Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przywieźć medal z Pekinu

Treść

Rozmowa z Przemysławem Miarczyńskim, reprezentantem Polski w żeglarskiej klasie rs:x Jaki nastrój na miesiąc przed rozpoczęciem igrzysk w Pekinie? - Bardzo dobry. Obecnie trenujemy w Polsce, jeszcze przez kilkanaście dni zajęcia będą dość ciężkie, potem zejdziemy z obciążeń, by podczas zawodów być nie tylko optymalnie przygotowani, ale też świeży, wypoczęci. Niedawno otrzymałem nową deskę olimpijską, zatem wszystko przebiega zgodnie z planem, oby tak dalej. Deska różni się od dotychczas używanych? - W zasadzie nie. Producent postanowił po prostu wypuścić olimpijską serię, laik może stwierdzić, że różni się wyglądem, ma inną szatę graficzną, ogólnie jednak jakichś zmian i nowości praktycznie nie ma żadnych. Od kilku dni deskę sprawdzamy, porównujemy i nie mam obaw, że tuż przed igrzyskami muszę ją dodatkowo poznawać i się przyzwyczajać. Jak zatem będzie w Pekinie? Z jakimi nadziejami wyruszy Pan do stolicy Chin? - Marzenia sięgają daleko - medalu. Ale czy uda się je zrealizować, nie wiem, to jest tylko sport. Kandydatów do podium jest kilku, a trzeba też pamiętać o tym, że igrzyska są specyficzną imprezą, podczas której zdarzały się wielkie niespodzianki. Mam świadomość tego, że jestem uważany za jednego z faworytów, mogę obiecać, że będę walczył z całych sił. Odpowiada Panu ta rola? - Na pewno łatwiej atakować z dalszych pozycji, nie skupiać na sobie uwagi mediów i kibiców. Ale cóż, wszyscy chcemy osiągać jak najlepsze rezultaty i nie możemy narzekać, że nagle wywierana jest na nas dodatkowa presja. Czuję ją, nie ukrywam, gdzieś podświadomie wiem, że powinienem zdobyć medal, ale staram się o tym za bardzo nie myśleć, tylko robić swoje na zgrupowaniach. Co Pan pomyślał, gdy zobaczył Pan plagę alg na olimpijskim akwenie? - Zacznę od tego, że mieliśmy ogromne szczęście, bo skończyliśmy rekonesans tuż przed pojawieniem się alg na olimpijskim akwenie. Tydzień później praktycznie nie dało się już pływać, ludzie byli ewakuowani z wody, działy się naprawdę dziwne i straszne rzeczy. Gdy się wpadnie w taką zieloną płachtę, trudno się z niej wydostać, można uszkodzić łódkę itd. Z pewnym niepokojem obserwuję to, co teraz się dzieje, bo nie wyobrażam sobie, by regaty mogły zostać przeniesione w inne miejsce. Na miejscu jest już gotowa żeglarska wioska olimpijska, specjalny port. Co jednak jeśli natura okaże się nie do pokonania? - Nie, nie, to niemożliwe. Pewnie, obserwując zmagania Chińczyków, którzy wyławiają algi grabiami z kutrów, mam obawy, bo to syzyfowa praca (na miejsce usuniętych pojawiają się następne), ale muszą sobie poradzić. Wyobraża pan sobie sytuację, w której ktoś nagle nam przekaże, że zawody się nie odbędą, bo nie udało się pokonać plagi alg? Ja nie, bo to brzmi jak jakiś absurd. Najwyżej trasy zostaną ustawione w dalszej odległości od brzegów, gdzie da się normalnie pływać. Abstrahując już od zielonych glonów, co Pan może powiedzieć więcej o olimpijskim akwenie? - Jak już chyba wiadomo, cechuje go bardzo słaby wiatr, wiejący od trzech do dziesięciu węzłów, poza tym duża fala oceaniczna, silny prąd, spowodowany sporą różnicą poziomów wody. Niekiedy sięga powyżej 30 metrów na minutę, czyli gdybyśmy stanęli koło motorówki i nie płynęli, to za minutę i tak znaleźlibyśmy się 30 metrów dalej. To wszystko na pewno życia nam nie ułatwi, staramy się w tym kierunku ustawiać treningi. Niby to żadna nowość, ale spora przeszkoda. Słaby wiatr to dobra wiadomość dla żeglarzy mniejszych, lżejszych, Pan do takich raczej się nie zalicza. - No tak, jestem jednym z cięższych zawodników. Niemniej uważam, że już niejednokrotnie udowadniałem, iż nawet w takich niekorzystnych warunkach potrafię powalczyć. Staram się przygotowywać z głową, dbać o dietę, ale bez przesady, by się za bardzo nie osłabić. W przeszłości popełniałem już takie błędy, że przemęczałem się na zajęciach, dość radykalnie odchudzałem i potem nie miałem siły i ochoty na ostrą walkę. Serce chciało, organizm strajkował. Teraz staram się wszystko wypośrodkować, by trafić idealnie. A przy okazji wierzę, że jednego, drugiego dnia może jednak trochę powieje... Jak sobie Pan poradzi, gdy tych podmuchów jednak zabraknie? - U nas ogromne znaczenie ma start. 36 osób rozpoczyna rywalizację w jednej linii, pod wiatr, wszyscy ruszają na sygnał i w tej początkowej fazie nie można sobie pozwolić na najdrobniejszy błąd. Ja muszę świetnie taktycznie rozgrywać halsówkę. Biorąc pod uwagę fakt, że jestem trochę wolniejszy od rywali, muszę żeglować w odpowiednią stronę, żeby optymalnie wyczuwać zmiany wiatru. Wszystko to będzie wymagało ogromnej pracy fizycznej, zatem zdecyduje przygotowanie. Nie może mi zabraknąć siły. Na igrzyskach ogromną rolę odegra umiejętność koncentracji, wyciszenia się. Nawet najlepsi potrafią zapomnieć o jakimś szczególe przy stresie, trzeba zatem dbać, by to się nie wydarzyło. Łatwo powiedzieć - wiem. Niby każdy z nas będzie chciał podejść do olimpiady jak do innych, zwykłych zawodów, ale czy będzie to możliwe? Nie mam pojęcia. Żeglarstwo to Pana zawód czy pasja? - Jedno i drugie. Lubię popływać też na innych deskach, nie tylko klasy rs:x, i nie tylko zawodowo, także rekreacyjnie. To moje hobby, sposób na spędzanie wolnego czasu i sposób na wyciszenie. Bardzo mi odpowiada ten stan, gdy odbijam się od brzegu i jestem na wodzie sam ze sobą, to doskonała okazja na złapanie oddechu, poczucie powiewu wolności i obcowania z naturą. Tu nie ma silników, elektroniki, tylko człowiek, natura i osobliwa zależność między nimi. Poza tym windsurfing to nieustanne myślenie, człowiek wypatruje wiatru, potem zastanawia się, jak go optymalnie wykorzystać. Skoro to również Pana pasja, może ułatwi ona odnalezienie się w olimpijskim stresie? - Byłoby pięknie, ale chyba zbyt pięknie. Z jednej strony specyfika igrzysk, z drugiej - słabe wiatry, niezbyt korzystny prąd - przeszkód będzie sporo. Nie mam jednak zamiaru narzekać na koniec, czekam na olimpiadę z ogromnymi nadziejami i wierzę, że uda mi się na niej zrealizować swoje marzenia. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz - Przemysław Miarczyński urodził się 26 sierpnia 1979 roku. - Przygodę z żeglarstwem rozpoczął w wieku 4 lat, sześć lat później zapisał się do Sopockiego Klubu Żeglarskiego, którego barwy reprezentuje do dzisiaj. - Jest pierwszym Polakiem, który wywalczył tytuł mistrza świata w klasie Mistral. W 2003 r. w Kadyksie zdominował zawody w niespotykanym stylu, wygrywając aż osiem spośród jedenastu wyścigów. - Rok później został mistrzem Europy i wicemistrzem świata, ale nie spełnił swego marzenia i nie zdobył olimpijskiego medalu. W Atenach uplasował się na piątym miejscu. - Po igrzyskach w stolicy Grecji Mistral w olimpijskim programie zastąpiła nowa klasa: rs:x. - W 2006 r. już w rs:x zajął trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Przed rokiem został mistrzem Europy, w 2008 r. uplasował się w tych zawodach na trzecim miejscu. - Na igrzyskach w Pekinie wystąpi obok Zofii Klepackiej. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-07-10

Autor: wa