Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Puszka na szpital

Treść

Przez cały czerwiec w Krakowie trwać będzie akcja zbierania pieniędzy potrzebnych na budowę bloku operacyjnego i oddziałów intensywnej terapii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego na Prokocimiu. Ta jedna z największych i najbardziej prestiżowych placówek pediatrycznych w Polsce wymaga poważnej modernizacji. Lekarze zmuszeni są prosić o pomoc zwykłych ludzi, gdyż bez niej nawet najlepsi specjaliści nie będą w stanie ratować życia małych pacjentów, a środki z Narodowego Funduszu Zdrowia są niewystarczające.
- Nasza placówka przyjmuje chore dzieci z Małopolski, sąsiednich województw, w wielu przypadkach także z całej Polski. Zbudowana przed 40 laty najstarsza część szpitala, w tym sale operacyjne, oddziały intensywnej terapii i pracownie diagnostyczne, musi zostać w krótkim czasie zastąpiona nową. Obecnie nie jesteśmy w stanie zoperować wszystkich potrzebujących. Na nasze inwestycje nie ma pieniędzy w kasie państwowej. Nie możemy czekać na rozwiązania systemowe chorej organizacji opieki zdrowotnej w Polsce, nie mogą czekać na to nasi pacjenci - alarmuje dr hab. med. Maciej Kowalczyk, dyrektor szpitala.
W czerwcu w różnych instytucjach krakowskich ustawione będą puszki na datki, a 13 bm. przy kościołach zorganizowana zostanie zbiórka pieniędzy. Akcja "Ratuj z nami Szpital w Prokocimiu. Pomóż dzieciom, które cierpią" ma służyć wszystkim potrzebującym małym pacjentom z najcięższymi chorobami. W ciągu najbliższych 18 miesięcy musi tutaj powstać oddział intensywnej terapii i nowy blok operacyjny. W szpitalu brakuje powierzchni, wiele do życzenia pozostawia kwestia wentylacji, klimatyzacji czy układów kanalizacyjno-odpływowych. - Kilkanaście lat temu na oddziale intensywnej terapii i patologii noworodków było około 10 łóżek, obecnie liczba ta wzrosła dwukrotnie, nie zmieniła się natomiast powierzchnia. Przyjmujemy dzieci, które rodzą się nawet w 27. tygodniu życia wewnątrzmacicznego, ważą ok. 600 gramów. To, w jakich przebywają warunkach, ma zasadnicze znaczenie. Robimy wszystko, by ratować ich życie, balansując na granicy ryzyka, które wynika z zagęszczenia pacjentów. Trzeba pamiętać, że te noworodki nie mają żadnej odporności. Przy wystąpieniu jakiejkolwiek infekcji może ona się rozprzestrzenić na każdego pacjenta - wyjaśnia prof. Jacek Pietrzyk, kierownik I Kliniki Pediatrii.
Specjaliści podkreślają, że są już przemęczeni nieustannym zabieganiem o fundusze na bardzo ważne prace modernizacyjne. Chcą przede wszystkim ratować ludzkie życie.
Na intensywnej terapii przebywają dzieci przed zabiegami i po nich oraz przewlekle chore, które na stałe lub co kilka godzin muszą być podłączone do respiratora. To daje możliwość utrzymania ich przy życiu. Takich pacjentów jest około dziesięciu. Przez brak miejsca na intensywnej terapii niejedna operacja musi zostać przełożona. - Ze względu na brak miejsca tylko dzisiaj musieliśmy odwołać trzy operacje: jednego dziecka z wadą rozwojową i dwojga z nowotworami. By chociaż jeden z tych zabiegów mógł się odbyć w wyznaczonym terminie, trzeba było z intensywnej terapii przenieść pacjenta z pękniętą wątrobą jeszcze trochę krwawiącego. Lekarz nie powinien być postawiony w takiej sytuacji, kiedy musi ryzykować życie dziecka - przekonuje docent Adam Bysiek, kierownik Kliniki Chirurgii Dziecięcej.
Kilka miesięcy temu rozpoczęła się Akcja Odnowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu, jako forma uczczenia 25-lecia pontyfikatu Jana Pawła II. Zbiórka funduszy na budowę nowego bloku operacyjnego i oddziału intensywnej terapii to najnowsze przedsięwzięcie w jej ramach. Na inwestycję potrzeba ok. 20 mln zł. Są to pierwsze najważniejsze zadania, bez których realizacji nie będzie można skutecznie leczyć noworodków, dzieci z wadami wrodzonymi i chorobami nowotworowymi, ofiar wypadków oraz innych ciężkich zagrażających życiu schorzeń. W planach pozostaje również rozbudowa ośrodka radioterapii dla dzieci i dorosłych, a także poprawa warunków pobytu dla dzieci i ich rodziców. Muszą również znaleźć się pieniądze na zakup specjalistycznego sprzętu medycznego.
W ciągu roku w szpitalu wykonywanych jest ponad 4 tys. zabiegów operacyjnych, w tym blisko czterysta operacji na otwartym sercu. Rocznie hospitalizowanych jest tutaj 20 tys. dzieci.

Szykany zapłatą za sprzeciw
Tymczasem lekarze Porozumienia Zielonogórskiego (PZ) zarzucili wczoraj śląskiemu oddziałowi Narodowego Funduszu Zdrowia tendencyjność w wypowiadaniu umów ze świadczeniodawcami usług medycznych. Na Górnym Śląsku, zdaniem PZ, wymówienia dotyczą przede wszystkim liderów i działaczy Porozumienia, które przez szereg tygodni w ubiegłym i bieżącym roku toczyło spór z NFZ.
- Wypowiedzenia dostają liderzy PZ. Dla nas jest to jednoznaczne. Jeżeli urzędnik NFZ przychodzi na kontrolę i pyta, czy należymy do Porozumienia, to sprawa jest jasna. Działania te są skierowane przeciwko działaczom, a nie mają służyć kontroli. W zeszłym roku tego typu procedery się nie odbywały - powiedział nam Robert Sapa z Porozumienia Zielonogórskiego.
Podobne działania NFZ zostały zaobserwowane także w innych regionach kraju. I tak np. w Wielkopolsce, gdzie drobne błędy lekarzy wypisujących pacjentom sprzęt ortopedyczny Fundusz karał finansowo grzywnami w wysokości od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.
Lekarze negatywnie oceniają także półroczny okres działania ustawy ubezpieczeniowej. - Ustawa doprowadziła do krachu i załamania systemu. System informatyczny, który był zakupiony za potężne pieniądze, który miał udoskonalić pracę lekarzy, skutecznie ją sparaliżował - powiedział Sapa. W wielu województwach lekarze otrzymują zapłaty za pacjentów na podstawie listy z grudnia 2003 roku.
Porozumienie jest oburzone także faktem przekazania pieniędzy (około 10 mln zł), które wpłynęły do NFZ z tytułu dobrego bilansu ściągalności składek ubezpieczeniowych, na wynagrodzenia dla urzędników Funduszu. W odczuciu lekarzy, twórcy nowej ustawy ubezpieczeniowej są związani bezpośrednio z zagranicznym kapitałem, który chce przejąć tonące w długach polskie placówki medyczne.
Zdaniem PZ, także nowe rozwiązania ustawy o spółkach użyteczności publicznej spowodują upadek wielu szpitali. Stanie się tak, gdyż placówka, która musi statutowo realizować swoje działania wynikające z zapisów ustawy, jednocześnie musi działać w sposób ekonomicznie uzasadniony, czyli jak firma.
Małgorzata Bochenek, Marcin Austyn, Kraków



Gdzie jest Fundusz?
Barbara Korgul-Grzybek, rzecznik prasowy Małopolskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia:
Nie należy do kompetencji NFZ jakiekolwiek finansowanie inwestycji. Ustawa o NFZ określiła nasze zadania jasno: mamy tylko zakupić świadczenia dla ubezpieczonych, tylko i wyłącznie. Nie mamy żadnej możliwości i żadnych środków do przekazania na inwestycje czy remonty. Jest to w gestii tylko i wyłącznie organów założycielskich i właścicieli placówek. W przypadku placówki w Krakowie jest to więc rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dyrekcja szpitala, która kieruje placówką, powinna zabiegać o środki na inwestycje.

Doktor Ludwika Sadowska, Katolickie Stowarzyszenie Lekarzy Polskich:
To, co się dzieje, jest po prostu karygodne, w państwie prawa nie powinno to mieć miejsca. Mam na myśli to, że dyrektorzy placówek medycznych są zmuszani do zajęcia się organizacją zbiórek pieniędzy na kierowane przez nich placówki. A gdzie jest w takim razie Narodowy Fundusz Zdrowia, gdzie ta poprawa w systemie opieki zdrowotnej, którą obiecywał minister Leszek Sikorski? Teraz nie ma innego wyjścia, jak tylko liczyć na ludzi dobrej woli. I to do skutku. Jeżeli teraz ta szanowana i prestiżowa placówka nie zbierze pieniędzy, to trzeba próbować znowu. Trzeba pomóc tym placówkom przetrwać, uruchomić społeczne siły. Teraz nie ma już innego wyboru.

Doktor Krystyna Kieresińska-Klimczak z Uniwersyteckiego Szpitala w Krakowie, wiceprezes Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" Regionu Małopolska:
Żyjemy w nienormalnych czasach. To trzeba jasno powiedzieć. Żeby szpitale mogły dalej funkcjonować z zachowaniem dotychczasowego poziomu i standardów usług medycznych, muszą z własnej inicjatywy podejmować tak radykalne kroki, jak zbieranie pieniędzy do puszek. To samo w sobie nie jest niczym złym, przecież ma na celu ratowanie życia dzieci. Ale dlaczego zmusza się do tego prestiżowe placówki, które powinny być przecież utrzymywane z budżetu państwa? Dyrekcja powinna zajmować się organizacją usług, personelu, a nie być zmuszana sytuacją do inicjatyw, które mają łatać dziurę w chorym systemie polskiej opieki zdrowotnej.
not. AA
Nasz Dziennik 8-06-2004

Autor: DW