Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rekomendacje dla opozycji

Treść

Wczoraj od wczesnych godzin porannych obradował Zarząd Platformy Obywatelskiej, który miał przygotować rekomendacje dla zwołanej na popołudnie Rady Krajowej partii. To do niej należała ostateczna decyzja, czy Platforma udzieli poparcia nowemu gabinetowi. Szef Platformy Donald Tusk zapowiedział, że będzie rekomendował przejście PO do opozycji. W środę wieczorem za takim rozwiązaniem opowiedział się klub parlamentarny PO. Było niemal pewne, że tak samo postąpi Rada Krajowa. Tym bardziej że drugi z liderów PO, Jan Rokita, oświadczył, że nie widzi sensu we wspieraniu słabego rządu, bo spowoduje on tylko kryzys w państwie. Wcześniej w artykule opublikowanym wczoraj w "Gazecie Wyborczej" Rokita wyłamał się z jednolitego frontu przeciwko koalicji PiS - PO. Centralną tezą tej publikacji było stwierdzenie, że koalicja ta jest dla obu partii jedynym wyjściem, bo - zdaniem Rokity - w obecnym Sejmie nie ma żadnej innej trwałej większości. Platforma, przechodząc do opozycji, nie będzie mogła być wobec gabinetu Marcinkiewicza opozycją tak twardą i zdecydowaną, jak była w stosunku do rządu Millera - podkreślał Rokita. Warunkiem zawarcia przez obie partie koalicji było jednak, według niego, "rzetelne podzielenie się przez PiS władzą" zamiast "upokarzania Platformy".

Rozdźwięk między liderami PO
Tekst Rokity jednoznacznie wskazywał, że w PO jest rozdźwięk między liderami, co może nawet doprowadzić do rozłamu. Wprawdzie sam autor utrzymywał, że pisząc ten tekst, wystąpił jedynie w roli komentatora, a nie informował o podziale PO. "Platformie trzeba rozstać się z mirażem zbudowania silnej, zdecydowanej opozycji wobec rządu PiS-u" - napisał Rokita. Co to jednak oznacza, do końca nie wiadomo. Tekst ten może świadczyć o tym, że jeden z liderów Platformy podejmował próbę ratowania koalicji PO - PiS. W artykule "Sarmaci przeciw reformatorom?" podkreślał, że wyborcy głosujący na PO głosowali na Platformę sprzymierzoną z PiS. Przyznał, że zły wpływ na losy koalicji miała kampania prezydencka. "Prezydencka rozgrywka pomiędzy Kaczyńskim a Tuskiem potoczyła się torem wyjątkowo szkodliwym dla przyszłości polskiej polityki. Skonstruowała bowiem na nowo na użytek mobilizacji wyborczej oś społecznego podziału tak mozolnie zasypywaną przez roztropnych polityków w ciągu dwóch ostatnich lat" - czytamy. Jednak Rokita uderzał w te same tony co Tusk. Winę za brak koalicji, jego zdaniem, ponoszą liderzy PiS. Rokita powtarzał to samo żądanie - "PiS powinno także usunąć Leppera z władz Sejmu". Jednak napominał Tuska, stwierdzając: "Platformie zaś trzeba rozstać się z mirażem zbudowania silnej, zdecydowanej opozycji wobec rządu PiS. Więcej wskazuje na to, że w takiej roli będzie nieefektywna, bo nie dość radykalna". Ostatnie dwa zdania - "intuicja podpowiada mi, że przyszedł czas sprawdzenia wielkości przywódców polskiej centroprawicy. Marzy mi się, że się sprawdzimy" - dobitnie wskazują, że Rokita był targany wielkimi emocjami.
Nie wiadomo jednak było, kto ma większy wpływ na Radę Krajową - Tusk czy Rokita. Opinie były bardzo skrajne. Jedni politycy mówili, że nastroje w partii są niechętne rządowi Marcinkiewicza i że Platforma uchwali pozostanie w opozycji. Inni twierdzili, że reakcją niektórych posłów PO będzie odejście do PiS.

Koalicja być powinna
Artykuł Rokity został pozytywnie przyjęty w PiS. Marszałek Marek Jurek zaznaczył jednak w wypowiedzi dla jednej z rozgłośni radiowych, że to powinna być "koalicja, a nie weto Platformy wobec każdej decyzji rządu". Według Jurka, nie istnieje obecnie w Sejmie koalicja PiS z LPR, PSL i Samoobroną, co Platforma Obywatelska nieustannie zarzuca PiS. Marszałek wyraził nadzieję, że PO poprze rząd Marcinkiewicza w głosowaniu nad wotum zaufania. Premier Marcinkiewicz i lider PiS Jarosław Kaczyński również z aplauzem przyjęli tekst Rokity. Zaznaczyli jednak, że nie sądzą, aby był on zapowiedzią rozłamu w Platformie. - Nastroje w Platformie są wyraźnie na "nie" - powiedział nam jeden z nowo wybranych posłów tej partii. W środowisku tym przeważa opinia, że PiS, dyktując warunki przystąpienia do rządu, chciało uczynić sobie z PO "chłopca do bicia". Sprawa usunięcia z Prezydium Sejmu wicemarszałka Andrzeja Leppera, która dla liderów PO jest posunięciem taktycznym, mającym zamknąć PiS drogę do alternatywnej koalicji, w tzw. dołach partyjnych przyjmowana jest jako "sprawa prestiżowa". - Nie może zasiadać w Prezydium człowiek, na którym ciążą wyroki! - twierdził nasz rozmówca. Wyjaśnijmy, że owe "wyroki" nie dotyczą przestępstw kryminalnych, lecz spraw politycznych, a konkretnie - radykalnych form protestów rolniczych przeciwko liberalnej polityce poprzednich rządów. Członkowie PO zarzucają również Lepperowi populizm i niechęć do reform. Pamiętają też jego cięty język oraz oskarżenia o korupcję postawione m.in. pod adresem niektórych członków PO. Koalicji z PiS nie będzie - twierdził stanowczo nasz informator.
W końcu podczas wczorajszego posiedzenia Rady Krajowej partii zdecydowano, że PO będzie głosowała przeciwko wotum zaufania dla rządu Kazimierza Marcinkiewicza.
Robert Popielewicz, Małgorzata Goss

"Nasz Dziennik" 2005-11-04

Autor: ab