Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PZPN płaci i się dziwi

Treść

Warszawska izba skarbowa zajęła konta Polskiego Związku Piłki Nożnej. Tuż po południu futbolowa centrala zapłaciła ponad 8,8 miliona złotych zaległych podatków, których - jej zdaniem - wcale być nie powinno. - Nie ma powodów, by przesuwać zaplanowane na czwartek wybory nowego prezesa związku - poinformował minister sportu i turystyki Mirosław Drzewiecki. Pod koniec ubiegłego tygodnia pojawiły się informacje, że PZPN jest winny fiskusowi 18,5 miliona złotych zaległych podatków za umowy sprzedaży praw do telewizyjnych transmisji meczów. - Nie wiem, skąd wzięła się ta kwota, nie figurowała w żadnych dokumentach, nie wiem, jak mogła przedostać się do mediów, skoro postępowania skarbowe są objęte tajemnicą - powiedział wiceprezes PZPN Eugeniusz Kolator. Wczoraj tuż po godzinie 9.00 konta bankowe związku zostały jednak zajęte przez stołeczną izbę skarbową. - Natychmiast zawiadomiliśmy swoje banki, że w sposób dobrowolny uregulujemy tę kwotę - dodał Kolator. Tak też się stało, o godzinie 12.30 PZPN dokonał przelewu na sumę dokładnie 8 858 459 złotych i 88 groszy. Sprawa się oczywiście na tym nie zakończyła, związek zamierza się odwołać do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i ewentualnie złożyć później kasację w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. - Mamy konta w dwóch bankach, komornik chciał je zajmować w czterech. To też o czymś świadczy - skomentował wiceprezes związku. Cała sprawa ma swoje źródło w kontroli przeprowadzonej w latach 2006-2008 przez Urząd Kontroli Skarbowej; dotyczyła lat 2004-2005. Wykazała nieprawidłowości podatkowe przy sprzedaży praw do telewizyjnych transmisji meczów, w kwietniu UKS podjął decyzję o długu, PZPN się odwołał, bezskutecznie. Mimo to centrala wciąż uważa, że działała zgodnie z prawem, nie powinna płacić żadnych dodatkowych pieniędzy, i zamierza to udowodnić (mówiąc w skrócie, uważa, że w tamtym okresie tego typu transakcje nie były objęte podatkiem VAT). Jeśli to się jej uda, na całym konflikcie zarobi, bo odzyska wpłaconą kwotę wraz z odsetkami. - Płynność finansowa PZPN nigdy nie była zachwiana, przez ostatnie 10 lat nie zalegaliśmy ani godziny z zapłatą zobowiązań publicznych - przyznał Kolator. Związek, mimo kłopotów, cały czas ma się dobrze, nawet wczorajsze wydarzenia nie wpłynęły i nie wpłyną zasadniczo na jego działalność, w tym organizację czwartkowych wyborów nowych władz. Kolator poinformował, że roczny budżet centrali w zależności od sytuacji (czyli m.in. występu piłkarzy w mistrzostwach świata lub Europy) waha się od 28 do 55 milionów złotych, a "98 procent tej kwoty wypracowuje ona sama". Czwartkowe wybory będą kosztowały około 80 tysięcy złotych (przyjazd delegatów, posiłki, obsługa), samo wynajęcie sali w stołecznym hotelu Sheraton nie pociągnie za sobą żadnych opłat (promocja, czyli jak mawiają prominentni działacze związku: będzie taniej niż w schronisku młodzieżowym). Włodarze PZPN nie mają wątpliwości, że trwa nagonka na związek, ktoś realizuje przy tym swój polityczny interes, a termin nie jest oczywiście przypadkowy. - Nie jest prawdą, że organy działają w sposób samodzielny, niezależny. Ja na przykład wiem, że w Ministerstwie Finansów co najmniej dwa razy odbyła się narada, w której uczestniczyli dyrektorzy Urzędów Kontroli Skarbowej z miast, w których grały kluby pierwszoligowe w sezonach 2004- -2005. W stosunku do tych zespołów podjęto taką samą procedurę kontrolną, jak wobec PZPN - powiedział Kolator. Tymczasem minister sportu i turystyki Mirosław Drzewiecki raz jeszcze przekonywał wczoraj i stawał tym samym w jednym rzędzie z działaczami, że napięta sytuacja wokół PZPN i interwencja izby skarbowej nie powinny mieć żadnego wpływu na termin wyborów nowych władz centrali. - Nie ma żadnych okoliczności, które mogłyby sprawić, że zmiana daty poprawiłaby sytuację w związku - powiedział. Zdaniem ministra, dyskusja o nowym terminie miałaby sens, gdyby np. w ciągu miesiąca udało się zamknąć śledztwo w sprawie korupcji w futbolu. Na to się oczywiście nie zanosi, potrwa to co najmniej do marca przyszłego roku. - W takich okolicznościach nie ma sensu przekładać daty wyborów - dodał. Drzewiecki ponowił swój apel do kandydatów na prezesa związku, by zrezygnowali ze swych planów, "jeśli mają nieczyste sumienie". - Potem będzie wstyd, bo znów po ludzi z PZPN przyjdzie prokuratura i policja - stwierdził. Minister poinformował przy okazji, że jest przeciwny karaniu klubów degradacją do niższych klas za korupcyjne zaszłości. - Najlepszym rozwiązaniem byłoby pociąganie do odpowiedzialności konkretnych osób - powiedział. Jak do tej pory w śledztwie dotyczącym mataczenia rozgrywkami ligowymi zatrzymano 162 osoby, w sprawę są zamieszane 52 kluby. Wybory już w czwartek. Nikt nie będzie zaskoczony, jeśli do tego dnia wybuchnie kolejna "bomba". Nie można wykluczyć dalszych zatrzymań, także prominentnych osób o znanych nazwiskach. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-10-28

Autor: wa