Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rak agentury i stronnictwo pruskie

Treść

Z redaktorem Stanisławem Michalkiewiczem, znawcą problematyki międzynarodowej, o uzależnieniu polskiej polityki zagranicznej od Zachodu rozmawia Jacek Szpakowski

Jak Pan ogólnie ocenia działania polskiej dyplomacji w stosunkach z krajami i organizacjami zachodnimi w kontekście zadziwiającej niemocy decyzyjnej, jak np. brak reakcji na żądania rewizjonistów niemieckich, brak reakcji na antypolonizmy w mediach zachodnich czy całkowita uległość w rokowaniach z Unią Europejską. Gdzie leży tego przyczyna?
- Podczas rokowań z Unią Europejską tak naprawdę Polska się poddała. Była to taka umowa poprzez przystąpienie. Unia postawiła Polsce warunki, a Polska miała taki wybór jak w przysłowiowej ruskiej stołówce, że mogła jeść albo nie jeść. Ponieważ priorytetem polskich elit albo części tych elit było przyłączenie Polski do Unii Europejskiej, to oczywiście zjedliśmy to i teraz będziemy to albo trawić, albo wymiotować. Natomiast jeśli chodzi o brak reakcji na antypolonizmy, to chciałbym podkreślić, że Polska jest w stopniu niepokojącym infiltrowana przez agenturę państw trzecich. To rzuca pewne światło na tak słabe reakcje. Kiedyś nawet prowokacyjnie zadałem pytanie: czy w Polsce można skutecznie prowadzić politykę, nie będąc niczyim agentem.
Wiadomo, że w Polsce są różnego rodzaju lobby. Chciałbym przypomnieć, iż w 1996 r. ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów pan Israel Singer zagroził, że jeśli Polska nie zadośćuczyni majątkowym roszczeniom żydowskim, to będzie upokarzana na arenie międzynarodowej. Było to po prostu wypowiedzenie Narodowi Polskiemu wojny psychologicznej, a stawką w tej wojnie była reputacja naszego Narodu, czy będzie miał on opinię narodu normalnego, czy też będzie miał opinię narodu zbrodniarzy. Ta pogróżka pana Singera nie spotkała się w Polsce z należytą ripostą. Mało tego, część elit politycznych wręcz przeszła na stronę wroga i zaczęła się zachowywać jak piąta kolumna. Doświadczyliśmy tego podczas "rozgrywania" sprawy Jedwabnego.
Wreszcie pragnę podkreślić, że jesteśmy świadkami zdejmowania winy z narodu niemieckiego. Antypolonizmy trzeba postrzegać w tym kontekście. Skoro trzeba zdejmować winę z narodu niemieckiego, to przecież ktoś inny musiał być winny. Składaniu winy na Polskę służą różnego rodzaju publikacje czy wzmianki o polskich obozach koncentracyjnych, temu służy kampania Jedwabnego. W tym uczestniczą również obywatele polscy, którzy jeszcze w dodatku swoją nikczemność próbują przystrajać w togi moralizatorskie.

Jak Pan ocenia postępowanie Donalda Tuska, który zważywszy na niedawne ostentacyjne spotkania z Angelą Merkel i Helmutem Kohlem, sprawiał wrażenie polityka bardzo proniemieckiego?
- Tak szczerze mówiąc, to takiego przełożenia wcale nie musi mieć. To ogólnie Polska jako państwo jest w sytuacji bardzo uzależnionej, czy Tusk będzie, czy Tuska nie będzie, ponieważ są to uwarunkowania od niego niezależne. Jego prezydentura co prawda mogłaby je pogłębić. Natomiast one wcale nie znikną, gdy prezydentem będzie Lech Kaczyński.

Czy dlatego że nasze uzależnienie od Niemiec wydaje się bardziej trwałe i wręcz systemowe?
- Nie tyle może systemowe, ile po prostu są to wyraźne konsekwencje płynące z przeszłości. Takim uzależnieniem jest stan finansów publicznych. Wprawdzie nie ma to bezpośredniego przełożenia na politykę zagraniczną, ale polski dług publiczny w tej chwili przekroczył już 155 mld USD. To sprawia, że Polska jest bardzo wrażliwa na rozmaite zewnętrzne wpływy i naciski. Konieczność pokrywania deficytu budżetowego emisją obligacji sprawia, że Polska musi nasłuchiwać nie tylko już opinii międzynarodówki lichwiarskiej, ale musi dbać o jej dobre samopoczucie, często kosztem interesów państwowych Polski. Warto zwrócić uwagę, że kapitał niemiecki jest w Polsce obecny, również ten spekulacyjny, i to ma swoje konsekwencje polityczne, dlatego że istnieją powiązania między kapitałem prywatnym a rządami państw.
Sprawa druga to strategiczne partnerstwo pomiędzy rządami Rosji i Niemiec. To jest taka współczesna odmiana tradycyjnej polityki katarzyńsko-fryderycjańskiej, która w XVIII w. doprowadziła do rozbioru Polski i zniknięcia Polski z mapy Europy. Dzisiaj, w dobie politycznej poprawności, nikt Polski nie będzie rozbierał, ale faktem jest, że strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie nie pozostawia wiele miejsca dla Polski. A już zupełnie nie pozostawia żadnego miejsca dla polskich aspiracji politycznych. O tym przekonaliśmy się podczas niedawnego konfliktu z Białorusią, gdzie próbowaliśmy naprężać unijne muskuły, ale okazało się, że Unia, czyli Niemcy nie poświęcą strategicznego partnerstwa i dobrych stosunków z Rosją dla zadowolenia jakiś naszych aspiracji. Mówiąc szczerze, konflikt z Białorusią był przykładem wyjątkowego partactwa ze strony polskich władz.
Wreszcie trzeci taki element to jest stronnictwo pruskie w Polsce. Jest rzeczą zadziwiającą, iż władze państwa polskiego zupełnie jak gdyby nie zwracają uwagi na to, że taka bardzo istotna instytucja opiniotwórcza w dziedzinie polityki zagranicznej jak Centrum Stosunków Międzynarodowych jest finansowana przez rząd niemiecki za pośrednictwem Fundacji Adenauera, która jest finansowana w 95 proc. przez dotacje rządu Republiki Federalnej Niemiec.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2005-09-22

Autor: ab