Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Puchar UEFA: Lech gra o awans

Treść

Piłkarze Lecha Poznań staną dziś przed historyczną szansą awansu do 1/8 finału Pucharu UEFA. Aby ten cel zrealizować, podopieczni trenera Franciszka Smudy będą musieli pokonać w wyjazdowym spotkaniu Udinese Calcio, co nie wydaje się zadaniem przekraczającym ich możliwości. Tydzień temu w stolicy Wielkopolski w pierwszym spotkaniu obu drużyn padł remis 2:2.

A jeszcze w 80. minucie tego spotkania wszystko zdawało się być rozstrzygnięte. Włosi prowadzili bowiem 2:0, a taki wynik praktycznie zapewniałby im końcowy sukces. Tymczasem poznaniacy zdecydowali się na piorunujący finisz, wyrównali, w ostatnich sekundach mogli nawet zadać cios decydujący. To się im nie udało, ale nierozstrzygnięty rezultat pozostawił kwestię awansu otwartą. Niby w korzystniejszej sytuacji są gospodarze, którym do szczęścia wystarczy niski remis (0:0 lub 1:1), poznaniacy muszą zwyciężyć (mogą też zremisować 3:3, ale liczyć na taki wynik za bardzo nie ma sensu). Czy to realne? Jak najbardziej. Udinese co prawda gra w Serie A, a to samo w sobie budzi emocje i szacunek, ale nie jest żadną wielką drużyną. Włosi, kiedy przeciwnik nie pozwala im rozwinąć skrzydeł, mają ogromne problemy z narzuceniem swoich warunków, zdecydowanie przyciśnięci się gubią, co pokazał choćby pierwszy pojedynek w Poznaniu. Gdyby nie brak szczęścia, dobrze interweniujący Samir Handanović lechici mogli przecież strzelić nawet cztery bramki i oby tylko potrafili przynajmniej tak samo zagrać dziś. - Wynik 2:2 nie był dla nas najlepszy, ale nie był też zły. Ważne, że Włosi nie będą mogli skupić się tylko na obronie bezbramkowego wyniku, bo byłaby to taktyka zgubna. Zaatakują, my postaramy się to wykorzystać - przekonuje Smuda. Trener Lecha przez ostatnie dni przeżywał ciężkie chwile, nasłuchując z niepokojem informacji z gabinetów lekarskich. Podczas niedzielnego sparingu z Koroną Kielce doznał urazu Sławomir Peszko i przez moment wydawało się, że w ogóle do Italii się nie wybierze. Postawiony na nogi sztab medyczny i masażyści robią jednak wszystko, by zawodnik mógł pojawić się na boisku, i tak też się zapewne stanie. Dynamiczny pomocnik będzie z pewnością wzmocnieniem drużyny, pamiętajmy, że w Poznaniu nie zagrał z powodu nadmiaru żółtych kartek i jego nieobecność była odczuwalna. Smuda drżał także na wiadomość o stanie Roberta Lewandowskiego. Reprezentacyjny napastnik rozciął skórę na stopie w pierwszym meczu z Udinese, nie wystąpił w spotkaniu z Koroną, na szczęście nie ma obaw, by nie mógł pomóc kolegom dziś. Trener może odetchnąć. Wychodzi zatem na to, że Smuda wystawi najsilniejszy skład, co cieszy.
Poznaniaków czeka trudne zadanie, co do tego wątpliwości nie ma nikt. Włosi będą mieli przewagę własnego boiska, dodajmy - dużo przyjaźniejszego piłkarzom niż murawa w Poznaniu. Tydzień temu warunki do gry w stolicy Wielkopolski były koszmarne, padał śnieg, piłka nieraz wyczyniała harce i ciężko było nad nią zapanować. Dziś będzie pod tym względem dużo lepiej, prognozy pogody zakładają, iż w porze spotkania słupek rtęci pokaże kilka stopni powyżej zera. Włosi narzekali, że w Poznaniu nie mogli wykorzystać swej przewagi technicznej, ale lechici pod względem wyszkolenia też prezentują się ponadprzeciętnie, zatem i ich ucieszy dobrze przygotowana, zielona murawa. - Tydzień temu rywale pokazali nam, na czym polega ostra, agresywna europejska piłka, na pograniczu brutalności. Moi piłkarze wyszli z tego pojedynku mocno poobijani, ale przynajmniej zyskali nowe doświadczenie i boiskową mądrość - powiedział Smuda. Szkoleniowiec liczy, że jego podopieczni zagrają odważnie, zdecydowanie, nie cofną nogi, postawią się przeciwnikowi. To będzie pierwszy klucz do sukcesu. Kolejny - stałe fragmenty gry, mozolnie szlifowane przez ostatnie dni. Lech posiada kilku piłkarzy wykonujących je doskonale (na czele z Semirem Stiliciem), co może odegrać ogromną rolę. Aby jednak myśleć o sukcesie, lepiej niż przed tygodniem będzie musiała zagrać cała poznańska defensywa. W pierwszym meczu pozwalała rywalowi na zbyt dużo. - Trzeba zagrać konsekwentnie, zabezpieczyć dostęp do własnej bramki, no i przede wszystkim jej nie stracić. Sami musimy stworzyć sobie sytuacje, wykorzystać je, a najlepiej pierwszą, by ustawić spotkanie - dodaje Bartosz Bosacki, obrońca "Kolejorza".
Pewne, że lechitów czeka trudne zadanie, ale jego realizacja nie przekracza ich możliwości. Czy im się uda, przekonamy się najwcześniej około godziny 22.30, gdy - o ile nie dojdzie do dogrywki - potyczka się zakończy.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-02-26

Autor: wa