluja” to coś innego niż wspomnienia! Owszem, bierze je w posiadanie, przemienia ostatecznie w Eucharystię, ale wychodzi poza nie – do życia.
A to życie to nie statki płynące z przeszłości w przyszłość z pominięciem teraźniejszości, wypatrywane przez nas, przycupniętych na betonowym nadbrzeżu, może z lodami w ręku, albo colą… nade wszystko jednak będąc zakotwiczonym we własnym smartfonie, najbardziej konkretnej formie teraźniejszości…”Alleluja” po to nas kiedyś, może przynajmniej raz ujęło za serce – i to właśnie w kościele, podczas liturgii – by zabrać nas ze sobą, w samo serce tajemnicy. A było ono w konkretnym miejscu i czasie: właśnie w tym a nie innym kościółku, takim zgrzebnym, otoczonym sztachetami, z którymi proboszcz nie mógł dać sobie rady: zarastały coraz bardziej pokrzywą. Z drugiej strony był piasek, w którym przynajmniej chętnie bawiły się dzieci. W takim właśnie, konkretnym krajobrazie rozbrzmiało wtedy, w ową wielkanocną liturgię to szczególne „Alleluja”.
Tak, jak każdy ma swój moment najpiękniejszego, najbardziej poruszającego „Alleluja” w życiu, taki każdy ma swe sztachety, pole pokrzyw, piasek – jak Gomer.
Alleluja śpiewa teraz także
Gomer.
Oto opuściłam statki,
Alleluja,
znalazłam morze
w polu pokrzyw
za sztachetami,
Alleluja,
w piasku [Wiersz nosi tytuł Alleluja].
Bo „Alleluja” to śpiew Kościoła. Może płynąc tylko z niego, o ile nosimy je w sercu. Tylko tak może ukierunkować nas na właściwy sens i cel życia – jak to ujął św. Augustyn:
O błogosławione Alleluja niebios, gdzie aniołowie są świątynią Boga! Tam panuje doskonała zgodność między tymi, którzy chwalą Boga. Radość towarzyszy wszystkim, którzy je śpiewają. Prawo członków cielesnych nie stawia oporu prawom ducha. Żadna pożądliwość nie zagraża zwycięstwu miłości. Śpiewajmy teraz Alleluja z troską, aby móc śpiewać je pewnego dnia z całym spokojem!
Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.
Źródło: ps-po.pl, 27 lutego 2019
Autor: mj
Tagi: Rekonstruowanie Alleluja