Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pytania poczekają

Treść

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Prezydent nie będzie zeznawał w procesie Wojciecha Sumlińskiego. Czekało na niego 200 pytań dotyczących tzw. afery marszałkowej.

Dzisiaj przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Woli miał zeznawać w charakterze świadka prezydent. Ale Bronisław Komorowski poleciał do Berlina.

Sprawa dotyczy rzekomej płatnej protekcji podczas weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Na ławie oskarżonych zasiadają dziennikarz Wojciech Sumliński i były pułkownik WSI Aleksander L.

– O tym, że prezydenta nie będzie na tej rozprawie, informowała najpierw „Gazeta Wyborcza” już kilka dni temu, zanim poinformowały o tym służby prasowe prezydenta –zauważa Piotr Bączek, były członek Komisji Weryfikacyjnej.

Jego zdaniem, unik Komorowskiego jest wymowny, bo odpowiedzi na pytania m.in. Sumlińskiego mogą być dla niego niewygodne. – Nawet w sytuacji, gdy nie żyje główny świadek oskarżenia, a więc Leszek Tobiasz – dodaje Bączek.

Wczoraj Sumliński opublikował stanowisko, w którym przypomniał, że w sprawie tzw. afery marszałkowej zeznawali w prokuraturze zarówno były rzecznik rządu Paweł Graś, jak i obecny prezydent, a wówczas marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

„Nie tylko w mojej opinii, ale także prawników, z którymi rozmawiałem i na podstawie opinii których złożyłem do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Bronisława Komorowskiego, dla tego drugiego powinny być nie tylko końcem kariery politycznej, ale też początkiem poważnych rozmów w prokuraturze […]. Sprawę wyciszono” – podsumowuje dziennikarz.

Dziury w pamięci

Afera marszałkowa to wydarzenia z jesieni 2007 r., zaczyna się od wizyty nieżyjącego już płk. Leszka Tobiasza w gabinecie ówczesnego marszałka Sejmu. Tobiasz rejestrował spotkania z politykami, a także oskarżonym dzisiaj Aleksandrem L. Na temat tych spotkań zeznania składał m.in. Bronisław Komorowski. To, co powiedział prokuratorowi w lipcu 2008 r., różni się jednak znacznie od relacji przedstawionej pół roku później, w styczniu 2009 roku.

– Zeznania Komorowskiego były bardzo niespójne i rozbiegały się z tym, co zeznali Paweł Graś, Krzysztof Bondaryk, były już szef ABW, czy wspomniany Tobiasz – przypomina Piotr Bączek.

Chodzi o okoliczności spotkań z byłymi żołnierzami WSI: Leszkiem Tobiaszem i Aleksandrem Lichockim. W pierwszych zeznaniach złożonych przed prokuratorem w lipcu 2008 r. Komorowski przyznał, że po raz pierwszy spotkał się z Lichockim 19 listopada 2007 roku. Ten miał przyjść do jego biura poselskiego przy ul. Krakowskie Przedmieście, a pośrednikiem spotkania miał być gen. Józef Buczyński. „Buczyński poinformował mnie, że jest tam pan pułkownik, który może mieć istotne dla mnie informacje, także osobiście mnie dotyczące” – relacjonował.

Lichocki miał sugerować możliwość dotarcia do treści całości lub fragmentu aneksu dotyczącego właśnie jego osoby. Komorowski otwarcie przyznał, że był zainteresowany tą propozycją. Czy miał takie prawo? Nie. Dwa dni po spotkaniu z Lichockim – według zeznań Komorowskiego – miał do niego przyjść inny funkcjonariusz WSI Leszek Tobiasz i poinformować, że ma dowody na korupcyjną działalność zasiadającego w komisji weryfikacyjnej Leszka Pietrzaka, a także o ofertach składanych przez Lichockiego.

Szybko okazało się, że zeznania Tobiasza rozmijają się z tym, co zeznał w prokuraturze Komorowski. Tobiasz miał przyjść do Komorowskiego, ale miesiąc wcześniej, między 26 października a 2 listopada. Tymczasem Komorowski w prokuraturze mówił, że po raz pierwszy rozmawiali 21 listopada. „Tej daty jestem pewien” – zapewniał Komorowski.

Pół roku później – 21 stycznia 2009 r. – podczas kolejnego przesłuchania Komorowski tłumaczył, że choć terminy spotkań z Tobiaszem podawał w oparciu o „własną pamięć i kalendarze biura poselskiego”, to „dopuszcza taką możliwość”, że mógł podać je błędnie. Skorygował też swoją pierwszą relację, tłumacząc, że z Lichockim spotkał się jednak pod koniec października, zanim objął funkcję marszałka Sejmu.

„Wybory były 28 października 2007 r., a 5 listopada byłem już marszałkiem. Między tymi datami odbyłem spotkania z Lichockim i Tobiaszem”, ale – jak przyznał – tym razem nie potrafi dokładnie wskazać, kiedy do nich doszło.

W styczniu 2009 r. Komorowski nie był już w ogóle pewien liczby spotkań ani nawet tego, czy to na pierwszym, czy na drugim spotkaniu Tobiasz pokazywał mu kamerę i mówił o nagraniu ofert Lichockiego. W zeznaniach Komorowskiego są też inne nieścisłości. Czy były one świadomą manipulacją i kłamstwami – będzie musiał ocenić sąd.

Dwa lata temu przed warszawskim sądem rejonowym zeznawał Paweł Graś. W ogóle nie pamiętał szczegółów, okoliczności spotkań w związku z „rewelacjami”, jakie Komorowskiemu przynieśli byli wojskowi z WSI. Nie pamiętał, kiedy odbyła się narada z udziałem marszałka poprzedzająca wydarzenia nazwane później w mediach „aferą marszałkową”. Nie pamiętał także, gdzie się ona odbyła, kto wziął w niej udział. Jak został na nią zaproszony i czy miała charakter formalny, czy prywatny. Nie pamiętał też, czy interesował się tą sprawą później.

– W trakcie niespełna dwugodzinnych zeznań Paweł Graś na 77pytań odpowiedział „nie pamiętam”, na kilkadziesiąt następnych „nie umiem odpowiedzieć” i na kilka kolejnych: „nie chcę kłamać” – relacjonuje Wojciech Sumliński. Jednak – co ważne – 28 listopada 2008 r. w Prokuraturze Krajowej złożył obszerne zeznania. Zdaniem Sumlińskiego, opowiedział ze szczegółami jej przebieg. Według relacji dziennikarza, opowiedział, jak Bondaryk wprost z biura marszałka Sejmu zawiózł pułkownika Tobiasza do siedziby ABW, a także, że „afera marszałkowa” mogła być prowokacją WSW, a on sam nie chce mieć z tą historią nic wspólnego.

Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 10 września 2014

Autor: mj