Pustynia ma swoje zagadki
Treść
Rozmowa z Markiem Dąbrowskim, motocyklistą Orlen Teamu
Za kilkanaście dni znów na czołówki wszystkich sportowych serwisów trafi Rajd Dakar, jak to się dzieje co roku. Czemu ta właśnie impreza wywołuje takie emocje i cieszy się tak wielkim prestiżem i mirem?
- Bo to rajd najtrudniejszy z trudnych, najbardziej ekstremalny i wyjątkowy. Przyciąga media, bo w szaleńczej jeździe przez pustynię jest coś niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju. W Dakarze startują sami najlepsi, przygotowują się do niego przez cały rok, praktycznie od momentu ukończenia... poprzedniej edycji. Choć w ciągu roku startujemy w mistrzostwach świata, różnych innych poważnych zawodach, wszyscy cały czas myślimy właśnie o Dakarze.
Dakar to większe wyzwanie dla organizmu czy głowy?
- Kiedyś myślałem, że dla psychiki, ale dziś wiem, że najciężej jest po kontuzji. Oczywiście, jest wielkim wyzwaniem, trzeba przecież znieść kilka tygodni, praktycznie bez snu, ciągłej walki z pustynią i samym sobą, swoimi słabościami. Trasa biegnie niby przez te same miejsca w Mauretanii czy Maroku, ale z roku na rok jest trudniejsza. Z drugiej strony nieustannie doskonalony jest sprzęt, te dwie sprawy są ze sobą nierozerwalnie połączone. Niektórzy uważają, że równie dużo, co od człowieka, zależy właśnie od sprzętu. Nie do końca się z tym zgodzę, bo można kogoś obdarować np. najlepszym motocyklem, ale nie zdoła on pokonać wydm, skał czy innych "atrakcji" przygotowanych przez pustynię. Człowiek jest zatem najważniejszy, ale oczywiście chcąc myśleć o walce o najwyższe cele, musi nie tylko umieć odnaleźć się w specyfice Dakaru, ale i mieć do dyspozycji najlepszy z możliwych sprzęt. Ja na przykład teraz wiem, że nie będę w stanie włączyć się do rywalizacji o czołowe pozycje. Kontuzje, problemy zdrowotne zrobiły swoje, dlatego pojadę bardziej dla zespołu niż dla siebie. Nie chcę nawet mówić o wyniku, zależy mi bardziej na ukończeniu zawodów. W normalnej sytuacji celem byłaby dziesiątka.
Co człowiek myśli, gdy jedzie samotnie kilkaset kilometrów przez pustynię, a wokół nie ma nic poza piaskiem, skałami?
- Jeśli jest pewny i wie, co robi, czyli obliczenia z jego wskaźników nawigacyjnych i mapek zgadzają się z tym, co widzi dookoła, wówczas nie myśli o niczym innym, jak o walce o dobry wynik. Po prostu kocha to, co robi, i nie ma żadnego problemu. Gorzej, gdy ktoś się pogubi, wtedy w głowie zaczynają się prawdziwe kłopoty. My nie mamy bowiem do dyspozycji pełnej nawigacji, system namierza nam kolejny punkt, dopiero kiedy się do niego zbliżymy na trzy kilometry. A między punktami bywa 200-300 km odległości.
Jak wytrzymać wszystkie obciążenia Dakaru, ten brak snu, ekstremalne warunki?
- Myślę, że trzeba być do niego stworzonym. To brzmi jak truizm, ale jest podstawą. Jeśli ktoś chce walczyć o miejsce w czołowej dwudziestce, trzydziestce, musi całą swą sportową karierę ukierunkować na Dakar. Nie może podejść do niego jak do kolejnej przygody bądź trofeum do zdobycia. Dakar to lekcja pokory, nauka samego siebie.
A jak jechać, by walczyć o wspomniane miejsce w dziesiątce?
- Od początku do końca na pełny gaz, bez zastanawiania się, równo, w dobrym tempie. Nie można za bardzo myśleć, co może się zdarzyć, z drugiej strony trzeba uruchomić wyobraźnię i gdy sytuacja tego wymaga, potrafić zwolnić. Jak wszystko wyjdzie, każdy element ułoży się w całość - można marzyć o pierwszej szóstce. Niewielki, naprawdę drobny błąd pozwala pozostać w dziesiątce. W ten sposób pojedzie 30-40 zawodników. Kto z nich będzie miał więcej szczęścia, ukończy rajd na lepszej pozycji. Komu go zabraknie - będzie niżej.
Dakar to także mnóstwo wspomnień, przeżyć. Gdyby mógł się Pan zdecydować na jedno wyjątkowe, to co by to było?
- Jeśli chodzi o kwestie czysto sportowe, to moje dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej. To naprawdę fantastyczny wynik, najlepszy w historii startów Polaków w tej imprezie. Ale czymś wielkim i niezapomnianym jest samo pokonywanie Sahary. Trzeba pamiętać o respekcie wobec pustyni i... nie podziwiać za wiele widoków, bo najdrobniejszy błąd może drogo kosztować. Podczas Dakaru możemy poznawać miejscową ludność, jej zwyczaje, wyjątkowość. Ale gdybym miał wybrać jedno konkretne wspomnienie... Czasami można spotkać na pustyni samotnie idącego człowieka i to jest dla mnie jej największa zagadka. Karawany, piach, skały są czymś normalnym, nie dziwią. Ale samotny człowiek pośrodku niczego, zmierzający w nieokreślonym kierunku, gdy w promieniu 200 km nie ma najmniejszej nawet osady - to jest niesamowite, to jest ta zagadka, fenomen.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-12-28
Autor: wa