Ręka w rękę ze Stokłosą
Treść
Minister skarbu w rządzie Leszka Millera Piotr Czyżewski przygotowując do prywatyzacji Zakłady Mięsne w Łukowie, zaniżył wartość przedsiębiorstwa, a z dwóch prywatyzacyjnych ofert wybrał gorszą pod względem finansowym dla Skarbu Państwa, za to złożoną przez ówczesnego senatora - dziś oskarżonego w aferze korupcyjnej biznesmena Henryka Stokłosę. Taki wniosek można wyciągnąć z dokumentów, które posiadają pracownicy-akcjonariusze łukowskiego przedsiębiorstwa. Do dziś nie wiadomo, dlaczego resort Czyżewskiego odstąpił od wyegzekwowania od Stokłosy kary gwarancyjnej za niedotrzymanie terminu realizacji inwestycji gwarantowanych w ciągu roku od prywatyzacji. Sprawą prywatyzacji interesuje się Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Zakłady Mięsne "Łmeat" w Łukowie należą dziś, podobnie jak przed laty, do czołowych przedsiębiorstw tej branży w kraju. Nie ulega wątpliwości, że kupując w 2003 r. pakiet większościowy akcji przedsiębiorstwa i przejmując nad nim kontrolę, Henryk Stokłosa zrobił doskonały interes. Czy równie dobry interes na całej transakcji zrobił też Skarb Państwa, kierowany wówczas przez bliskiego współpracownika Leszka Millera, ministra Piotra Czyżewskiego? W świetle dokumentów i materiałów, które przez lata zebrali pracownicy zakładów, mniejszościowi akcjonariusze łukowskiego przedsiębiorstwa, rzetelność przeprowadzonej przez resort prywatyzacji Zakładów Mięsnych w Łukowie może budzić sporo zastrzeżeń. Po skardze mniejszościowych akcjonariuszy zakładów sprawą zainteresowało się Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Każda informacja, jaka wpływa do CBA, jest poddawana czynnościom analityczno-informacyjnym - tłumaczy Piotr Kaczorek z Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
- Mamy poczucie, że zostaliśmy oszukani przez Skarb Państwa. Wszystkie dokumenty, jakie zebraliśmy, materiały, wraz z opiniami ekspertów, analizami przekazaliśmy do Centralnego Biura Antykorupcyjnego - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Józef Borkowski z Komitetu Organizacyjnego Akcjonariuszy Zakładów Mięsnych w Łukowie.
Wygrała oferta...
gorsza
70 procent udziałów w państwowych Zakładach Mięsnych w Łukowie stało się własnością Henryka Stokłosy w sierpniu 2003 r., 30 procent akcji - zgodnie z umową prywatyzacyjną, w cenie 10 zł za akcję trafiło do pracowników. Dziś, choć zakład się rozwinął, a jego wartość poszła w górę, ludzie Stokłosy proponują pracownikom firmy odkupienie posiadanych przez nich akcji za cenę od 1 do 3 złotych. Sam proces prywatyzacji budzi jednak wątpliwości. Jak udało nam się ustalić dzięki pomocy mniejszościowych akcjonariuszy - wycena Zakładów Mięsnych w Łukowie w 2003 r. zlecona firmie "Evip" przez Ministerstwo Skarbu Państwa, kierowane wówczas przez Piotra Czyżewskiego (SLD), dokonywana była dwukrotnie. Ostatecznie resort wybrał jako startową propozycję, która wskazywała na niższą wartość zakładów oszacowanych na 14 mln 568 tys. 500 złotych. W przetargu startowało dwóch oferentów: firma "Duda-Bis" oraz Henryk Stokłosa. Choć ekspertyzy i analizy przygotowane przez ministerialnych doradców, w tym firmę "Evip", wskazywały na przedsiębiorstwo "Duda-Bis" jako kontrahenta, który złożył korzystniejszą ofertę: jednorazową zapłatę i odkup akcji pracowniczych po cenie zakupu - zakłady sprzedano Stokłosie. Ówczesny senator za zakłady mięsne w Łukowie zapłacił około 21 mln 744 tys. zł, ale na bardzo preferencyjnych warunkach, płatność bowiem rozłożono na pięć lat. Biorąc pod uwagę takie kryteria ekonomiczne jak wartość pieniądza w czasie - korzystniejsza dla Skarbu Państwa była propozycja firmy "Duda-Bis" prowadząca do jednorazowego uiszczenia całej kwoty.
- Jak każda służba specjalna nie informujemy o charakterze ewentualnie podejmowanych działań - ucina Piotr Kaczorek z CBA.
Ministerstwo Skarbu Państwa wybierając ofertę złożoną przez Stokłosę, nie skorzystało z możliwości przeprowadzenia standardowego wywiadu gospodarczego oceniającego możliwości finansowe przedsiębiorcy. Nie wiadomo również, dlaczego Skarb Państwa odstąpił od wymierzenia Stokłosie kary gwarancyjnej przewidzianej umową prywatyzacyjną za niedotrzymanie realizacji inwestycji gwarantowanych w pierwszych dwunastu miesiącach od momentu prywatyzacji.
- Prezesa Smolarka nie ma dzisiaj w firmie. Muszę się porozumieć z prezesem, bez jego udziału nie odpowiem na pańskie pytania. Dzisiaj nie będę go widział, więc musi pan czekać. Może jutro... - mówi Łukasz Stokłosa, syn byłego senatora, którego chcieliśmy prosić o odpowiedź na kilka pytań.
Akcje w cenie kartki papieru?
Posiadacze akcji pracowniczych skarżą się przede wszystkim na fakt, że oni sami zostali oszukani w procesie prywatyzacji, poprzez uniemożliwienie wprowadzenia akcji do wolnego obiegu. Dzisiaj posiadane przez nich około 25 proc. udziałów przedsiębiorstwa są bezwartościowe. Nie mogą ich bowiem sprzedać na zewnątrz, a ludzie Stokłosy owszem deklarują chęć odkupienia udziałów pracowniczych, ale za cenę niewiele wyższą niż koszt papieru, na którym wydrukowano akcję.
Zakłady nie wchodzą na Giełdę, choć takie deklaracje padały w momencie prywatyzacji, gdyby tak się stało, cena akcji poszłaby w górę, a tak właściciele zakładów proponują nam ich odkupienie. Najpierw za złotówkę, teraz proponują więcej, bo 1,50 zł - mówią nasi rozmówcy, właściciele akcji pracowniczych.
To nie jedyny problem - jak twierdzą mniejszościowi udziałowcy, choć firma przynosi zyski i rozwija się prężnie, nie otrzymują dywidend.
- Raz przez te wszystkie lata wypłacono nam z tego tytułu po 400 złotych. To było wtedy, jak zamknięto Stokłosę - twierdzi jeden z udziałowców.
Nie udało nam się uzyskać odpowiedzi na pytania, które przesłaliśmy do kierownictwa Zakładów Mięsnych "Łmeat" w Łukowie. Sekretarka prezesa zarządu Ryszarda Smolarka lakonicznie poinformowała nas, że "przekazała pytania prezesowi, ale odpowiedzi zwrotnej nie dostała". O sprawie rozmawiać nie chciał również Zenon Puciaty, dyrektor handlowy ZM "Łmeat" w Łukowie. - Nie znam się na tym, nie jestem upoważniony - zakończył rozmowę Puciaty.
W 2006 r. akcjonariusze i pracownicy zakładów w Łukowie zwrócili się do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o sprawdzenie prawidłowości procesu prywatyzacyjnego zakładów. Prokuratura Krajowa sprawę skierowała do apelacyjnej, ta do okręgowej w Lublinie, a ta ostatecznie do swojego "oddziału zamiejscowego" w Chełmie. W październiku 2007 r. chełmska prokuratura umorzyła postępowanie, a decyzję utrzymał w mocy Sąd Rejonowy w Łukowie.
- Dla pełnego wyjaśnienia wszystkich kwestii dobrze byłoby, gdyby sprawie przyjrzały się organa centralne - uważa poseł Jarosław Żaczek (PiS), który na prośbę akcjonariuszy i pracowników łukowskich zakładów zawiadomił o sprawie CBA.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2008-07-18
Autor: wa