Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przyjęcie euro do 2012 nierealne

Treść

Z prof. Andrzejem Kaźmierczakiem ze Szkoły Głównej Handlowej rozmawia Paweł Tunia

Panie Profesorze, coraz częściej słychać, również w sferach rządowych, m.in. w Ministerstwie Finansów, że powinniśmy przyjąć euro już w 2012 roku. Ale czy w Polsce są w ogóle dostępne rzetelne opracowania na temat korzyści i kosztów przyjęcia waluty UE?
- Problem euro nie jest dobrze rozpracowany w literaturze polskiej. Dlatego że badania, które prowadził NBP za prezesury pana Leszka Balcerowicza, niestety nie były badaniami rzetelnymi. One miały charakter jednostronny - zwracały uwagę przede wszystkim na korzyści z przystąpienia do strefy euro, nie pokazywały natomiast zagrożeń, jakie towarzyszą przyjęciu tej waluty. Zadaniem tych badań było udowodnienie z góry założonej tezy i dlatego badania te trzeba podjąć na nowo, ale tego niestety się nie czyni. Głosy dochodzące z kół rządowych mających wpływ na podjęcie decyzji o przystąpieniu do strefy euro są także jednostronne, opowiadające się za. Mam na myśli środowisko Ministerstwa Finansów. Trochę przedwcześnie sugeruje się decyzję, abyśmy w 2012 r. przyjęli euro.

Czy definitywnie można stwierdzić, że w 2012 r. nie będziemy gotowi na przyjęcie wspólnej waluty?
- Z całą pewnością ten termin będzie trudny do dotrzymania, ponieważ aby wprowadzić wspólną walutę, musimy najpierw wejść do europejskiego mechanizmu walutowego II, czyli musimy ustalić sztywny kurs złotego do euro, a z tym jest spory problem. Do tej pory nie udało się ustalić racjonalnego poziomu kursu złotego do euro, nie ma takich obliczeń. To wymaga przeanalizowania z punktu widzenia teorii parytetu siły nabywczej, jaki powinien być optymalny kurs złotego do euro, który przecież będzie usztywniony raz na zawsze, on już nie będzie mógł być zmieniony. Pamiętajmy, jeśli przystąpimy do euro, to już z tego nie będziemy mogli się wycofać. Właściwe określenie poziomu złotego do euro jest bardzo trudne, do tego stopnia, że w kołach naukowych nie wiadomo, jaki powinien być ten poziom. Obecny poziom kursu złotego w żadnym razie nie jest korzystny, bo złoty jest po prostu nadwartościowy i ustalenie sztywnej relacji, takiej jaka jest teraz, będzie pogarszało konkurencyjność naszych towarów.

Z jakiego jeszcze powodu powinniśmy opóźniać podjęcie decyzji o wejściu do strefy euro?
- W kwestii przyjęcia euro istnieje jeszcze ważniejsza sprawa, która moim zdaniem skłania nas do tego, aby opóźnić podjęcie decyzji o przystąpieniu poza rok 2012. Mianowicie istnieją bardzo duże różnice w fundamentalnym wskaźniku postępu gospodarczego, jakim jest wydajność pracy. Różnice wydajności pracy sprawiają, że ten dystans ekonomiczny, różnica w poziomie rozwoju między Polską a starą Unią się utrzymuje. Co więcej, obecnie obserwujemy nawet negatywne tendencje, jeśli chodzi o wzrost wydajności pracy w Polsce. Zatem dopóki nie nastąpi jakieś istotne zbliżenie w poziomie wydajności, dopóty nie powinniśmy rozważać przystąpienia do strefy euro, tylko je opóźniać. Dlatego termin 2012 r. jest moim zdaniem nierealny. Poza tym, jeśli chce się rozważać w pośpiechu przystąpienie do tej strefy, to niestety, trzeba na gwałt zmniejszać deficyt budżetowy, ciąć wydatki, a to będzie oznaczało prowadzenie polityki deflacyjnej, hamowanie wzrostu gospodarczego oraz wszystkie negatywne zjawiska antyrozwojowe łącznie z bezrobociem.

Często pojawiają się zarzuty, że zwlekanie z wprowadzeniem euro opóźni nasz rozwój...
- W granicach Eurolandu istnieje sprawnie funkcjonujący mechanizm rynkowy. Aby polskie przedsiębiorstwa utrzymały się na jednolitym europejskim rynku towarów i usług, konieczne jest ich wcześniejsze dostosowanie się do funkcjonowania w warunków mechanizmu rynkowego, a to z kolei wymaga utrzymania narodowej polityki gospodarczej, tak aby polskie firmy się wzmocniły. Przecież mechanizm rynkowy w UE funkcjonuje od wielu lat. Wobec tego ta młoda gospodarka rynkowa w Polsce nie może być rzucona na głębokie fale działania praw rynku w UE, gdzie w poszczególnych segmentach prosperują potężne firmy, które mogłyby zdominować nasze przedsiębiorstwa. Polska gospodarka musi dokończyć proces transformacji i stworzyć lepsze warunki do funkcjonowania polskich przedsiębiorstw na wolnym rynku UE, gdzie jest pełna swoboda wymiany nie tylko towarów i usług, ale również przepływów kapitałowych i ludzi.

Jakie działania należy w związku z tym podjąć?
- Muszą wzmocnić się polskie instytucje finansowe. Musimy stworzyć jakąś dużą polską instytucję, posiadającą duży kapitał i duże aktywa, zdolną do utrzymania się na olbrzymim rynku finansowym Eurolandu, która równocześnie będzie w stanie realizować politykę gospodarczą Polski, oczywiście w ramach prawa UE. Wokół narodowych, czy to prywatnych, czy państwowych koncernów pomyślnie będą funkcjonować małe i średnie rodzime przedsiębiorstwa kooperujące z dużymi podmiotami. W gospodarce globalnej istnieją bowiem korzystne warunki rozwoju dla małych i średnich przedsiębiorstw polskich.
Ale taką dużą grupę kapitałową trzeba stworzyć. Na razie jej nie ma, a rząd nie jest w stanie nawet wybrać prezesa banku PKO BP. Należy także zbudować w tych dziedzinach, które decydują o bezpieczeństwie ekonomicznym państwa, np. sektor energetyczny, narodowych konsorcjów, dobrze wyposażonych kapitałowo, które potrafią się obronić, a to wymaga lat. I stąd ten termin, który proponuje MF, a więc rok 2012, jest nierealny. Oczywiście kwestia przystąpienia do euro jest otwarta. Nie można z góry zakładać, że nie wolno nam przystępować do strefy euro, ale jednak nie w czasie, który proponuje resort finansów.

Można wskazać dzisiaj jakąś przybliżoną datę przyjęcia euro?
- Według mnie, powinniśmy mierzyć poza rok 2015. Nie ma co się spieszyć, bo ta decyzja jest nieodwracalna. Tym czynnikiem, który moim zdaniem decyduje o odłożeniu kwestii przystąpienia do strefy euro, są bardzo duże różnice między Polską a Eurolandem, jeśli chodzi o poziom wydajności pracy. Tylko jeśli ten poziom będzie zbliżony, to wówczas można mieć nadzieję - gwarancji nie ma - że polskie przedsiębiorstwa będą zdolne konkurować na jednolitym rynku UE. Proces dostosowawczy trzeba wydłużyć, trzeba poczekać, aby środki, które otrzymujemy z UE na dużą skalę, zaowocowały wyrównaniem poziomu gospodarczego poszczególnych regionów Polski.
Pragnę podkreślić, że Polska gospodarka powinna mieć charakter gospodarki otwartej, włączonej w procesy międzynarodowej wymiany handlowej, funkcjonującej w warunkach mechanizmu wolnej konkurencji. Tylko bowiem gospodarka rynkowa z pełnią swobód gospodarczych, niekrępująca sektora prywatnego jest zdolna do innowacji, do wymuszonego postępu technologiczno-organizacyjnego, do specjalizacji międzygałęziowej. Polska nie powinna zamykać się na procesy globalizacji, lecz powinna skutecznie dostosowywać się do wyzwań jej towarzyszących. Stworzenie warunków w pełni dojrzałej gospodarki rynkowej, w której wydajność pracy jest na poziomie zbliżonym do starej Unii, wymaga czasu. Dlatego najwcześniejszy termin przystąpienia do Eurolandu to rok 2015.

Argumentacja zwolenników przyjęcia euro wydaje się dosyć powierzchowna.
- To, co się podnosi w mediach, że po wejściu do strefy euro znikną koszty wymiany walut, koszty transakcyjne, to są argumenty trzeciorzędne, dlatego że te koszty i dzisiaj nie mają wielkiego znaczenia. Współpraca i integracja gospodarcza doskonale się rozwijają. Zwolennicy przystąpienia do euro nie podnoszą tych kluczowych argumentów. Nie patrzą na problem korzyści i kosztów przyjęcia euro z punktu widzenia całej gospodarki i interesów państwa, a widzą tylko interesy biznesu. Widać, że jest to lobbowanie sfer gospodarczych. Bo ta decyzja ułatwi im ekspansję.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-05-09

Autor: wa