Regulamin kontra marszałek
Treść
Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik
Radosław Sikorski chciał, by głosowanie i debata nad jego odwołaniem odbyły się po wyborach samorządowych 16 listopada. Na przeszkodzie stanął Regulamin Sejmu.
Radosław Sikorski zapowiedział, że dzisiejsza debata nad jego odwołaniem z funkcji marszałka Sejmu odbędzie się zgodnie z Regulaminem Sejmu i – jak mówił – „bez żadnych opóźnień”. Zgodnie z regulaminem Sejm odwołuje marszałka na wniosek złożony przez co najmniej 46 posłów i imiennie wskazujący kandydata na kolejnego marszałka. Sejm odwołuje i wybiera marszałka bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, w jednym głosowaniu. Rozpatrzenie w sprawie odwołania, wyboru kolejnego marszałka i poddanie go pod głosowanie następuje na najbliższym posiedzeniu Sejmu przypadającym po upływie 7 dni od dnia jego złożenia, ale nie później niż w terminie 45 dni od dnia złożenia wniosku. Jak się okazuje, tak bezinteresowna postawa Sikorskiego poddającego się weryfikacji nie była tak oczywista.
Jak informuje poseł Andrzej Dera z Solidarnej Polski, który był obecny na posiedzeniu Konwentu Seniorów, plan Sikorskiego był taki, by głosowanie nad jego ewentualnym odwołaniem odbyło się po wyborach planowanych na niedzielę, 16 listopada.
– Było zupełnie inaczej i dopiero opinia prawna była jednoznaczna i wskazywała, że jest określony termin do przeprowadzenia głosowania. Tak nakazuje Regulamin Sejmu, który został zmieniony zresztą przez posłów PO – wyjaśnia Dera.
Chodzi o fakt, że przed jego zmianą wnioski tego rodzaju były przez wiele miesięcy przewlekane lub nie zwoływano posiedzeń Sejmu, by odłożyć głosowania. – Te zmiany spowodowały, że Sikorski nie mógł przełożyć tego głosowania, ale na skutek opinii prawnej został zmuszony do tego, by głosowanie przeprowadzić na tym posiedzeniu Sejmu. Tak nakazywał Regulamin Sejmu. O wniosek w sprawie odwołania Sikorskiego pytana była także w środę premier Ewa Kopacz.
– Jeśli debata została ustalona na czwartek, a głosowanie na piątek, to ja tylko mogę przyjąć to do wiadomości – podkreśliła. – Pan marszałek dokładnie wiedział, że to jest w jego gestii, a decyzję mógł podjąć tylko wtedy, kiedy przedstawi to na Prezydium i na Konwencie. Nic nadzwyczajnego – tak robiłam, kiedy byłam marszałkiem, w związku z tym widocznie taka była decyzja Prezydium i Konwentu, którą pan marszałek ogłosił –oświadczyła Kopacz.
Wczoraj Sikorski zapowiedział, że nie przewiduje zabierania głosu w swojej sprawie.
– Uważam, że wniosek jest nieproporcjonalny do rangi wydarzenia. Ale opozycja ma prawo taki wniosek składać. A ja nigdy nie bałem się weryfikacji – oświadczył Sikorski, wiedząc, że koalicja już w ubiegłym tygodniu zapowiedziała obronę skompromitowanego polityka i pozostawienie go na zajmowanym stanowisku. – Liczę na solidarność koalicji – mówił do dziennikarzy. Sikorski, bagatelizując konieczność debaty nad jego skandalicznymi enuncjacjami, uznał, że da jedynie opozycji możliwość, by odnieść się do jego „niefortunnej” wypowiedzi dla amerykańskiego portalu Politico.
– Jest kampania wyborcza, opozycja, zdaje się, nie ma dobrego pomysłu na nią, więc będzie się skupiała na mnie, a ja to przyjmę za moje grzechy – oświadczył Sikorski. Andrzej Dera przyznaje, że koalicja, a przede wszystkim Platforma Obywatelska, uznała, że Sikorski musi pozostać. W jego ocenie, Sikorski będzie milczał podczas jej trwania, bo nie ma nic na swoją obronę. – On wybrał milczenie i robi to świadomie, bo doskonale wie, że nie ma nic do powiedzenia na ten temat, dlatego bagatelizuje. Skoro tak już zdecydowano, to teraz Sikorski musi mówić, że jest to bez znaczenia, że nie będzie się wypowiadał. Dlatego może mówić, że wyznaczenie debaty na 18.30 jest spowodowane nieważnością tematu – podkreśla polityk Solidarnej Polski. – Ta debata Sikorskiemu będzie bardzo ciążyła – dodaje Dera.
Zdaniem posła Zbigniewa Girzyńskiego z PiS zachowanie Sikorskiego przed debatą jest skandalem i próbą zamiecenia problemu pod dywan. – Sikorski wie, że się skompromitował, że debata będzie dla niego kłopotliwa, i przyjął taką taktykę polegającą na tym, że im ciszej w tym temacie, tym lepiej. Uznał, że im debata będzie o późniejszej porze, tym mniej osób, w szczególności wyborców, się nią zainteresuje – ocenia poseł PiS.
Klub PiS złożył wniosek o odwołanie Sikorskiego pod koniec października w związku z publikacją amerykańskiego portalu Politico, w której przytoczono wypowiedzi byłego szefa MSZ. Wynikało z nich, że w 2008 r. w Moskwie ówczesny premier Rosji Władimir Putin miał mówić premierowi Donaldowi Tuskowi o podziale Ukrainy. Sikorski dementował potem te słowa, mówiąc, że podczas wizyty polskiej delegacji rządowej w Rosji nie doszło do rozmowy dwustronnej Tusk – Putin. Po ostrej reakcji premier Ewy Kopacz stwierdził nawet, że w tej sprawie zawiodła go pamięć. Potem posypały się kolejne absurdalne tłumaczenia zarówno ze strony obecnego szefa MSZ Grzegorza Schetyny, jak i byłego premiera Donalda Tuska, którzy mówili, że wówczas w Moskwie w ogóle nie doszło do osobistego spotkania z Putinem. Składając wniosek o odwołanie Sikorskiego, klub PiS zgłosił na stanowisko marszałka Sejmu Andrzeja Smirnowa, byłego polityka AWS, potem PO, który opuścił szeregi tego ugrupowania.
– Sala oceni; zobaczymy, ile głosów zdobędzie – oświadczył obecny marszałek pytany o jego szanse na to stanowisko. Zdaniem posła Girzyńskiego, opozycja, zgłaszając wniosek o odwołanie Sikorskiego, musiała być przygotowana na pozytywny scenariusz, w którym doszłoby do odwołania obecnego marszałka Sejmu. – Wiemy, że ten wniosek będzie głosowany tylko w sytuacji odwołania Sikorskiego, a to raczej nie nastąpi. Jednak gdyby Sikorski został odwołany, to przecież Sejm nie może funkcjonować bez marszałka Sejmu –przyznaje Zbigniew Girzyński.
Maciej WalaszczykNasz Dziennik, 6 listopada 2014
Autor: mj