Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Reforma zdrowia pogrąży Obamę?

Treść

- To, co widzimy, to początek pokojowego - podkreślam: pokojowego - przewrotu w Ameryce - powiedział były kandydat Partii Republikańskiej do fotela prezydenta USA senator John McCain. Słowa, które odbiły się w Stanach Zjednoczonych szerokim echem, McCain wypowiedział na spotkaniu ze swoimi zwolennikami w Arizonie, odnosząc się do reakcji dużej części obywateli na próby reformowania przez Baracka Obamę służby zdrowia. Coraz więcej obywateli odnosi się bowiem do tych pomysłów z dużym sceptycyzmem, a rankingi popularności obecnego prezydenta gwałtownie spadają.
Ze stanowiskiem byłego prezydenckiego kandydata zgadza się większość jego partyjnych kolegów. Prawie taką samą opinię wygłosił na innym spotkaniu z wyborcami republikański senator James Inhofe z Oklahomy. - Jesteśmy na skraju przewrotu w tym kraju. Ludzie zwyczajnie nie kupują tych koncepcji, które są całkowicie obce Ameryce - podsumował projekt reformy Inhofe. Krytyka prób upaństwowienia przez Biały Dom amerykańskiej służby zdrowia była wspólnym mianownikiem wszystkich ostatnich wystąpień przedstawicieli Partii Republikańskiej.
Obama traci poparcie
Niezadowolenie społeczne z powodu prezydenckich zapowiedzi znajduje także odbicie w sondażach. Według dwóch bardzo prestiżowych centrów badania opinii publicznej, Barack Obama traci poparcie w zastraszająco szybkim tempie. Jak donosi instytut badania opinii publicznej Scotta Rasmussena, spadło ono do 45 procent. Przez kilka tygodni utrzymywało się ono na poziomie ok. 49 punktów procentowych. Jeszcze gorzej prezydent wypada w sondażu innego instytutu Johna Zogby'ego, z którego wynika, że popiera go dziś zaledwie 42 proc. Amerykanów. Zdaniem badaczy, te wskaźniki nie są dla szefa Białego Domu najgorsze. Niepokoić powinno go nie to, że traci poparcie, lecz przede wszystkim to, że traci swoją polityczną bazę. Młodzi ludzie, poniżej 30. roku życia, czyli wyborcy Obamy, deklarują, że jedynie 41 proc. z nich popiera obecną pracę prezydenckiej administracji, przy czym tyle samo wyraża zdecydowany sprzeciw wobec najnowszych jej pomysłów. O tym, że rozpada się polityczne zaplecze Obamy, świadczyć może także fakt, iż jedynie 75 proc. przedstawicieli Partii Demokratycznej spośród tych, którzy wspierali go w wyborach i tuż po, wyraża obecnie solidarność w jego działaniach. Spadek popularności prezydenta oznacza także kłopoty dla całego jego ugrupowania. Inny spośród "guru" sondaży Charlie Cook stwierdził, że przyszłoroczne wybory do Izby Reprezentantów Demokraci mogą przegrać różnicą nawet 20 mandatów.
O krok od państwa policyjnego?
Republikanie z całą pewnością będą starali się wykorzystać panujące obecnie nastroje społeczne do przejęcia części elektoratu. Jak zauważają komentatorzy, także coraz więcej obywateli USA dostrzega, że "ludzie trzymający władzę" będą starali się poprzez polityczną poprawność narzucać im, w co mają się ubierać, co jeść, jakim samochodem jeździć, jakiej pralki używać i - co najważniejsze - co im wolno mówić, a czego nie. W związku z tym zarówno dziennikarze, jak i politycy ostrzegają, że taki rozwój sytuacji może być w konsekwencji bardzo groźny. - "Państwo, w którym należy być bardzo ostrożnym co do każdego słowa, jakie się wypowiada, niebezpiecznie flirtuje z państwem policyjnym" - napisał w jednym z artykułów konserwatywny dziennikarz Wes Vernon.
Nie 60, a 50 głosów?
Przy tak niskim poparciu społecznym jest niewielka szansa, że projekt reformy zdrowia autorstwa Obamy uzyska wymaganą większość 60 głosów w Kongresie. Mało prawdopodobne jest, że którykolwiek spośród republikańskich kongresmanów zdecyduje się zagłosować za tym dokumentem. Także wyjątkowo nikłe szanse są na to, że umiarkowani Demokraci poprą kontrowersyjny projekt w tak niepewnych czasach. Wynika z tego, że nawet powołując się na tzw. procedurę załagodzenia, która wymaga uzbierania zaledwie 50 głosów, prezydent może nie być w stanie przeforsować swojego projektu. "Ostatecznie, im więcej czasu zajmie mu rozwiązywanie tego problemu, tym bardziej jego notowania będą spadały, a szanse na znalezienie jakiegokolwiek wyjścia z sytuacji będą zanikały. Żaden prezydent z poparciem na poziomie 30 proc. nie będzie w stanie przepchnąć programu dotyczącego takiego obszaru jak służba zdrowia" - pisze Vernon. Wiele więc wskazuje na to, że próby nacjonalizacji amerykańskiego systemu zdrowotnego mogą się skończyć dla Baracka Obamy wyjątkowo źle. "Pod koniec września będzie mocno żałował, że nie został na wyspie Martha's Vineyard, gdzie spędzał ostatnie wakacje" - czytamy na portalu humanevents.com.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-09-05

Autor: wa