Pseudoświęta misja
Treść
Z prof. Miguelem Ángelem Belmontem z Uniwersytetu Abat Oliba CEU w Barcelonie rozmawia Łukasz Sianożęcki
Czy myśli Pan, że Baskowie zachęceni precedensem Kosowa również zechcą ogłosić niepodległość, nie licząc się ze zdaniem Madrytu?
- Baskowie na przestrzeni całego XX wieku, podnosząc coraz to nowe żądania, próbowali powoływać się na każdy kraj europejski, który w danym momencie wybijał się na niepodległość. Najpierw była to Irlandia, potem Polska. Na początku lat 90. Litwa, a dziś Czarnogóra czy Kosowo. Przy tym fakt, że historia każdego z tych krajów jest zupełnie inna, dla Basków nie stanowi żadnego problemu. Rządzący nacjonaliści doskonale wiedzą, że ich kraj jest podzielony na tych, którzy będą wspierać separatyzm, i na tych, którzy będą mu przeciwni. Niestety, ich nacjonalizm jest często tak irracjonalny, że nie można odrzucić możliwości, że jednostronna deklaracja niepodległości może zostać ogłoszona.
Jakimi możliwościami dysponują Baskowie, aby doprowadzić do secesji.
- Formalna secesja wcale nie musi być potrzebna. Słabość obecnego hiszpańskiego rządu pozwala im osiągnąć tak wysoką autonomię, która wkrótce może osiągnąć poziom całkowitej niepodległości. Takie formalne odłączenie Kraju Basków jest obecnie niemożliwe z kilku powodów. Kraj ten jest zbyt mały i ma zbyt małą liczbę ludności, aby sprostać obecnym wyzwaniom gospodarczym i ekonomicznym, zwłaszcza w obliczu całkowitego bojkotu ze strony Hiszpanii i Francji.
Czy według Pana, jakieś kraje mogłyby jednak uznać formalne państwo Basków? Dlaczego mogłyby to uczynić?
- Jeśli hiszpański rząd umiejętnie objaśni opinii światowej prawdziwą sytuację w Kraju Basków, nie jest możliwe, by jakiekolwiek znaczące państwo uznało niepodległość takiego hipotetycznego państwa. Oczywiście działania różnych sił zewnętrznych czy grup nacisku mających tam swoje ciemne interesy mogą doprowadzić do nieoczekiwanych sytuacji.
Jakie to kraje mogą skorzystać, jeśli doszłoby do oddzielenia się baskijskiej prowincji?
- Dziś Kraj Basków uznają tylko dwa kraje - Kuba i Wenezuela. Lecz robią to tylko i wyłącznie ze względów ideologicznych. Ekonomicznie nie znajduję nikogo, kto mógłby czerpać zyski z takiej secesji. Czasem jednak niektórzy politycy dają się porwać baskijskiej ideologii pseudoświętej misji i w imię nacjonalizmu są gotowi posuwać się do naprawdę desperackich i absurdalnych kroków, lecz chyba jedynie po to, by sięgnąć po władzę w tym regionie. Należy jednak z całą mocą podkreślać, że metody stosowane przez skrajnych lewicowych działaczy baskijskich (a ci są najaktywniejsi w polityce) są prawie zawsze nieuczciwe, przewrotne i niehonorowe. Ich polityka przyniosła już wiele szkód hiszpańskim obywatelom. A twierdzenie, że ci Baskowie, którzy nie dążą do oddzielenia się prowincji, nie kochają swojego kraju, jest nieprawdą. Fundamenty lewicowego nacjonalizmu nie są budowane na miłości do Kraju Basków, lecz na nienawiści do Hiszpanii.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-07-05
Autor: wa