Ratyfikacji szybko "klepnąć" się nie dało
Treść
Z Witoldem Tomczakiem, posłem do Parlamentu Europejskiego, członkiem frakcji Niepodległość/Demokracja, jednym z inicjatorów obywatelskiego wniosku o przeprowadzenie ogólnonarodowego referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, rozmawia Jacek Dytkowski Ile zebraliście Państwo podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego? - Mamy ich już ponad 300 tys., ale akcja trwa. Trzeba zachęcać ludzi, by osiągnąć cel, jakim jest wymóg zebrania 500 tys. wniosków. Podpisy zbierają także inne organizacje? - Oczywiście są zaangażowane różne komitety. Podpisy zbierają także ugrupowania pozaparlamentarne, m.in. Unia Polityki Realnej. Staramy się to jakoś trzymać razem, część wniosków dołączy do nas. Wnioski o referendum w sprawie ewentualnej ratyfikacji traktatu lizbońskiego napływają również do biur poselskich... - Tak. Wielu posłów i europosłów też jest w to zaangażowanych. Wiem, że m.in. w Lublinie można składać wnioski do biura pana posła Zdzisława Podkańskiego. Zaangażowani w akcję są także inni posłowie i europosłowie: Mirosław Piotrowski, Andrzej Zapałowski i Bogusław Kowalski. Były nawet ogłoszenia na ten temat w "Naszym Dzienniku". Do Kancelarii Prezydenta oraz Prezesa Rady Ministrów też? - W tym wypadku chodzi o indywidualne, nieformalne wnioski. Są to prośby o podjęcie debaty i o przeprowadzenie referendum. Wiem, że ludzie je wysyłają w dalszym ciągu do pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz do innych władz, naciskają na posłów, żeby się zachowali godnie podczas ewentualnego głosowania w Sejmie w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Natomiast to, co my robimy, jest sformalizowaną akcją w celu przeprowadzenia wniosku obywatelskiego. Listy z podpisami cały czas napływają... - To, co podałem, jest tylko wstępnie podliczone. W ogólnym rachunku nie objęto jeszcze masy wniosków oraz nieotwartych kopert wciąż napływających. Warto zauważyć, iż dodatkowym pozytywnym efektem naszej akcji jest uruchomienie w Polsce debaty wokół traktatu. Jak widać, posłowie w Sejmie jakoś się zreflektowali i stąd powstało pewne zamieszanie. Wydawało się, że tak gładko będzie można "przyklepać" ratyfikację jeszcze parę tygodni temu, a tymczasem posłowie, zwłaszcza PiS, jednak się "ocknęli". Inną kwestią jest, czy czynią to szczerze lub nie - czy może markują w tym jakiś swój interes. Rozważają różne zachowania, dorabiając do tego jakąś tam niby "obronę interesów polskich", ale wszystko to, moim zdaniem, jest takie dziwne. Niemniej jednak poprzez tę naszą akcję, która się rozpoczęła od spotkania kaliskiego, coś się zaczęło dziać w związku z ewentualną ratyfikacją traktatu. Odzywają się nawet ludzie spoza tzw. naszych środowisk, często młodzi. Wczoraj rozmawiałem np. z dwudziestolatkiem, który się przyznał, że głosował wprawdzie na PO, ale widzi obecnie zagrożenie dla Polski w traktacie lizbońskim i obserwuje wiele manipulacji medialnych. Ludzie są zdumieni przede wszystkim brakiem informacji na ten temat. Wielu Polaków nic nie wie na temat traktatu. Należałoby zapytać: gdzie są media za to odpowiedzialne, czynniki państwowe - od prezydenta poprzez rząd, parlament itd.? A przecież mamy wielkie zapotrzebowanie na spotkania dotyczące ratyfikacji traktatu, ludzie nas proszą, byśmy przyjeżdżali i informowali o zagrożeniach, jakie niesie dla nas jego przyjęcie. Teraz to się ruszyło, dzięki przede wszystkim "Naszemu Dziennikowi" oraz Radiu Maryja. Jeszcze wczoraj byłem na spotkaniu u rzecznika praw obywatelskich, gdyż zaprosił on właśnie grupę europosłów. Przypomnę, że wystosowaliśmy do niego w styczniu pismo, aby skierował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzeniu zgodności traktatu z Konstytucją. Jesteśmy zaproszeni na kolejne spotkanie, będziemy prosić rzecznika, żeby jednak skierował ten wniosek do TK. Naszym bowiem zdaniem, traktat lizboński jest niezgodny z Konstytucją, zresztą potwierdzają to opinie prawników, chociażby pana senatora Piotra Andrzejewskiego. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-29
Autor: wa