Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Putin, Putin

Treść

Piotr Falkowski


Rosyjska Centralna Komisja Wyborcza zakończyła podsumowywanie głosów. Wybory zgodnie z przewidywaniami wygrał Władimir Putin, otrzymując ponad 45 milionów głosów (63,77 proc.). Na kolejnych miejscach znaleźli się: komunista Giennadij Ziuganow - 17,19 proc., kandydat niezależny Michaił Prochorow - 7,86 proc., nacjonalista Władimir Żyrinowski - 6,23 proc. i lider Sprawiedliwej Rosji Siergiej Mironow z 3,85 procent. Frekwencja wyniosła 64 procent.

Według władz, głosowanie przebiegało bez większych zakłóceń i nieprawidłowości. Tymczasem obserwatorzy reprezentujący sztaby wyborcze i niezależne organizacje promujące uczciwe wybory przekazują informacje o tysiącach przypadków łamania prawa. Wiele z nich wykryto dzięki umieszczonym we wszystkich lokalach wyborczych kamerach internetowych. Uruchomienie systemu zaproponował sam Putin w grudniu ubiegłego roku po doniesieniach o fałszerstwach podczas wyborów do Dumy. Najpoważniejszym incydentem była strzelanina w Dagestanie, która wywiązała się po zamknięciu jednego z lokali wyborczych. Zginęło trzech policjantów i jeden z napastników, ranna została też mieszkanka wsi. Do zdarzenia doszło, gdy funkcjonariusze mieli wywozić samochodem protokoły wyborcze.


Jeszcze w niedzielę na placu Maneżowym pod murami Kremla odbył się wiec zwolenników Putina z udziałem około 70 tysięcy uczestników połączony z koncertem popularnych zespołów muzycznych. - Dziękuję wszystkim, którzy powiedzieli "tak" wielkiej Rosji. Obiecywałem, że wygramy, i wygraliśmy - mówił do wiwatującego tłumu naszystów premier. Na manifestację przyszedł razem z prezydentem Miedwiediewem, który stwierdził, że "Putin pewnie prowadził w wyborach od początku i że nie ma żadnych wątpliwości, iż je wygra", a to zwycięstwo "jest potrzebne krajowi", dlatego "nikomu go nie oddamy".
- Zwyciężyliśmy w otwartej i uczciwej walce - stwierdził Putin. Według niego, wybory były dla Rosjan "testem z politycznej dojrzałości, samodzielności i niezależności". - Pokazaliśmy, że nikt rzeczywiście nie może nam niczego narzucić. Pokazaliśmy, że nasi ludzie rzeczywiście potrafią bez trudu odróżnić dążenie do odnowy od politycznych prowokacji, które mają tylko jeden cel: zburzenie państwa i uzurpację władzy. Naród rosyjski pokazał, że takie warianty i scenariusze na naszej ziemi nie przejdą - dodał widocznie wzruszony i ze łzami w oczach zwycięzca wyborów. Część uczestników postanowiła czuwać pod Kremlem na cześć Putina przez całą noc.
Główny rywal Putina, lider komunistów Ziuganow, stwierdził natomiast, że nie uznaje wyników wyborów. - Nie mogę uznać ich za uczciwe, sprawiedliwe i godne - oświadczył. Zauważył, że gdyby takie były, to "cała olbrzymia machina państwowa pracowałaby tak, aby ściśle przestrzegać prawa, by w kampanii wyborczej wszyscy uczestnicy mieli takie same warunki". Tymczasem "cała nasza ogromna przestępcza, do cna skorumpowana machina państwowa pracowała tylko dla jednego kandydata".
Przeciwnicy Putina, głównie z ruchu "O uczciwe wybory", zorganizowali wczoraj manifestację na placu Puszkina. Najpierw planowano ją na placu Łubianka obok siedziby FSB, ale władze się na to nie zgodziły. Większość uczestników dotychczasowych protestów, tzw. błotnych, zamierzała mimo wszystko zjawić się w tym miejscu, ale ostatecznie organizatorzy manifestacji porozumieli się z merostwem Moskwy i przenieśli demonstrację. Zgromadziła ona około 20 tys. ludzi, którzy domagali się odejścia prezydenta elekta oraz powtórzenia nie tylko wyborów prezydenckich, lecz także grudniowego głosowania do Dumy. - Chcemy wolnych wyborów, chcemy zmian - nawoływał Michaił Kasjanow, były premier. Ogłoszono też rezolucję, w której napisano, że niedzielne wybory prezydenckie nie były wolne i uczciwe, a organy państwa robiły wszystko, żeby zapewnić zwycięstwo Putinowi.
Grupa aktywistów związana z walczącym o uczciwość w życiu publicznym blogerem Aleksiejem Nawalnym postanowiła zostać na placu Puszkina dłużej. Przygotowali namioty, aby je rozbić na skwerze przy pomniku poety. Zamierzali naśladować pikiety na Majdanie Niepodległości w Kijowie w 2004 roku. Na placu zostało ponad 500 osób, ale ten protest szybko i brutalnie rozpędziły jednostki OMON. Zatrzymano co najmniej 100 osób.
Centrum Moskwy w niedzielę i wczoraj przypominało jedno wielkie obozowisko policji i wojska. Wszędzie stały dziesiątki pojazdów policyjnych i wojskowych. Do stolicy ściągnięto posiłki z innych obwodów. Łącznie liczba funkcjonariuszy policji, OMON i żołnierzy wojsk wewnętrznych MSW wyniosła prawie 40 tysięcy. Okolice Łubianki, gdzie miała odbyć się nielegalna manifestacja, i siedziba Centralnej Komisji Wyborczej są zupełnie niedostępne.
Władimir Władimirowicz Putin urodził się 7 października 1952 roku w Sankt Petersburgu, wówczas Leningradzie. Na tamtejszym uniwersytecie ukończył w 1975 roku prawo, po czym rozpoczął służbę w KGB, gdzie zajmował się głównie kontrwywiadem. W latach 1985-1990 przebywał w komunistycznej NRD. Po tzw. puczu moskiewskim w sierpniu 1991 roku przeszedł do administracji cywilnej Petersburga, dochodząc do stanowiska wicemera. Ówczesny szef administracji prezydenckiej Anatolij Czubajs ściągnął Putina do Moskwy. Pełnił różne funkcje rządowe i w administracji kremlowskiej, przez trzynaście miesięcy kierował też FSB. Dzięki poparciu Czubajsa i Borysa Bieriezowskiego został w końcowym okresie rządów Borysa Jelcyna mianowany premierem, a prezydent ogłosił go kandydatem na swojego następcę. Wygrał wybory zarówno w 2000 roku, jak i w 2004 na drugą kadencję, za każdym razem już w pierwszej turze. Od 2008 roku pełnił urząd premiera.
Dla Rosjan jest przede wszystkim człowiekiem, który wyprowadził ich kraj z kryzysu gospodarczego i politycznego chaosu, przywrócił wiarę w Rosję jako mocarstwo. Ale także wprowadził ponownie wojska do Czeczenii (tzw. druga wojna czeczeńska). Operacje służb specjalnych po atakach na moskiewski Teatr na Dubrowce i szkołę w Biesłanie zakończyły się tragicznie. Te same służby prawdopodobnie odpowiedzialne są za zabójstwo Aleksandra Litwinienki. Marynarze Kurska zostali pozostawieni na swoim okręcie bez pomocy. Głośnym echem odbiła się rozprawa Putina z grupą oligarchów, w tym ze swoim byłym stronnikiem Borysem Bieriezowskim, który został zmuszony do emigracji. Gorszy los spotkał założycieli Jukosu Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa - obaj przebywają w więzieniach o zaostrzonym rygorze, niczym nieróżniących się od łagrów.
Ale rodacy Putina cieszą się z "rozpędzenia oligarchów", nie zważając na rosnącą potęgę grupy zarządzającej Gazpromem, Sbierbankiem i kilkoma innymi koncernami. Dla milionów Rosjan, szczególnie z prowincji, Putin jest przy tym po prostu jedynym kandydatem, którego codziennie widzą w państwowej telewizji, a życie polityczne opozycji, jej podziały ideowe i sylwetki liderów pozostają abstrakcyjnym mirażem. Stąd, jakkolwiek fałszerstwa na pewno podrasowały wynik premiera, posiada on spore rzeczywiste poparcie, dzięki któremu zostanie prezydentem na najbliższe 6 lat, do maja 2018 roku. Może też ubiegać się o kolejną kadencję, trwającą do 2024 roku.

Nasz Dziennik Wtorek, 6 marca 2012, Nr 55 (4290)


Autor: au