Przywódca Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD) Udo Voigt wezwał wczoraj do rewizji granic z Polską.
Treść
Domagamy się Niemiec w historycznych granicach - oświadczył na pierwszej konferencji prasowej po wyborach lokalnych, w wyniku których NPD wprowadziła sześciu posłów do władz dwu landów niemieckich. Przedstawiciel rządu RFN skrytykował wypowiedzi Voigta. Zapowiedział też podjęcie działań zmierzających do delegalizacji partii.
- Mówimy: nic nie jest uregulowane, dopóki wszystko nie zostało uregulowane. Niemcy nie podpisały dotychczas uregulowania pokojowego ze zwycięzcami II wojny światowej. Problem graniczny powinien zostać uregulowany właśnie w tym traktacie - tłumaczył Voigt, cytowany przez Polską Agencję Prasową.
Jednocześnie zaznaczył, że jego partia znajduje się obecnie w opozycji i dlatego nie porusza na razie tego tematu. Nie pozostawił jednak wątpliwości co do tego, jakie są zamiary jego partii. - Gdy przejmiemy odpowiedzialność rządową, wtedy ostatecznie uregulujemy to, co nieprawnie zabrano Niemcom. Zobaczymy wtedy, jak będą wyglądać granice - groził Voigt.
Dla polityków NPD nie są ważne aktualne regulacje dotyczące granic. Zdaniem szefa NPD, traktat 2+4 nie zakończył ostatecznie kwestii granic, ponieważ nie przywrócił Niemcom pełnej suwerenności. Traktat ten podpisali 12 września 1990 roku w Moskwie ministrowie spraw zagranicznych USA, Wielkiej Brytanii, Francji, ZSRS, RFN i NRD. W jego następstwie Polska i Niemcy podpisały 14 listopada 1990 roku traktat o potwierdzeniu istniejącej granicy. NPD domaga się także aneksji innych terenów - w Austrii, Czechach, Rosji i Włoszech.
Rzecznik rządu Niemiec Ulrich Wilhelm oświadczył w reakcji na żądania NPD, że władze w Berlinie nie utożsamiają się w żadnym stopniu z tym, co powiedział Udo Voigt. Dodał, że w przyszłym tygodniu ma dojść do spotkania ministra spraw wewnętrznych Niemiec Wolfganga Schaeublego z szefem klubu parlamentarnego SPD Peterem Struckiem. Politycy mają mówić o możliwości dokonania ponownej próby delegalizacji NPD.
Anonimowy przedstawiciel MSZ tłumaczy, że "mamy traktat graniczny z Niemcami, ratyfikowany przez Bundestag". - Jako MSZ będziemy reagować dopiero, gdyby przedstawiciele NPD wszczęli jakieś procedury lub zgłosili konkretne wnioski sprzeczne z polskimi interesami - stwierdził nasz rozmówca, prosząc o zachowanie anonimowości.
W odpowiedzi na rewizjonistyczne i antypolskie wypowiedzi neofaszystów z NPD Liga Polskich Rodzin proponuje uznanie posłów tej formacji za persona non grata w Polsce. Wypowiedzią szefa NPD oburzony jest też Marian Piłka (PiS), zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. - Myślę, że należy oczekiwać zdecydowanej reakcji ze strony rządu na tego typu deklaracje - podkreśla poseł PiS.
Władze Polski czekają na reakcje Niemiec. Polskie MSZ nie chciało wczoraj oficjalnie komentować tej sprawy. Wysoko postawiony urzędnik resortu powiedział nieoficjalnie, że Polska nie zamierza podejmować żadnych kategorycznych kroków w związku z wypowiedzią przedstawiciela NPD. Z pewnością nie wezwie ambasadora Niemiec w celu złożenia wyjaśnień. - Nic nie możemy zrobić. NPD to oficjalnie działająca partia, tak orzekł Federalny Trybunał Konstytucyjny. Nie została zdelegalizowana z powodu błędów popełnionych przez Trybunał - tłumaczy.
Choć politycy NPD przekonują wyborców, że chcą działać pokojowo, nie ma żadnych wątpliwości, że przedstawiciele tego ruchu już teraz dopuszczają się przemocy. Jeszcze podczas nocy wyborczej z niedzieli na poniedziałek grupa zaproszonych przez partię "gości" pobiła i brutalnie usunęła poza teren siedziby kamerzystów telewizyjnych.
Mimo że minęło już kilka dni od ogłoszenia wyników wyborów do parlamentów niemieckich krajów związkowych, władze Niemiec wydają się ignorować problem.
Wielu obserwatorów, także w Niemczech, zadaje sobie pytanie, dlaczego ponad 60 lat po II wojnie światowej zwolennicy nazizmu znów są demokratycznie wybierani do organów legalnej władzy.
Prowadzący kancelarię adwokacką w Berlinie mecenas Stefan Hambura tłumaczy, że w Niemczech można zakazać działalności partii politycznej, jeśli jest ona niezgodna z art. 21 ustęp 2 konstytucji. Oznacza to, iż doszłoby do tego wówczas, gdyby członkowie danej partii dopuścili się wystąpień godzących w wolnościowo-demokratyczny ład państwa niemieckiego.
Mecenas Hambura uważa, że to, iż obecnie jeszcze nie doprowadzono do zmiecenia NPD ze sceny politycznej, może być spowodowane świadomą strategią wobec tej partii prowadzoną przez inne siły polityczne w Niemczech. Obecność partii w przestrzeni publicznej i jawność jej działań ma - według nich - paradoksalnie doprowadzić do jej samounicestwienia. Gorzej byłoby - tłumaczy tę strategię mecenas Hambura - gdyby po osiągnięciu takiego wyniku wyborczego wskutek delegalizacji partia mogła posługiwać się zakazem, by odgrywać rolę ofiary.
Mecenas przypomina, że władze RFN już próbowały zdelegalizować NPD. Procedury sądowe wstrzymano w marcu 2003 roku, po umorzeniu postępowań przez Trybunał Konstytucyjny ze względu na brak odpowiedniej większości wśród sędziów Trybunału. Uznano wówczas, że nie ma wystarczających dowodów popełnienia przestępstwa. Trzeba jednak przypomnieć, iż właśnie wtedy wybuchła afera związana z ujawnieniem informacji, że władze miały agenta w tej partii, w związku z czym dowody były podważane jako spreparowane.
Politycy NPD tymczasem nie próżnują. Poprzez wytrwałą agitację, kontakt ze środowiskami małych miasteczek i wsi zaczęli w końcu kojarzyć się części elektoratu jako siła "oswojona". Potwierdza to badacz ruchów ekstremistycznych Toralf Staud, który zbierał dowody na to, że wyborcy w tym przypadku mieli całkowitą świadomość tego, że głosują na neonazistów. Oddawali swoje głosy, mówi Staud, jednocześnie uznając, że to nie ten sam nazizm jak za czasów wojny i że NPD "może uda się coś wreszcie zmienić".
Dlatego część ekspertów uważa, że dotychczasowa polityka wobec NPD poniosła klęskę i czas zacząć stanowczo działać. Profesor nauk politycznych Hajo Funke z Wolnego Uniwersytetu Berlin podkreśla, że demokratyczne niemieckie środowiska polityczne nie mogą już ignorować tej neofaszystowskiej partii, ale powinny zdecydowanie się z nią rozprawić.
Wyraźnym ostrzeżeniem powinien być fakt, że w niektórych wioskach okręgów Uecker-Randow i Ostvorpommern na NPD oddano do 40 procent głosów. W takich miejscach - komentuje profesor - działalność innych partii demokratycznych pozostawiała wiele do życzenia. Oddały one pole NPD, która najwyraźniej skutecznie oddziaływała na sfrustrowanych, często bezrobotnych i zawiedzionych wyborców.
Maciej Marosz, Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2006-09-22
Autor: wa