Rebelia odnawia się na przedmieściach
Treść
26-letnia kobieta, która doznała poparzeń drugiego i trzeciego stopnia, walczy o życie w szpitalu w Marsylii, a 3 inne osoby odniosły poważne obrażenia. Stały się one kolejnymi ofiarami młodocianych chuliganów ponownie wszczynających rebelię na przedmieściach francuskich miast, rok po wybuchu tzw. buntu przedmieść. Wszyscy czworo znajdowali się w autobusie, który w sobotę wieczorem podpaliła w Marsylii grupa chuliganów.
Nie jest to pierwsze takie podpalenie. W ostatnich dniach spłonęło już kilka autobusów w różnych rejonach Francji. Wcześniej jednak płonęły puste autobusy. W sobotę - według policji - grupa nastolatków wdarła się do pojazdu i wrzuciła do niego pojemniki z płynem zapalającym.
Francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało, że od piątku w kraju grupy chuliganów spaliły 6 autobusów i uszkodziły ok. 200 aut osobowych. Rannych zostało sześciu policjantów. Służby porządkowe zatrzymały 47 osób.
W obliczu bandyckich akcji premier Dominique de Villepin w czasie konferencji na Uniwersytecie Cergy-Pontoise (dep. Val d'Oise) zapewniał, że wobec wandali i chuliganów "zostaną podjęte natychmiastowe i przykładne sankcje". Dodał, że rząd nie zgodzi się na to, by kraj stał się terenem wyjętym spod prawa".
Z kolei minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy opowiedział się za zmianą prawa, które jego zdaniem powinno traktować młodocianych recydywistów tak samo jak osoby dorosłe, by ponosili oni odpowiedzialność karną za swoje czyny. Mimo tych deklaracji chuligani nadal są zmorą przedmieść francuskich miast.
Podpalenia i ataki na autobusy oraz budynki publiczne trwają od wielu dni.
W tej sytuacji państwowe przedsiębiorstwo RATP planuje zmiany w kursowaniu swoich autobusów na przedmieściach Paryża. Zdaniem dyrekcji firmy, sytuacja staje się bardzo groźna, bo atakowane są nie tylko pojazdy transportu publicznego, ale także samochody prywatne i policyjne. Wypadki takie miały miejsce m.in. w Grande Borne ? Grigny (dep. Essonne).
W pierwszą rocznicę zajść z jesieni ub.r. istnieje groźba ich powtórzenia. We Francji mnożą się analizy, podsumowania i próby wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Wszystkie one mają zazwyczaj polityczny odcień. Jedno nie ulega wątpliwości, że przyczyny niezadowolenia i chuligaństwa na paryskich przedmieściach są bardzo złożone i wynikają w głównej mierze z niepowodzenia francuskiego modelu integracji afrykańskich imigrantów, bo to przede wszystkim ich dzieci podpalają obecnie autobusy, atakują ludzi, kradną, handlują narkotykami. Trzeba też wiedzieć, że 85 proc. francuskich więźniów jest muzułmańskiego pochodzenia, a francuskie ośrodki penitencjarne są głównym miejscem werbowania islamskich terrorystów.
Eksperci wskazują jednak, że nie można w ciągu roku zlikwidować przyczyn buntu przedmieść, do którego doprowadziła ponadtrzydziestoletnia błędna polityka władz, tworzących getta biedniejących z powodu gospodarczego kryzysu imigrantów. Wciąż codziennością jest tam duże bezrobocie, brak autorytetu rodzicielskiego i perspektyw na normalne życie dla tysięcy młodych ludzi.
Według francuskiej lewicy, winę za sytuację ponosi oczywiście rząd, a przede wszystkim minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy, który, jej zdaniem, swoimi ostrymi wypowiedziami o chuliganach zaostrza jedynie sytuację. Lewica twierdzi, że powinno się poświęcić więcej uwagi na warunki życia ludzi w dzielnicach wielkich miast, radykalnie zmienić politykę miejską, zwiększyć nakłady na edukację i prewencję, ulepszyć infrastrukturę.
Ugrupowania postrzegane jako prawicowe, nie negując potrzeby pracy z młodzieżą, kładą nacisk na zwiększenie środków dla policji i wymiaru sprawiedliwości. Bardziej skutecznego respektowania prawa Republiki. Wskazuje się też na konieczność nowego zdefiniowania polityki imigracyjnej. Według innych polityków, za obecną sytuację winę ponoszą również lewicowi intelektualiści, nauczyciele i sędziowie, którzy zamiast potępiania młodocianych przestępców widzą w nich jedynie ofiary niesprawiedliwego systemu społecznego. W wydanym w czwartek komunikacie prasowym Front Narodowy oświadczył, że "chcąc uniknąć wojny domowej", należy sprawić, "by prawa były przestrzegane, by panował porządek i sprawiedliwość".
Z kolei sama tzw. trudna młodzież w dużej mierze obwinia władze. Mohamet Kadir z trudnej dzielnicy w Caen powiedział nam, że "młodzi ludzie atakują policjantów, bo oni traktują ich jak śmieci". - Sam kolor skóry sprawia, że jesteśmy czasami 4 razy kontrolowani przez policję - skarżył się. Innego zdania była jednak jego koleżanka Malika, która stwierdziła, iż "młodzież się nudzi i to popycha ją do robienia głupot".
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2006-10-30
Autor: wa