Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przyklejeni do Bundesbanku

Treść

Z przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego Stanisławem Kluzą, szefem sejmowej Komisji Gospodarki Maksem Kraczkowskim i członkiem sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej Tomaszem Górskim rozmawia Wojciech Wybranowski

Czy polskie rynki finansowe i instytucje nadzoru mogą zostać podporządkowane mieszczącemu się w Niemczech Europejskiemu Bankowi Centralnemu.
Stanisław Kluza: - Na pewno jest to temat, który wymaga badań. Powinni się tym w pierwszej kolejności zainteresować politycy. Kwestia wiąże się z tym, że niemal wszędzie w Europie wprowadza się nadzór finansowy zintegrowany, to wynika z pewnej pragmatyki interesów danych krajów... Pytanie tylko, czy powinien być integrowany rozłącznie, niezależnie, czy - jak sugerują nasi zachodni sąsiedzi - w ramach Europejskiego Banku Centralnego.

Maks Kraczkowski: - Dokładnie tak. Mamy na świecie jeszcze tylko kilka krajów, w Europie, gdzie nastroje są niezintegrowane i cały proces idzie bardzo wolno. Często wynika to z pewnego rodzaju kłótni politycznych, m.in. we Włoszech, Francji, w Hiszpanii. Tam to się dzieje wolniej. Natomiast nadzory finansowe integrowane były najczęściej w sposób rozłączny, samodzielny, tak jak to miało miejsce np. w Wielkiej Brytanii, tak zaczęto ten proces w Niemczech. Problem rozpoczął się od tego, że w Niemczech, we Frankfurcie, został umiejscowiony Europejski Bank Centralny i wtedy zauważono, że istnieje pewna możliwość, iż gdyby przekonać resztę Europy do faktu, że słusznym byłoby integrowanie nadzorów finansowych przy bankach centralnych, to wówczas w rezultacie można by przekonać do wciągnięcia do banku centralnego tego drugiego ogniwa: polityki pieniężnej i polityki ostrożnościowej i nadzorczej.

Rozumiem, że sytuacja, w której Europejski Bank Centralny zlokalizowany jest we Frankfurcie, może prowadzić do tego, że cały system finansowy UE i jego nadzór de facto będzie scentralizowany w Niemczech?
M.K.: - Takie zagrożenie istnieje i jest bardzo poważne. Strona niemiecka od czasu zlokalizowania EBC we Frankfurcie mocno przekonuje do tego instytucje krajów, w których reforma nadzoru finansowego jeszcze nie została zakończona. Jeżeliby pójść natomiast inną drogą, wynikającą z rekomendacji Parlamentu Europejskiego mówiącej o autonomii, to wówczas w przypadku powstania zintegrowanego nadzoru europejskiego - mówimy tutaj o przyszłości - to na pewno nie byłby on ulokowany w Niemczech, byłby bowiem rozłączny od banku centralnego. I w tym zawiera się sedno sprawy. A więc dzisiaj w interesie narodowym Niemiec jest to, żeby nadzory finansowe poszczególnych krajów integrować przy Europejskim Banku Centralnym mieszczącym się w Niemczech i żeby zachęcać i namawiać inne kraje, aby to robiły.

Tomasz Górski: - A jak silne jest niemieckie lobby w tej sprawie, wskazuje fakt, że kilka krajów udało im się do tego przekonać. Namówili m.in. Czechów, Słowaków i Estonię. Warto te wydarzenia zauważyć i zanalizować, odpowiadając sobie na pytanie, czy to, co jest w interesie narodowym Niemiec, jest również w interesie narodowym Polski. Myślę, że jest to pytanie do bardzo poważnej refleksji.

Jakie zagrożenia płyną z tego tytułu dla polskich rynków finansowych, dla ich stabilności? O ile w ogóle można mówić o zagrożeniu?
M.K.: - Są dwa obszary zagrożeń. Pierwszy wynika z tego, że w przypadku podległości nadzoru finansowego pod bank centralny nie mamy rozłączności polityki pieniężnej i polityki nadzorczej. Warto sobie przypomnieć w tym kontekście czasy Leszka Balcerowicza. Wówczas polityka nadzorcza była podporządkowana polityce pieniężnej. A więc jeżeli mamy dwie rozdzielne polityki, a one są scentralizowane w tym samym ręku, to ta ręka musi się zastanowić, co jest ważniejsze. Niestety, bank centralny zawsze będzie uważał, że ważniejsza jest stopa procentowa i polityka pieniężna, zatem zawsze będzie wykorzystywał nadzór, by robić go w sposób gorszy, bardziej nieudolny i nieudaczny kosztem ostrożności sektora finansowego. A drugi obszar z punktu widzenia polskich rynków finansowych wiąże się z naszym interesem narodowym i z pytaniem, czy rzeczywiście polski nadzór finansowy powinien podlegać niemieckiemu bankowi centralnemu.

Poseł Tomasz Górski mówił o bardzo silnym lobby niemieckim, które zachęca do podporządkowania nadzorów finansowych Europejskiemu Bankowi Centralnemu. W jaki sposób się przed tym bronić, przeciwstawiając skłóconych polskich polityków, którzy nawet o "pierwiastek" nie potrafili skutecznie powalczyć?
T.G.: - Są trzy etapy obrony. Pierwszy z nich to etap świadomości. Jeżeli nikt o tym nie wie, to może być ograny, zanim pojawi się na sali negocjacyjnej. Ale mówię tutaj o świadomości nie tylko obywateli Polski, ale również poruszenia tego problemu w rozmowach na szczeblach rządowych na poziomie międzynarodowym. Bo cała kwestia nie jest również w interesie innych krajów, takich jak Hiszpania, Szwecja, Włochy. A ponieważ nadzór nad rynkami finansowymi obejmuje obszary szersze niż tylko kwestie UE, bo na przykład w pewien sposób dotyczy to także Islandii czy Norwegii, krajów niebędących członkami UE, dlatego należy uświadamiać, że dla dobra każdego kraju, jego bezpieczeństwa finansowego i stabilności rynków finansowych, nadzór finansowy każdego kraju powinien być integrowany rozłącznie, nie zaś przy frankfurckim Europejskim Banku Centralnym. Druga sprawa to rola dziennikarzy, i to bynajmniej nie tych ekonomicznych, ale zajmujących się polityką, śledczych, którzy powinni demaskować i dotrzeć do materiałów źródłowych - na poziomie politycznym - jak wyglądały dyskusje i ustalenia na poziomie CDU-SPD. Pokazać, że to nie jest przypadek, że Niemcy najpierw tworzyli nadzór finansowy, integrowali, doszli do pewnego punktu i cofają się troszeczkę, i chcą go przykleić do Bundesbanku.

M.K.: - Trzeba też pokazać korzyści na poziomie międzynarodowym z niezależności polityki pieniężnej i nadzorczej. Każdego kraju, nie tylko Polski. I to jest rola ekonomistów, zrobienie odpowiednich analiz przez KNF czy niezależne instytucje badawcze, np. Fundację Adama Smitha. Trzeba też wypracować stanowisko polityczne w Polsce w tej sprawie.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-09-19

Autor: wa